Prof. Staniszkis: w Tusku widzę głównego winowajcę problemów. Mnie przerażają jego niedomówienia, małe kłamstewka. NASZ WYWIAD

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Premier Tusk wraz z ministrem Rostowskim ogłosili, że nowelizacja budżetu na 2013 rok będzie konieczna. Aby jej dokonać, trzeba najpierw zmienić zapis o progach ostrożnościowych w ustawie o finansach publicznych. Rząd konsekwentnie uspokaja, że nie odbije się to na obywatelach. Jednak opozycja zwraca uwagę, że już kilka razy politycy PO zmieniali zdanie w kwestii budżetu, przekazując opinii publicznej rozbieżne informacje. O tym, jakie konsekwencje ta nowelizacja będzie miała dla partii rządzącej, a także o tym, co powinien zrobić minister Rostowski rozmawiamy z profesor Jadwigą Staniszkis.


wPolityce.pl: O czym świadczą problemy premiera Tuska z budżetem? Zmiany decyzji, kręcenie, dawkowanie informacji - jeszcze kilka miesięcy temu minister Rostowski mówił, że nowelizacja nie będzie potrzebna.

Prof. Jadwiga Staniszkis: Myślę, że minister Rostowski trochę to tłumaczył. Optymizm w gospodarce jest czynnikiem, który np. ułatwia tańsze sprzedawanie obligacji za granicą. Być może niedawne mówienie, że nie będzie rewizji budżetu było częścią strategii umieszczania na rynkach zachodnich kolejnych obligacji. Oczywiście, można mówić o sprawie budżetu w takiej szerszej perspektywie. Od przejęcia władzy w 2007 r. premier Tusk, początkowo wbrew ministrowi Rostowskiemu - o czym mówił niedawno prof. Gomułka, wywarł presję, żeby nie wprowadzać rzeczywistych zmian racjonalizujących finanse publiczne. Chodzi o emerytury mundurowe, sędziowskie, prokuratorskie, KRUS, itd. Dopłaty do KRUS-u na jednego ubezpieczonego są kilkakrotnie wyższe niż to co trzeba dopłacać w związku z systemem OFE. To zaniechanie jest pierwszym grzechem rządu Platformy.

 

Gdzie rząd będzie obecnie szukał pieniędzy? Deficyt został zwiększony, ale będą także cięcia w resortach.

W tej chwili można się obawiać, że nastąpią podwyżki różnego typu opłat, jak np. składka rentowa czy podatków, zamiast gruntownej poprawy w finansach. Notowania PO spadają, trudno oczekiwać, że zdecydują się na radykalną, niepopularną, racjonalizację, że pójdą w kierunku likwidacji OFE - mimo, że jest to przyjmowanie zobowiązań nie do realizacji, przy także złym stanie ZUS-u i tylko odsuwanie problemu.

 

Który z panów: Tusk czy Rostowski, według pani profesor, ma większą siłę przebicia w ustalaniu polityki finansowej państwa?

W jakimś sensie współczuję Rostowskiemu, którego uważam za człowieka kompetentnego, ale nie posiadającego zaplecza politycznego i ulegającego nieodpowiedzialnym naciskom politycznym Tuska. Trzeba wspomnieć o jednym elemencie, który pokazuje, że Rostowski dokonuje pewnego manewru: likwiduje progi ostrożnościowe, ale od 2014 r. wchodzi w życie tzw. reguła wydatkowa na poziomie samorządów, która utrzymuje te progi, ale pozwala na znacznie bardziej elastyczne działania. Jeżeli lokalny deficyt może służyć rozwojowi, to będzie można go przekroczyć.

 

Czy są jakieś rozwiązania, których unika obecny rząd, a które poprawiłyby sytuację polskich finansów?

Można wykorzystać te problemy budżetowe na przejście na budżet zadaniowy, który racjonalizuje wydatki. U nas jest niesamowite marnotrawstwo, Polska jest wciąż krajem resortowym. O zarzutach wobec Tuska nie chcę wspominać, bo uważam, że on i jego "ciepła woda", unikanie rzeczywistych reform, robienie rzeczy drastycznych, ale nie rozwiązujących problemów, to wszystko są beznadziejne działania. Sam Rostowski natomiast jest za słaby politycznie, żeby wykorzystać tą sytuację dla rzeczywistej racjonalizacji: wprowadzenia budżetu zadaniowego, uszczelnienia VAT-u. Pozytywnie oceniam próbę przesunięcia i uelastycznienia progów ostrożnościowych na poziomie tej reguły wydatkowej, która pozwala różnicować regionalnie i na typ działania. Myślę, że gdyby rządził ktoś bardziej kompetentny niż Tusk, to być może byłaby to okazja do zracjonalizowania rządzenia.

 

Jak się ma polityka rządu Tuska do myślenia o przyszłości?

Główną wadą tego rządu jest krótkowzroczność. Spójrzmy na pomysł przejęcia środków z OFE, czyli - inaczej mówiąc, na sztuczne i przejściowe zmniejszenie zobowiązań państwa. ZUS już dzisiaj ma problemy - wydajemy przecież na emerytury i renty 190 mld, a brakuje 80, bo zbiera się tylko 110. Powinna powstać inna koncepcja, np. poważne rozważenie emerytur obywatelskich, o których mówi Wipler. Skutkują one tym, że ludzie mają wyższe dochody i świadomość, że muszą dodatkowo inwestować. OFE przekształciłoby się w dodatkowy kanał. Przerażająca w tym wszystkim nie jest dziura budżetowa, a doraźność rządowych recept: brak wyciągania wniosków, brak reform strukturalnych, nieusuwanie przywilejów. Obawiam się, że jest to pod wpływem ludzi niekompetentnych, pseudoekonomistów wokół Tuska, a także pod wpływem samego Tuska. Rostowski, jak pamiętamy, kilka lat temu bronił systemu OFE. Jego głównym błędem jest, że ulega.

 

Zwiększenie deficytu i cięcia w poszczególnych resortach przestraszą Polaków, to może pogłębić kryzys sondażowy PO?

Te cięcia nie są tak znaczące. Jednak przy tej okazji rządzący powinni się zastanowić nad systemem administracji. Nie mówię o cięciach w ilości zatrudnionych, ale o szybszych i nowoczesnych metodach zarządzania publicznego i o możliwości budżetu zadaniowego. Poza tym, czy to nie jest moment, żeby wrócić do problemów przywilejów emerytalnych, które naprawdę są wysokie? Trzeba pokazać i wyliczyć, ile dopłaca się do systemów emerytur resortowych i czy nie byłoby lepiej podnieść płace, a stworzyć mechanizmy przejmowania przez ludzi odpowiedzialności dot. indywidualnego inwestowania. Mnie przerażają te niedomówienia Tuska, małe kłamstewka, np. że ZUS świetnie działa. Ten kryzys powinien być okazją, do poważnego przemyślenia.

 

Przy okazji cięć ujawnił się ewidentny konflikt na linii Jacek Rostowski-Marek Belka. Szef resortu finansów obarczył winą za problemy budżetowe RPP. Jak ocenia ten konflikt?

Sądzę, że Rostowski ulega Tuskowi. Próbuje przerzucić winę na NBP, co też nie jest gentelmeńskie. Belka był ważnym sojusznikiem Rostowskiego w próbie pohamowania Tuska w przedwczesnych próbach wchodzenia do euro. Sam Rostowski jest słaby politycznie i ulega niekompetentnemu premierowi, ale próbuje przenieść te progi ostrożnościowe w sposób bardziej elastyczny na niższy poziom samorządów. Gdyby wprowadził przy tym trzyletni budżet zadaniowy, to jest to wtedy zupełnie inny sposób zarządzania. Tak jest niekonsekwentny, działa pod presją. Głównego winowajcę widzę w premierze.

Rozmawiała Magdalena Czarnecka

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.