Dr Gontarczyk: "Komunizm nie jest traktowany w Europie jak jego rewers: faszyzm. To także zasługa takich ludzi jak Bauman." NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Maciej Kulczyński
PAP/Maciej Kulczyński

Środowiska lewicowo-liberalne są znowu w szoku. Grupa narodowców skandowała na Uniwersytecie Wrocławskim nieprzychylne hasła wobec Zygmunta Baumana, lewackiego filozofa ze stalinowską przeszłością, który dawał wykład o etyce.

CZYTAJ WIĘCEJ: Zarzuty zakłócenia spokoju i porządku dla przerywających wykład prof. Baumana. Grożą im grzywny, a nawet ograniczenie wolności

O Baumanie, o "świętych krowach" lewicowych i protestach wobec ich wypowiedzi rozmawiamy z dr. Piotrem Gontarczykiem, historykiem i politologiem. W 2006 r. opublikował znajdujące się w IPN dokumenty dotyczące służby w KBW i agenturalnej przeszłości Zygmunta Baumana.

 

wPolityce.pl: Czy jest czymś normalnym, że osobie takiej jak Zygmunt Bauman, oddaje się w Polsce honory? Czy jego przeszłość nie stanowi przeszkody w zapraszaniu go np. przez władze uniwersyteckie?

Dr Piotr Gontarczyk: Z każdym należy rozmawiać, choć w tym wypadku bałwochwalcze szopki uważam za lekką przesadę.  Ale nie widzę niczego złego w zapraszaniu Zygmunta Baumana i dyskutowaniu z nim. Natomiast zupełnie inną sprawą jest kwestia wiarygodności intelektualnej i etyki naukowca tego Pana. W tej kwestii mam oczywiste wątpliwości.

 

Może jaśniej?

Bauman był funkcjonariuszem pionu politycznego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli formacji wzorowanej na NKWD, która po wojnie zajmowała się zwalczaniem polskiego podziemia. Bauman otrzymał nawet odznaczenie za wyłapywanie „bandytów”. Oprócz tego był agentem Informacji Wojskowej ps. „Sjemion”. Zważywszy na to, że Informacja była organizacją zbrodniczą, to taki fakt jest dla życiorysu tego Pana całkowicie kompromitujący. Generalnie mamy do czynienia z nietuzinkowym funkcjonariuszem komunistycznego aparatu przemocy.

 

No dobrze, ale może on zmienił poglądy? Wstydzi się tamtej przeszłości?

Kiedy opublikowałem w 2006 r. dokumenty dotyczące tej sprawy – dla przypomnienia, w chrześcijańskim tygodniku „Ozon” wydawanym wtedy przez ”prawicowca” Janusza Palikota – Bauman w Polsce uznał to za coś w rodzaju młodzieńczego błędu. Ale kiedy sprawa stała się głośna na Zachodzie, tow. „Sjemion” zachował się radykalnie inaczej. Dał wywiad w „The Guardian”, w którym KBW przedstawił jako formację walczącą z "terroryzmem” wewnątrz kraju”, swoje działania przedstawił jako „kontynuację Oświecenia”. Mówił wtedy: „partia komunistyczna obiecywała najlepsze rozwiązanie. Jej program polityczny najlepiej pasował do problemów, przed jakimi stała Polska”. Ujawnienie  swojej hańbiącej przeszłości uznał za „polowanie na czarownice” organizowane przez Polskę pod rządami prawicowych Kaczyńskich. Bauman czuł się bezkarny, bo wiedział, że na Zachodzie niewielu coś ze spraw polskich rozumie. Kłamstwa i manipulacje – tylko tyle można powiedzieć o tamtym zachowaniu Wielkiego Moralisty Baumana.

 

Ale nawet jeśli jest on kłamcą i zbrodniarzem, to może przy tym jest wielkim filozofem?

Prof. Bauman jest specjalistą od spraw etyki. W jednym z ważnych tekstów opublikowanych w Polsce Bauman pisał o „efekcie motyla”. Przekonywał, że po wieku totalitaryzmów XX wieku wszystkie złe uczynki, niczym wspomniana „teoria motyla”, powodują zmiany we wszechświecie, nie są bez znaczenia. Dlatego w naszej epoce globalnej moralności powinny być napiętnowane i ukarane, żeby wszyscy wiedzieli, że zbrodnie, które planują, nie ujdą im na sucho. Pan pozwoli, że zacytuję:

Odpowiedzialność moralna jest niepodzielna. (…) Wymaga ona, żeby zbrodnie na ludziach dokonane nie uchodziły sprawcom na sucho. (…) Nie wolno nam spocząć, zanim ci, co czynią zło, nie zostaną oddani sprawiedliwości i ukarani.

Niech Pan te słowa przyłoży do tego, jak Bauman podszedł do swojego własnego uczestnictwa w totalitaryzmach XX wieku. Do tego, jak sam onegdaj, dość mocno w Polsce machał owymi „”motyli skrzydłami”. Tu nie wykazał cienia skruchy, notorycznie mijał się prawdą, tych, których ścigał z karabinem w ręku przedstawił jako „terrorystów”. To się nazywa rozliczenie z własną przeszłością – baumanologia stosowana. Widać, ile jest wart Zygmunt Bauman jako intelektualista i ile jest warta jego filozofia.

 

Czy według pana Polacy mają prawo protestować przeciwko Baumanowi?

Osobiście lubię dialog i dobrze byłoby, gdyby na takich wykładach na które Bauman jest zapraszany padały pytania o komunizm, o jego działalność i to, jak publicznie w wyjątkowo mało wiarygodny i nieuczciwy sposób się zachowuje. Jak się ma jego zachowanie do teoryjek filozoficznych, które wypisuje. To zawsze jest lepsze niż próby przerywania wykładów czy protestowanie tupaniem nogami. Ale z drugiej strony rozumiem, że zapraszanie osoby o takiej przeszłości, a przede wszystkim o takiej uczciwości i wiarygodności może się komuś nie podobać.

 

Skąd pana zdaniem bierze się taka nierównowaga w traktowaniu prelegentów, czy osób wypowiadających się na różne tematy. Osoby z lewicy mogą ordynarnie wypowiadać się o kimś nie lubianym, zaś krzywe spojrzenie na kogoś z lewicy często kończy się argumentem o „faszyzmie”?

To taki duch czasów. Nie było Norymbergi, komunizm nie jest traktowany w Europie jak jego rewers: faszyzm. To w jakiejś mierze także zasługa takich ludzi, jak patron europejskiej lewicy – Zygmunt Bauman. Nierównowaga jest tu bardzo widoczna. Z jednej strony nawet rzetelna próba dyskusji prawicowego intelektualisty, polityka czy filozofa może spotkać się z nagonką, wyzwiskami i wykluczeniem, a protest przeciwko rozmaitym kłamiącym w żywe oczy pseudoautorytetom może być sklasyfikowany jako „faszyzm”. W drugą stronę można dosłownie wszystko. Notorycznie widzę w telewizji rozmaitych „profesorów od etyki” z lewicowego mainstreamu, którzy kłamią, judzą, poniżają, posługują się obelgami. I to nie budzi niczyjej reakcji, normalka. Proszę sobie przypomnieć, ile osób  z profesorskimi tytułami podpisało list w obronie tej nieszczęsnej kobiety z Poznania, która nazwała papieża – głowę kościoła i innego państwa -  wyrazem powszechnie uznawanym za wyjątkowo wulgarny podpisało argumentując to dbałością o „wolność słowa”. Gdyby ktoś w znacznie bardziej kulturalny sposób zaatakowałby kogoś z ich sitwy, należycie podsumował działalność Zygmunta Baumana czy innego ich „guru lewicy”, słów potępienia „faszystów” depczących autorytety i szargających świętości nie byłoby końca. Takie mamy czasy i takich mamy dzisiaj „filozofów”.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

CZYTAJ TAKŻE: Jeśli lewactwo wyzywa prelegentów na uniwersytecie, to jest to słuszny protest, a jeśli kibice krzyczą „precz z komuną”, to jest to faszystowska hołota

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych