Jan Rulewski o scenariuszu "gorącej jesieni" strajkowej: "W obozie władzy wyczuwalna jest nerwowość. Tusk to nie Margaret Thatcher, która nie ustąpi. Ustąpi!" NASZ WYWIAD

fot. YouTube
fot. YouTube

Związek Zawodowy "Solidarność" stracił cierpliwość i ogłosił przygotowanie do strajków. Protesty mają rozpocząć się jedenastego września.

CZYTAJ WIĘCEJ: Związkowcy zapowiadają ostry spór z rządem i gorącą jesień. "Puszczają im nerwy, boją się nas. Jesteśmy przygotowani na długą walkę"

O szansach związkowców na zmuszenie rządu do ustępstw rozmawiamy z Janem Rulewskim, legendarnym działaczem pierwszej "Solidarności", dziś senatorem Platformy Obywatelskiej.

 

wPolityce.pl: Skąd taki duży ładunek agresji władzy do związku zawodowego i do Piotra Dudy, przewodniczącego „Solidarności” personalnie?

Jan Rulewski: To jest logiczne, że gdy wyrasta duża siła, która jest przeciwnikiem, to usiłuje się ją zwalczyć. Czyli nic z papieża nie zostało i zamiast „Solidarności” mamy walkę. Na dodatek ta siła pojawia się, gdy polityka rządu przechodzi zadyszkę. Jednak najważniejszy powód to taki, o czym ja ciągle mówię, że my nie mamy dobrego planu dla Polski. Kryzys kryzysem, są różne metody walki z kryzysem, można go przeczekać, można z nim walczyć, no i można podać się do dymisji, z tym, że to ostatnie nie jest brane na ogół pod uwagę. To wszystko powoduje nerwowość w obozie władzy.

Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą odkryłem, i za brak czego którą winię związki i rządy solidarnościowe. Mianowicie sztuka negocjacji. U nas kończy się na zwykłej rozmowie. Rząd coś oświadcza, związki coś oświadczają. Czy jest tu rzeczywiste pole do negocjacji? Przez gazety można sobie składać oświadczenia.

 

Czy uważa pan, że wszystkie mosty zostały spalone?

Nie. W demokracji nie ma takiego pojęcia. Za komuny był strach, że jak władza upadnie, to będzie interwencja. Żadna władza, z Tuska włącznie, nie podjęłaby desperackich działań. Podobnie jak nie wierzę, że związek jest w stanie unieruchomić gospodarkę. Nie leży to w jego możliwościach. Nasza gospodarka ma kilkunastu właścicieli, a każdy właściciel stosuje inną politykę.

 

Jak pan widzi tę jesień? Będzie gorąca?

Powiedzmy sobie szczerze: związek nie jest potęgą. Nie umie obsadzić pola pośredniego – pola negocjacji. Mieliśmy w związku niegdyś ekspertów, doradców, którzy dostarczali na opinii niezwiązkowych. Dzisiaj „Solidarność” nie ma wpływów w różnych środowiskach. Jest zamkniętym związkiem zawodowym. Zresztą inne też, choć OPZZ jest lepiej zorganizowany, bo ma reprezentanta w postaci SLD.

Solidarność stoi w takim rozkroku; z jednej strony obawia się – mając doświadczenie z Januszem Śniadkiem i Jarosławem Kaczyńskim – aby się upolitycznić, bo wówczas traci na skuteczności. A np. Związek Nauczycielstwa Polskiego różnymi metodami wpływów u Tuska wyjednało sobie korzystne warunki płacowe.

 

Czyli pokaz optymizmu Donalda Tuska ma swoje uzasadnienie? Jesień nie będzie należała do Solidarności?

Nie, ja też uważam, że to tylko napinanie mięśni. Mamy społeczeństwo, w którym występuje bardzo wielu drobnych przedsiębiorców, w tym jednoosobowych. Oni nie mogą strajkować, to miękkie podbrzusze ruchu związkowego. Ta grupa to taki amortyzator protestów. Podobnym amortyzatorem jest kapitał zagraniczny, któremu tu się dobrze wiedzie i oferuje często w w miarę niezłe warunki pracy. Może nie wszystkim, ale wielu tak.

Rząd Tuska jest pragmatyczny. Tusk to nie Margaret Thatcher, która nie ustąpi. Ustąpi. Tak jak w sprawie emerytur górniczych, emeryturach pomostowych, mundurowych.

Jednak wniosek jest ogólny taki, że sytuacja Polski wymaga zmian. Strajki się skończą, a problemy pozostaną, a nawet mogą się powiększyć, o czym świadczy niespodziewana nowelizacja ustawy budżetowej.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.