Szef Platformy Obywatelskiej wezwał obywateli do bojkotu referendum w Warszawie. To kuriozalne wydarzenie w kraju, w którym środowiska bliskie Tuskowi nieustannie narzekają na niską frekwencję podczas wszelkich głosowań, nie jest czymś wyjątkowym dla PO. W styczniu tego roku zakopiańscy działacze Platformy Obywatelskiej wezwali mieszkańców tatrzańskiego miasta do zbojkotowania referendum, w którym decydowało się pozostanie na stanowisku burmistrza sprzyjającemu PO.
Były to wezwania skuteczne - referendum okazało się nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji. Czy Donald Tusk chce powtórzyć "sukces", jakim była klęska demokracji w Zakopanem - na większą skalę, w Warszawie?
O swoistym podejściu Tuska do demokratycznego państwa prawa rozmawiamy z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem.
wPolityce.pl: Jak pan ocenia nawoływania Tuska do absencji w czasie referendum w Warszawie?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Oceniam to tak, jak większość obywateli. PO znana jest z takiego instrumentalizowania demokracji, gdy jej jest wygodnie, to wzywa do udziału w głosowaniu. Obnosi się z przymiotnikiem „obywatelska”, no ale widać, że w tym przypadku jest coś jej nie na rękę, więc wzywa do bojkotu. Przypomina to trochę zachowanie Donalda Tuska do niepłacenia abonamentu...
... do dziś radio i telewizja odczuwają skutki tych wezwań...
Tak. Było to bardzo bulwersujące, ponieważ jakby nie patrzeć było to wezwanie do niepłacenia podatku. Teraz jest podobnie. Nawet nie ma zachowania pozorów. Przecież referendum jest ważną formą demokracji, więc powinno się je szanować, a powinna to robić zwłaszcza partia, która odwołuje się do aktywności obywatelskiej i samorządowej. To trudne do wyobrażenia, aby polityk demokratycznego kraju tak się zachowywał.
Tusk i jego środowisko tłumaczy, że referendum ma „niższą rangę” niż np. wybory. Ale trudno sobie wyobrazić, aby nawoływali do bojkotu referendum, np. w sprawie akcesji do UE. A wtedy nawet dwudniowe zrobili, aby podwyższyć frekwencję.
Poza tym ile ubolewano nad tym, ile stron wypisano ze skargami, że Polacy tak słabo uczestniczą w wydarzeniach demokratycznych. Widać niepokojące tendencje w polityce tego rządu. Grożenie związkom zawodowym, itd. Stosuje się instrumentalnie prawo, no i podważa zasady demokracji.
Przecież zawsze byliśmy dumni z tego, że referendum było w Polsce tak mocno uwzględniane. Ale mam nadzieję, że efekt tych wezwań będzie odwrotny od zamierzeń szefa rządu. I Polacy mający już dosyć nepotyzmu, arogancji władzy skorzystają jednak z broni demokratycznej.
Czy można sobie wyobrazić, że Tuskowi przyjdzie kiedyś do głowy pomysł, aby zawiesić czasowo demokrację, np. z obawy przed dojściem do władzy partii opozycyjnej, nazwanej dla większego efektu – faszystowską?
Mimo że mówi się o „putinizacji życia” w Polsce na szczęście pewnych rzecz zrobić nie można. Wiązałoby się to choćby z kompromitacją. Choć oczywiście nie można wykluczać prób delegalizacji partii okrzykniętej faszystowską, ale jakieś poważniejsze posunięcia raczej nie.
Czyli można uznać, że to są takie ekscesy, jak z tym abonamentem. Coś przychodzi premierowi do głowy i od razu to ogłasza.
Tak, właśnie tak to wygląda i – powtórzę – nie przysporzyło mu to sympatyków. Jeszcze przypomniał mi się pewien precedens z hasłem przed wyborami: „zabierz babci dowód”. To też przecież było bardzo niepokojące, że chce się ograniczyć jakiejś grupie wyborców ich prawa.
Jestem bardzo przeciwny takim zagrywkom. Obróci się to wcześniej czy później przeciwko głosicielom takich haseł, ale przede wszystkim obraca się to przeciwko Polsce i demokracji. Największa partia powinna stać na straży zasad i zachowywać się inaczej: zawsze powinna nawoływać do wysokiej frekwencji podczas wyborów i referendów. Nawet jeśli są to referenda niewygodne dla partii.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/162363-prof-krasnodebski-trudno-sobie-wyobrazic-aby-polityk-demokratycznego-kraju-tak-sie-zachowal-po-znana-jest-z-instrumentalizowania-demokracji-nasz-wywiad