Ewa Błasik: na kilka dni przed katastrofą smoleńską mąż mówił, że planowany jest zamach

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Na kilka dni przed wylotem do Katynia i katastrofą pod Smoleńskiem, w Święta Wielkanocne, mąż powiedział, że planowany jest zamach terrorystyczny na jakiś statek powietrzny. Tak powiedział

- mówi w rozmowie z Onetem Ewa Błasik, wdowa po śp. dowódcy Sił Powietrznych

Żyjemy w takich czasach, że wszystko jest możliwe. Jesteśmy członkiem NATO, bierzemy udział w różnych zagranicznych misjach, także w Afganistanie. Mój mąż, na stanowisku dowódcy Sił Powietrznych, musiał brać pod uwagę każdą ewentualność. Rozpracowywanie informacji o możliwym zamachu należało jednak nie do niego, ale do służb specjalnych, wywiadu i kontrwywiadu

- podkreśla.

Wspominając tamten moment, mówi że zarówno ona, jak i jej mąż wierzyli, że służby działają należycie i nawet w chwili takiego zagrożenia będą potrafiły zadziałać poprawnie. Dopiero po katastrofie przekonała się "jak to państwo i służby naprawdę funkcjonują".

Nie tak to wszystko powinno się odbywać. Teren katastrofy powinien zostać uczyniony strefą eksterytorialną. Powinniśmy zwrócić się o wsparcie do NATO. Najważniejsi generałowie tego Paktu byli gotowi udzielić nam wszechstronnej pomocy. Polska niestety nie dysponuje kompetentnymi i rzetelnymi ekspertami do spraw wyjaśniania katastrof lotniczych. Wszyscy doskonale widzą, do jakich absurdów doprowadził ich tok rozumowania i tzw. kontekst sytuacyjny. Ręce opadają! Uczciwi dziennikarze powinni się kierować zdrowym rozsądkiem i szybko wychwytywać, kto mówi prawdę, a kto ją tuszuje

- mówi wdowa po gen. Błasiku i podkreśla, że "w Smoleńsku mogło się zdarzyć wszystko", ale tzw. eksperci nie są w stanie niczego wyjaśnić.

Po tym jak spadł samolot CASA, wielu pilotów łącznie z moim mężem, twierdziło, że raport nie zawiera prawdziwych przyczyn tej tragicznej katastrofy. Do dziś tak naprawdę nie znamy powodów katastrofy CASY, a teraz też Tu-154M w Smoleńsku

- przypomina Ewa Błasik i podkreśla, że zdaniem jej męża katastrofa CASY nie jest do końca wyjaśniona:

Tam zginęli wysocy wojskowi, jego przyjaciele i uczniowie. Jak na ironię losu, wracali z konferencji o bezpieczeństwie lotów. Mąż nie miał pewności, i nie mamy jej także teraz, dlaczego ten samolot tak nagle runął na ziemię. Być może jakaś usterka techniczna? Ale całą winę od razu zrzucono na pilotów i ich szkolenie, choć ci piloci byli przecież szkoleni przez Hiszpanów.

Ewa Błasik przyznaje, że każdego dnia zastanawia się nad przyczynami katastrofy smoleńskiej.

Mąż wierzył i ufał pilotom. Wiedział, że ma ich mało, ale że są to bardzo oddani lotnicy z pasją. Po powrocie z Haiti mąż nagrodził kapitana Arkadiusza Protasiuka - był z niego dumny. Często mówił o pilotach "moi chłopcy". Bardzo ich szanował, rozumiał i doceniał ich trudny zawód. (...) W tę podróż wybrali się wszyscy dowódcy Sił Zbrojnych. Niektórzy przerwali urlop, żeby lecieć do Katynia. Dla nich wszystkich to było wyróżnienie i zaszczyt, że ktoś o nich pomyślał i że zostali zaproszeni na pokład tego specjalnego samolotu. Wszyscy byli przekonani, że ten samolot musi być bezpieczny. To musiał być najbezpieczniejszy samolot w naszej ojczyźnie, bo jest rządowy i latają nim najważniejsze osoby w naszym państwie.

mall / onet.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych