Żołnierze bez mundurów, czyli dyktatura wojskowych urzędników zza biurek. Polko: Nasza armia przypomina Urząd Wojska Polskiego

Fot. Marcin Bielecki/PAP
Fot. Marcin Bielecki/PAP

Polscy żołnierze coraz bardziej zamieniają się w sekretarki. Nie, to nie żart wymyślony przez cywili. Liczba "biurowych żołnierzy" stanowi nawet 70-80 proc. całej armii liczącej około 100 tys.osób. Tymczasem dyktatura wojskowych biurokratów jest coraz silniejsza.

Wyjściem z patowej sytuacji miało być ucywilnienie stanowisk urzędniczych, zgodnie z którym, na miejsce żołnierza odchodzącego ze stanowiska dyrektorskiego zostanie rozpisany konkurs wyłącznie dla cywilów. Jednak teoria sobie, a praktyka sobie...

Wszystko zależy od politycznego zapotrzebowania. Jeśli na cywilne stanowisko chce wskoczyć żołnierz, dokonuje się odpowiednich zmian strukturalnych

- mówi cywilny zastępca dyrektora jednego z departamentów resortu obrony narodowej, który – w obawie o swój cywilny etat – pragnie zachować anonimowość.

Żołnierze w Sztabie Generalnym nadal kurczowo trzymają się biurek: pracuje tam 489 wojskowych i zaledwie 123 cywilów. Natomiast w urzędzie ministra obrony narodowej stanowiska cywilne zajmują 732 osoby, 452 stanowiska urzędnicze są przewidziane dla żołnierzy.

Co drugi żołnierz może pracować u ministra obrony narodowej za biurkiem, a znaczna część mundurowych nawet nie wie dobrze, jak powinno się strzelać z pistoletu. Okazuje się, że nawet rzecznik szefa resortu obrony narodowej nie pamięta, kiedy ostatnio założył mundur.

Nie przypominam sobie. Rzeczywiście chodzę w garniturze, ale identyfikuję się ze służbą, nigdy nie pracowałem i nie chciałbym pracować w cywilu

- mówi płk Jacek Sońta.

Okazuje się, że w armii panuje wręcz niechęć do noszenia mundurów. Nawet, gdy chodzi o specjalne gale.

Minister obrony Aleksander Szczygło wydał zarządzenie, że wszyscy wojskowi, także ci pracujący w wojskowej biurokracji w resorcie, muszą nosić mundury, a jeden dzień w tygodniu uniform polowy. Mieliśmy z tego powodu dużo radości, bo albo ich nie mieli i na gwałt szukali, albo się w nie nie mieściliśmy

- relacjonuje cywilny urzędnik resortu obrony narodowej.

Co ciekawe, wojskowi zajmujący ciepłe posadki urzędnicze, zachowują prawo do uposażenia wojskowego i wszystkich dodatków przeznaczonych dla żołnierzy, nie wyłączając ekwiwalentu za mundur i rocznych nagród.

Wiele do życzenia pozostawia również sprawność fizyczna naszych żołnierzy. Zgodnie z prawem, jeśli żołnierz nie zda testu dwa razy z rzędu jest z nim zrywany kontrakt. Tyle, że mundurowi znaleźli sposób również na to. Jeśli w jednym roku nie zaliczą testu, w innym biorą zwolnienie lekarskie, a w kolejnym w ogóle do niego nie podchodzą. Dowództwo patrzy jednak na to przez palce.

Nasza armia przypomina Urząd Wojska Polskiego, choć się mówi, że jest profesjonalna. Absurdem jest, że żołnierz musi podpisać zgodę na wyjazd na misję. Albo jesteś mundurowym i wykonujesz rozkazy, albo urzędnikiem i wtedy można cię o różne sprawy prosić. Przez takie rozwiązanie prawdziwych żołnierzy kochających pole walki mamy co najwyżej 20 proc.

- komentuje gen. Roman Polko.

Tyle, że lobby urzędników zza biurek wydaje się nie odpuszczać. Sprawność żołnierzy i ich ubiór stanowi wyłącznie tło do kluczowego problemu, jakim są emerytury.

Zainteresowani dopilnowali, aby w ustawie znalazł się przepis, by w przypadku otrzymania takiej propozycji nie do odrzucenia mogli przechodzić do cywila i pozostawać na dotychczasowym stanowisku

- mówi zastępca dyrektora  departamentu MON.

Jak widać, kwestia emerytalna dzieli nie tylko funkcjonariuszy policji, ale również wojskowych. Kwestia naszego bezpieczeństwa w obliczu urzędniczych rozgrywek schodzi na plan dalszy.

 

AM/”Dziennik Gazeta Prawna”


Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.