Podgostyńskie sanktuarium maryjne, uznane niedawno przez prezydenta RP za Pomnik Historii, będzie przysłonięte przez gigantyczny budynek cukrowniczy firmy Pfeifer&Langer Polska SA. Na chwilę obecną silos przysłania okoliczne zabudowania, tymczasem w planach ma jeszcze zyskać dodatkową kopułę.
Wyburzenie giganta jest niemożliwe. Jeśli ktoś uzyskał pozwolenie na budowę, to w przypadku wtórnego nakazu rozbiórki musiałby pewnie dostać ogromne odszkodowanie. Aczkolwiek w ramach sprawiedliwości dziejowej tak właśnie powinno się stać, pejzaż powinien zostać oczyszczony
- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jacek Kowalski, przewodniczący Komisji Historii Sztuki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
wPolityce.pl: Jak pan się zainteresował sprawą zabytkowego sanktuarium przysłoniętego przez budynek cukrowni?
dr hab. Jacek Kowalski: Prozaicznie. Na Boże Ciało pojechałem do Gostynia i zobaczywszy silos, oniemiałem. Zaraz zadzwoniłem do kolegów, członków Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków pytając, o co chodzi, skąd to i tak dalej. Nic nie wiedzieli, chociaż inwestycja przygotowywała się zapewne od ponad roku, a jej skala jest gigantyczna. No, ale jak się dowiedzieli, to się zrobiła afera. Teraz sprawa jest w naszym środowisku głośna.
Jak dokładnie ucierpi zabytkowe sanktuarium na obecności wielkiego cukierniczego silosa?
Już ucierpiało. Krajobraz Gostynia z dominującą nad nim kopułą bazyliki Matki Bożej – to jest (a może raczej: to była?) jedna z „ikon” Wielkopolski. Ponadto sanktuarium na Świętej Górze z obrazem Matki Bożej Róży Duchownej to od wieków jedno z najważniejszych „świętych miejsc” regionu. No i jest prawdziwym klejnotem narodowej sztuki. Na przełomie XVII i XVIII w. powstała tu wielka kopułowa bazylika wespół z klasztorem, ze wspaniałym wyposażeniem. Zabytek wysokiej rangi (dawniej powiedziano by: „klasy zero”). Nic dziwnego, że Prezydent RP nadał mu ostatnio tytuł Pomnika Historii. I nagle, u podnóża Świętej Góry, na osi bazyliki, w dodatku nieopodal gotyckiej fary, czyli w samym środku miasta – wyrasta betonowa beczka większa i od fary, i od sanktuarium. Zakłóca i psuje pejzaż, staje się jego dominantą. Na dobitkę kiedy staniemy sobie w centrum bazyliki i spojrzymy ku portalowi – portal okaże się widokową „ramą” dla silosa, który go „wypełnia”…
Można było tego uniknąć?
Można było, i to na różne sposoby. Na przykład poprzez inna lokalizację i zamianę jednego wielkiego silosa na kilka mniejszych. Ale teraz klamka zapadła. Wyburzenie giganta jest niemożliwe. Jeśli ktoś uzyskał pozwolenie na budowę, to w przypadku wtórnego nakazu rozbiórki musiałby pewnie dostać ogromne odszkodowanie. Aczkolwiek w ramach sprawiedliwości dziejowej tak właśnie powinno się stać, pejzaż powinien zostać oczyszczony. Tylko że tak się nie stanie, bo żyjemy w tej Rzeczypospolitej, a nie w innej. Cała ta sytuacja jest skutkiem dziurawego prawa i – zapewne – nacisków biznesowych, które trafiają na nieodpowiedzialnych decydentów. I trudno wskazać jakąś jedną osobę odpowiedzialną za ten skandal. Ów brak osoby odpowiedzialnej – to zapewne katalizator całej sytuacji …
Jeżeli droga prawna jest teraz zablokowana, to czy wcześniej była możliwość jakichś działań prawnych ze strony konserwatora zabytków czy innych odpowiednich organów?
Proszę zajrzeć do wywiadu, który przeprowadziłem m.in. z prof. Rafałem Eysymonttem, ekspertem w tej dziedzinie. Ponieważ w tej chwili nie mam wglądu w dokumenty dotyczące sytuacji w Gostyniu, możemy sobie tylko powiedzieć, jak rzecz wyglądać mogła lub wyglądać powinna. Otóż Ustawa o Ochronie Zabytków stwierdza, że chroni się zarówno zabytek, jak i jego widok, nawet jeśli ten ostatni nie został wpisany do rejestru. Ale w tej samej ustawie mówi się o potrzebie wpisania do rejestru także i widoku. Wszystko zatem zależy od tego, na który z paragrafów się powołamy. Ostatnią sprawą jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który powinien być przez konserwatora odpowiednio zaopiniowany. Jeśli plan został skonstruowany dobrze, to zabezpieczy zabytki i ich widoki. Jeśli zaś ma „luki” konserwatorskie, lub jeśli go brak (a to w Polsce sytuacja nagminna), powstaje pole do nadużyć. Co do Gostynia nie wiem, czy plan istnieje i jak wygląda. Tak czy owak – konserwator zamiast wziąć wodę w usta, mógł przynajmniej dokonać próby uniknięcia skandalu. Myślę tu o konserwatorze wojewódzkim z Poznania oraz o podległych mu urzędnikach z Delegatury w Lesznie, którzy bezpośrednio wydawali zezwolenie. Na pewno wiedzą, jakich środków prawnych nie wykorzystali, bądź może, kto wie, już nie mogli wykorzystać. Ale jakiekolwiek usłyszelibyśmy tłumaczenie – skandal jest oczywisty.
Czy konserwator zabytków miał jakąś możliwość pomocy ze strony innych organów?
Jeśli ktoś chce ochronić pejzaż przed zaśmieceniem, to jeśli nie jest w stanie zrobić tego na podstawie przepisów, powinien uruchomić opinię publiczną. Opinia publiczna pozostaje potencjalnie wielka siłą i znamy przykłady (nieliczne, niestety) interwencji, które odniosły skutek. Ale poza wszystkim konserwator wojewódzki powinien zwrócić się do Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków, żeby go wsparła. To ona najczęściej pomaga mu rozstrzygać różne wątpliwe przypadki. Tym razem Rada w ogóle nie wiedziała ani o planach inwestycji, ani o ich zatwierdzeniu, ani o wielomiesięcznej budowie. Co wydaje się wprost niepojęte. Oczywiście konserwator teoretycznie nie musi Rady o niczym informować, ani przychylić się do jej opinii, jeśli nie chce. Nie popełnił więc w tym punkcie przestępstwa czy wykroczenia… tylko ukrywając przed Radą „zwyczajny skandal” – no, powiedzmy, stracił honor.
Czy w związku z Listem otwartym, który państwo napisali, mają państwo jakąś odpowiedź ze strony władz samorządowych czy organów nadrzędnych?
Na razie List dopiero co dotarł do adresatów, więc na reakcje jeszcze czekamy. Ale tego rodzaju listy otwarte pełnią też funkcję apelu do środowiska, ba, do społeczeństwa, które jak dotąd nie potrafiło stworzyć odpowiedniego mechanizmu, czy nawet atmosfery dla ochrony skarbów swojej kultury. Przecież w samej Warszawie zdarzył się właśnie podobny przypadek: powstał wieżowiec, widoczny z terenów Łazienek Królewskich, który zaśmiecił widok Belwederu. I też – „nikt” nie jest za to odpowiedzialny, „nikt” tego odpowiednio wcześnie nie zauważył. Więc o czym my tu w ogóle mówimy? W takim Waszyngtonie nie jest możliwe, żeby historyczne budynki, będące symbolami USA, miały jakąkolwiek architektoniczną konkurencję. To pokazuje w jakim kraju żyjemy: i mówię już nie o prawie, ale o kulturowej świadomości Polaków, o niedowładzie opinii publicznej.
A na jaką odpowiedź państwo liczycie?
W Liście nie zaproponowaliśmy konkretnych rozwiązań, na razie wskazujemy tylko na ułomności polskiego prawa. Myślę jednak, że trzeba wywołać dyskusję nad jego nowelizacją w zakresie ochrony zabytków i krajobrazu historycznego. Wiemy, że kancelaria Prezydenta RP przygotowuje jakieś projekty – ale liczymy na poruszenie opinii publicznej. Potrzebna jest prawodawcza inicjatywa obywatelska. Trzeba uświadomić Polakom powszechny brak wrażliwości na nasz historyczny krajobraz – zanim będzie za późno. No, po części już jest za późno. Ale tym bardziej trzeba zwracać uwagę na takie gigantyczne skandale jak ów w Gostyniu. One właśnie winny być brane pod lupę jako przypadki kliniczne, żeby na przyszłość podobnych uniknąć.
Rozmawiała Magdalena Czarnecka
CZYTAJ TAKŻE: Wzywamy do podjęcia pilnych działań w imię ochrony krajobrazu historycznego naszej Ojczyzny
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/160796-sanktuarium-w-cieniu-betonowego-silosa-trzeba-uwrazliwic-polakow-na-nasz-historyczny-krajobraz-zanim-bedzie-za-pozno-nasz-wywiad-z-prof-kowalskim