Dlaczego generał Petelicki targnął się na życie? Bo odsunięto go na boczny tor i nie zapraszano do mediów! Tak ustalili śledczy... Śmiać się, czy płakać?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.wikipedia/www.grom.wp.mil.pl/en/20.html
fot.wikipedia/www.grom.wp.mil.pl/en/20.html

Dlaczego zginął generał Petelicki? Według śledczych twórca GROM popełnił samobójstwo, bo "rzadziej zapraszały go media i miał kłopoty w biznesie" - informuje Rzeczpospolita.

W uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu śledztwa, do którego dotarła gazeta wiele ustaleń może budzić wątpliwości.

Jak ustalili prokuratorzy twórca jednostki specjalnej GROM chciał „odejść honorowo", bo jego krytyka władz po katastrofie smoleńskiej zniechęcała dziennikarzy i miał kłopoty w interesach. Stwierdzono, że generała nikt nie nakłaniał do tej dramatycznej decyzji. Nie znaleziono jednak listu pożegnalnego.

Wykluczono motywy rodzinne i  wynikające z problemów zdrowotnych.


Prokurator wskazuje, że na kilka lat przed śmiercią znacznie spadły dochody generała. Jednak z zeznań rodziny wynika, że nie mieli problemów finansowych, a „osiągane dochody pokrywały ich wydatki"

- czytamy w Rz. Śledczy stwierdzili też, że „zdecydowane sądy polityczne" po katastrofie smoleńskiej sprawiły, że „przestał być zapraszany do mediów tak często jak wcześniej".
(Generał m.in. ujawnił  SMS, który 10 kwietnia miało rozesłać kierownictwo PO). 
Zdaniem bliskich Petelickiego ostatnie dni życia nie zapowiadały tragedii. Trzy dni po śmierci miał zaplanowane spotkanie. Jednak są również zeznania, które wskazują, że był apatyczny, co miało być związane z brakiem „zajęcia równie ciekawego i dochodowego, jakie miał wcześniej".


A tak wg. prokuratorów wyglądały ostatnie chwile Petelickiego:

16 czerwca 2012 r. o 15.16 zjechał do garażu. Miał tam trzy miejsca parkingowe, których kamera nie rejestrowała. Lewą rękę trzymał na wysokości biodra, by ukryć pistolet. 17 minut później kamera rejestruje „wydzielinę koloru czerwono-brunatnego", która wypływa spod samochodu żony generała.
Kobieta nie może się dodzwonić do męża. Po raz pierwszy pojawia się w garażu o 15.54. Dochodzi w okolice swojego auta, ale nic nie wzbudza jej podejrzeń. Na parking zjeżdża ponownie o 18.05. Chce sama wziąć wodę z metalowego schowka. Wcześniej prosiła o to męża. Za samochodami znajduje zwłoki. Kwadrans później patrol policji dostaje zgłoszenie od operatora.
Między 15.07 (zaparkowaniem przez żonę auta) a odnalezieniem ciała kamery nie rejestrują nic podejrzanego.
W aktach są zeznania osoby, która korzystała z miejsca przylegającego do tych zajmowanych przez Petelickich. Nie zauważyła nic szczególnego, gdy parkowała o 16. Godzinę później wyjeżdżała z parkingu. Wtedy „odniosła wrażenie, iż jakby ktoś był pomiędzy samochodami Petelickich". Dokładnie jednak nikogo nie widziała.

 

- czytamy w artykule.

Wśród nietypowych okoliczności samobójstwa można odnotować fakt, że na pistolecie z którego padł strzał znaleziono ślad „wskazującego palca lewej ręki Sławomira Petelickiego". Choć według informacji „Rz" generał był praworęczny.
Nie znaleziono też śladów DNA na nabojach, łusce i magazynku pistoletu.

Przyczyną mógł być jego brak lub ewentualnie podprogowa ilość wyjściowego materiału badawczego

– napisano  w opinii.

Jak pisze Rzeczpospolita podczas sekcji zwłok, która  odbyła się dwa dni po śmierci. ustalono, że strzał oddany był z bliskiej odległości.

Oględziny sądowo-lekarskie nie ujawniły śladów walki. Biegli wskazali jednak, że pojedyncze zasinienia w okolicy kolan, grzbietu i prawej łopatki mogły powstać na krótko przed śmiercią. Prokuratura uznała, że może mieć to związek z upadkiem po oddanym strzale lub treningami sztuk walki, które według zgromadzonych w śledztwie zeznań były przyczyną podobnych obrażeń w przeszłości.


Jak pisze autor artykułu śledczy wiele energii poświęcili na wyjaśnianie wątków pobocznych, m.in.  przesłuchania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i socjolog prof. Jadwigi Staniszkis, w związku z ich wypowiedziami o tzw. "liście osób zagrożonych", o której po śmierci Petelickiego, wspomniał Kaczyński.


Prokuratorzy przesłuchali też dziennikarza, który informował o rzekomym szantażowaniu Petelickiego. Miał sprostować te doniesienia. 
W aktach sprawy znalazł się też list, którego autor opisał przebieg zabójstwa generała. Podał również nazwisko rzekomego sprawcy. Prokuratorzy sprawdzili, że osoba o takich danych nie istnieje.

ansa/ Rzeczpospolita

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych