Wojskowi śledczy ukrywają prawdę o materiałach wybuchowych? Zespół smoleński kieruje sprawę do prokuratury. NASZA RELACJA

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Parlamentarny zespół badający przyczynę katastrofy smoleńskiej ujawnił zapisy pracy detektorów, których śledczy i prokuratura używali w Smoleńsku. Na wydruku zapisu pracy spektrometrów zaznaczono kilkadziesiąt miejsc, w których urządzenia sygnalizowały obecność materiałów wybuchowych. W ocenie członków zespołu prokuratura wojskowa do dziś nie przeprowadziła rzetelnych badań dot. weryfikacji hipotezy, że na pokładzie Tu-154M w Smoleńsku doszło do wybuchu. Co więcej, ukrywa prawdę o całej sprawie. W związku z tym zespół kieruje do Prokuratora Generalnego zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

NASZA RELACJA z posiedzenia parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej.

Poseł Antoni Macierewicz wskazał na początku, że śledczy zajmowali się sprawą obecności materiałów wybuchowych na pokładzie tupolewa wielokrotnie.

W 99,9 proc. wypadków mówiła, że nie doszło do wybuchu już na wstępnym etapie działania

- wskazywał.

Przewodniczący poinformował, że w czasie prac prokuratury w tej sprawie doszło do tylu zaniedbań i zaniechań, że "jesteśmy zobligowani jako posłowie do złożenia zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, dotyczącego oszukiwania i mataczenia opinią publiczną".

Macierewicz wskazuje, że przykładów na mataczenie śledczych ws. materiałów wybuchowych można mnożyć.

To pokazuje, że mamy do czynienia nie z przypadkiem, ale działalnością systematyczną i stałą. (...) Prokuratura winna jest zaciemniania prawdy o obecności materiałów wybuchowych w tupolewie

- mówił Macierewicz.

W czasie prezentacji zespół przedstawił dowody na działanie śledczych NPW, niezgodne z prawem.

Wśród nich znalazły się:

- nie wykorzystanie możliwości wzięcia udziału we wszystkich czynnościach śledczych, w tym w oględzinach wraku;

- pozostawienie wraku Tu-154 w rękach Rosjan;

- nie wymuszenie na Rosji rzetelnej ochrony wraku i zabezpieczenia materiałów wrażliwych na warunki atmosferyczne;

- nie uzyskanie wszystkich rejestratorów lotu;

- poświadczania nieprawdy wykluczając wybuch, np. manipulując ekspertyzą Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, czy fałszując ekspertyzę firmy Small Giss, która wskazywała na miejsca wybuchów w Smoleńsku (NPW zaprzeczała wręcz, by taka ekspertyza istniała);

- markowanie działań dot. szukania śladów materiałów wybuchowych

- nie użycie chromatografów, które mogłyby wykryć ślady materiałów powybuchowych w Smoleńsku

- zaniechanie badań dot. istnienia śladów materiałów powybuchowych, które przywieziono w workach po katastrofie

- nie pobranie próbek z 3/4 obszaru tragedii smoleńskiej

- nie wzięcie udziału w czynnościach oględzin miejsca tragedii i wraku

- posługiwanie się instytucjami, które nie miały prawa robić ekspertyz dotyczących materiałów wybuchowych.

Poseł Macierewicz wskazał również na ekspertyzę rosyjską, która miała sprawdzić czy w tupolewie doszło do wybuchu. Taką ekspertyzę zlecono na wiosnę 2011 roku i do dziś - jak się okazuje - nie wiadomo, co się w niej dzieje.

Rosjanie zlecili ekspertyzę, ale polska prokuratura nie starała się dowiedzieć, co się w niej znajduje

- tłumaczył Macierewicz.

W czasie posiedzenia zespołu ujawniono również zapisy ze spektrometrów, które były używane w Smoleńsku. Na wydrukach pokazano moment wskazania materiału wybuchowego przez detektor. Urządzenia alarmowały co chwilę.

Macierewicz odniósł się również do konferencji prasowej prokuratury wojskowej, która prezentowała wyniki badań próbek pobranych w Smoleńsku.

Byliśmy świadkami konferencji prasowej, na której poinformowano nas, że po 8 miesiącach prezentowane są wyniki badań przesiewowych. Pokazano nam, że badania nie wskazały obecności materiałów wybuchowych, że w żadnej ich nie stwierdzono. Okazało się, że próbek z wnętrza samolotu nie tylko nie badano, nie tylko nie zabezpieczono, ale wręcz nie pobrano. Wskazano jedynie Rosjanom, że takie miejsca są. Potem prokuratura i biegli wrócili ze Smoleńska. To jest działanie na szkodę śledztwa. To może się skończyć zniszczeniem materiału dowodowego

- tłumaczył Macierewicz.

Wskazuje, że fakt niepobrania przez śledczych próbek z wnętrza maszyny oznacza, że w całej sprawie zaprzepaszczono szanse na wykorzystanie niezmiernie ważnych dowodów. W związku z tym zespół parlamentarny chce wezwać Prokuratora Generalnego, by wyznaczył prokuraturę, która zajmie się sprawą działań prokuratury wojskowej ws. materiałów wybuchowych.

Te fakty - zważywszy na skalę, systematyczność i długotrwałość działań prokuratury wojskowej muszą prowadzić nie tylko do postawienia zarzutów prokuratorom, ale również do zmiany prokuratury prowadzącej śledztwo. Tak dłużej najważniejszego śledztwa w Polsce prowadzić nie sposób

- tłumaczył Macierewicz.

Z ostatnią opinią zgodził się poseł PiS Stanisław Piotrowicz. Wskazał, że zdziwił go brak sprawy śledztwa smoleńskiego w sprawozdaniu z działań prokuratury w 2012 roku.

W sprawozdaniu prokuratora generalnego nie ma słowa o najważniejszym śledztwie w Polsce. Również w uwagach ministra sprawiedliwości do sprawozdania nie znalazłem żadnych uwag dotyczących śledztwa smoleńskiego

- tłumaczył Piotrowicz.

Zapowiedział, że podejmie działania mające na celu zainteresowanie się wnioskiem o możliwość popełnienia przestępstwa w NPW przez sejmową komisję sprawiedliwości.

Zabierając głos Andrzej Melak również odniósł się do konferencji prasowej NPW. Przypomniał, że jeden z dziennikarzy pytał, jak zabezpieczono próbki pobrane w Rosji.

Śledczy mówili, że mają pełne zaufanie do strony rosyjskiej oraz, że próbki po prostu zabezpieczono i przekazano Rosji

- tłumaczył.

Przypomniał również, że śledczy zaznaczyli, że prokuratura nie badała żadnych szczątków tupolewa, które przywiezione zostały przez osoby prywatne ze Smoleńska.

To, co jest w zasięgu ręki prokuratury i mogłoby dać ważne wyniki, nie jest badane. Badane jest jedynie to, co można poddać kontroli rosyjskiej

- tłumaczył.

Podsumowując konferencję NPW Melak powiedział, że "to gra na zwłokę, wprowadzanie opinii publicznej w błąd".

Antoni Macierewicz podkreślił z kolei na kolejny skandal związany z czynnościami śledczymi. Poseł zaznaczył, że w Smoleńsku nie pobrano żadnych próbek z wnętrza samolotu.

Dzień po konferencji prokuratury wojskowej prokurator Andrzej Seremet mówił, że na przełomie lipca i sierpnia mówił śledczy muszą pojechać do Smoleńska i pobrać próbki z wnętrza samolotu

- tłumaczył, zaznaczając, że próbki badane dotąd dotyczą jedynie warstw zewnętrznych.

Wskazano Rosjanom miejsca, powiedziano, że Polacy wrócą na rok, a w tym czasie strona rosyjska może robić, co chce

- mówił, dodając, że w Smoleńsku na samych fotelach spektrometry wskazały aż 60 miejsc, w których wykryto materiały wybuchowe.

Poseł Piotrowicz zaznaczy, że "wystarczy popatrzeć na działania władz, na stosunek do tej sprawy, by wyciągnąć wniosek, że sprawa jest niejasna, nieoczywista".

Dla mnie coraz więcej dowodów wskazuje na to, że mamy do czynienia z przestępczym działaniem

- tłumaczył Piotrowicz.

Jednym z takich działań zdaniem posła Macierewicza jest sprawa wyznaczanych do prowadzenia ekspertyz instytucji.

Żadna z ekspertyz przywoływanych przez prokuraturę nie była przeprowadzona zgodnie z prawem. Zrobiono analizy jedynie tam, gdzie można było. Żadna instytucja, wyznaczona do prowadzenia ekspertyz nie miała uprawnień pozwalających badać obecność materiałów wybuchowych

- tłumaczył.

Jego zdaniem "mamy do czynienia ze świadomym działaniem na szkodę śledztwa, opinii publicznej oraz na rzecz organów państwowych".

Andrzej Melak odnosząc się do działań prokuratury wskazywał, że "wszystko się robi, żeby nam utrudnić dostęp rodzin do materiałów".

Czekam na wyniki badań dot. obecności materiałów wybuchowych, które powinny dotyczyć ekshumowanych zwłok. To już trwa półtora roku. Zdaje się, że śledczy starają się opracować sposób, by wyjaśnić i wytłumaczyć tę sprawę opinii publicznej

- tłumaczył Melak.

Na zakończenie omawiania działań wojskowych śledczych Ewa Błasik wskazała, że działania dotyczące katastrofy smoleńskiej przypominają działania w czasach PRL i tamte śledztwa dotyczące tragedii lotniczych.

Wspomniała również o tym, że jej mąż przed wylotem do Katynia miał złe przeczucia.

Mąż przed wylotem do Katynia otrzymał informacje, że jest sygnał o planowanym zamachu na statek powietrzny. Mówił, że ma nadzieję, że służby specjalne wiedzą, co robią. To było kilka dni przed 10 kwietnia. On tak, jakby czuł ogromne zagrożenie. Być może dlatego nie chciał lecieć tupolewem, być może dlatego chciał wziąć dowódców wojskowych do JAK-a. Jeździł po Polsce i żegnał się z ludźmi. Dwa dni przed lotem mówił kogo widzi, na swoje stanowisko

- tłumaczyła Ewa Błasik.

PRZECZYTAJ WYWIAD z EWĄ BŁASIK!

saż

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.