Skandaliczne zachowanie niemieckiego Jugendamtu. Urzędnicy przy pomocy policji odebrali polskim rodzicom sześciomiesięczne niemowlę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe

Niemiecki Jugendamt przy pomocy policjantów siłą odebrał Polakom sześciomiesięczne niemowlę i oddał je do niemieckiej rodziny zastępczej.

O wydarzeniu z ostatniego dnia maja napisał portal Wirtualna Polska powołując się na informacje uzyskane od Wojciecha Pomorskiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

31 maja pracownicy urzędu do spraw młodzieży w asyście 15 policjantów odebrali Polakom sześciotygodniowego Wiktora i oddali do niemieckiej rodziny zastępczej.

Sposób odebrania dziecka woła o pomstę do nieba. Policjanci obezwładnili matkę, powalili na ziemię i wykręcili jej ręce, jakby była groźnym przestępcą. Pan Leszek nie ułomek, musiało go przytrzymywać czterech funkcjonariuszy. Nie ulega wątpliwości, że Polacy potrzebowali pomocy, ale Jugendamt jak zwykle wybrał sposób najgorszy z możliwych. Powołując się na „dobro dziecka” siłą rozłączył je od rodziców zamiast zrobić wszystko, aby zostali razem

- opowiada wp.pl oburzony Wojciech Pomorski.

Czym się kierował Jugendamt? Otóż według nich Polacy, którzy już szykowali się do powrotu do Polski, nie byli w stanie zapewnić opieki swojemu dziecku. Pan Leszek - ojciec małego Wiktora - stracił pracę i nie otrzymał zaległej wypłaty od berlińskiej szefa firmy budowlanej, w której pracował. Jego żona Daniela zamieszkała więc z synem w domu samotnej matki z dzieckiem, podczas gdy on szukał pracy.

Gdy jej nie znalazł oboje z żoną podjęli decyzję o powrocie do kraju. Jednak jakiś „życzliwy” poinformował Jugendamt o problemach małżeństwa. I mimo że sytuacja rodziny była dramatyczna, to jednak dziecko miało zapewnioną opiekę obojga rodziców, urzędnicy i policja siłą odebrali Wiktora i przekazali niemieckiej rodzinie zastępczej.

Jugendamt postraszył wtedy, że odda dziecko dopiero wówczas, gdy jego rodzice... znajdą pracę w Polsce i przedstawią „twarde” dowody, że ich sytuacja ustabilizowała się. Okazuje się więc, że jurysdykcja Jugendamtu sięga poza Odrę i Nysę Łużycką!

Rodzice Wiktora, co zrozumiałe, nie chcą wyjechać z Niemiec bez malucha. Matka przed odebraniem synka karmiła go jeszcze piersią...

Uwe Kirchof, długoletni pracownik Jugendamtu w Hanowerze i placówek opiekuńczych dla młodzieży potwierdza, że Jugendamt dyskryminuje osoby pochodzące zwłaszcza z Europy Wschodniej.

Pracownicy socjalni często podejmują interwencje sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, burzące spokój rodziny. Urzędnicy powinni włączyć logiczne myślenie, a nie tylko wypełniać decyzje, wpisujące się w schematy paragrafów. Nie jest tajemnicą, że Jugendamty stosują dyskryminujące praktyki wobec niektórych narodowości, zwłaszcza z Europy Wschodniej. Nie będę ukrywał, że należą do nich także Polacy

- tłumaczy Uwe Kirchof.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że państwo niemieckie poprzez Jugendamt zwyczajnie „zdobywa” dzieci dla mającej duży problem z przyrostem naturalnym niemczyzny. Dla nas – Polaków – musi to się kojarzyć z niecnymi praktykami Niemców z lat ostatniej wojny, gdy siłą odbierano „odpowiednio rasowe“ dzieci ich polskim rodzicom. Na przykład w ramach „Akcji Siano” (Heu-Aktion) w1944 r. wycofująca się armia niemiecka pochwyciła 40-50 tysięcy polskich dzieci, które wywieziono do Rzeszy i „rozdano” niemieckim rodzinom. Większość z nich jest dziś starymi ludźmi i nie ma pojęcia o swoich polskich korzeniach...

Slaw/ wp.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych