Andrzej Urbański o Tomaszu Lisie: "Przypomnę, że kiedy go zatrudniałem, to był człowiek za burtą. Można powiedzieć, że rzuciłem mu koło ratunkowe"

fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl


Andrzej Urbański, były prezes TVP krytycznie ocenia niemiecką produkcję "Nasze matki, nasi ojcowie". Jednak jego zdaniem problemem jest nie tylko wypaczony wizerunek Polaków i Armii Krajowej, ale główny zamysł filmu uwalniający Niemców od odpowiedzialności za II Wojnę Światową. Deklaruje też, że zagłosuje za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz i opowiada o ewolucji Tomasza Lisa.


To bardzo dobrze zrobione kino propagandowe i to od pierwszego do ostatniego ujęcia

- mówi Urbański w rozmowie z "Super Expressem", oceniając pokazany w tym tygodniu przez telewizję publiczną głośny serial ZDF.

Większość polskich komentatorów strasznie biadoliła nad ostatnim odcinkiem i fragmentami o Armii Krajowej. Jednak całość jest podporządkowana twardym tezom, tzn. Niemcy z hitleryzmem niewiele mieli wspólnego – dodaje. Tymczasem, jak przypomina bez poparcia Niemców zbrodnicza III Rzesza nie mogłaby istnieć. Główne przesłanie filmu "Nasze matki, nasi ojcowie" sprowadza się zaś do tezy, że "Niemcy są narodem wplątanym w straszą historię".


Nie dowiemy się z filmu, czy to był przypadek, czy szczery entuzjazm. Nie dowiemy się też, jakie korzyści czerpali Niemcy z grabieży całej Europy

- mówi Urbański. Jego zdaniem TVP powinna zorganizować w Warszawie międzynarodowy festiwal filmowy, który mówi o zbrodniach totalitaryzmów i ich skutkach, a rząd wyasygnować 15 mln euro, czyli tyle, ile ten serial kosztował, na wielką wystawę, która objedzie najważniejsze miejsca w Europie i przypomni Europejczykom, jak było naprawdę.

My w ogóle powinniśmy pomóc Niemcom, ponieważ zapadają na schizofrenię. Przecież w tym filmie kat mówi, że bardziej cierpi od ofiary

– zauważa były prezes TVP.

Andrzej Urbański odnosi się również do planów odwołania Hanny Gronkiewicz – Waltz.  Podsumowując jej kadencję ocenia:

Warszawiacy nie są pewnie szczęśliwi, że trudno im dojechać do pracy i z niej wrócić. Oczywiście, jeśli są inwestycje  muszą być utrudnienia. Pamiętam jednak, że za naszych czasów inwestycje zaczynaliśmy od tego, jak wyznaczyć objazdy, żeby ich skutki były jak najmniej odczuwalne dla mieszkańców. Tu tego myślenia w ogóle nie ma

Były wiceprezydent stolicy zwraca też uwagę na różnice w gospodarowaniu pieniędzmi przez obecną prezydent i Lecha Kaczyńskiego. Przypomina, że za rządów tego ostatniego przez całe wakacje wydawano darmowe posiłki  dla dzieci i osób, które z nimi przychodziły.

Pani prezydent to zlikwidowała, podnosząc jednocześnie nagrody dla urzędników. Wystarczy pójść na parking przed dowolny urząd, żeby zobaczyć, że ich pracownikom żadna poważna krzywda się nie dzieje.


- mówi "Super Expressowi" Urbański, który deklaruje, że będzie głosował za odwołaniem obecnej prezydent. Jego zdaniem Hanna Gronkiewicz-Waltz nie kontroluje odpowiednio prowadzonych inwestycji.

Jeśli się tego nie robi, to nic dziwnego, że mamy takie opóźnienia inwestycji. Wygląda na to, że jeszcze dwa lata będziemy musieli się w tym burdelu przemieszczać

- przewiduje. Odnosząc się z kolei do polityki prowadzonej przez Donalda Tuska stwierdza, że premier unika konfrontacji z najważniejszymi problemami. Absorbują go natomiast sprawy poboczne.

Wygląda na to, że jesienią sprzęgną się wszystkie problemy - recesja, być może deflacja i załamanie budżetowe. W takiej sytuacji premier powinien szukać dróg ratunku, a nie zajmować się tym, czy jego koledzy przepili 200 tys. zł i przepalili 100 tys. kolejnych oraz kto będzie szefem jego ugrupowania. To wszystko jest obok, to wszystko jest nie na temat. Tak zachowuje się człowiek struś, który chowa głowę w piasek i mówi: "Mnie to nie dotyczy"

– mówi Urbański. Ocenia jednak, że zagwarantowany przez premiera budżet unijny – jest sukcesem. Choć jak zauważa:

Trzeba go jednak spożytkować. Przecież żeby wydać te pieniądze, trzeba dołożyć z własnej kieszeni. W momencie, kiedy samorządy są zadłużone po uszy, trzeba liczyć na pomoc przedsiębiorców. A słyszał pan, że premier spotkał się z przedsiębiorcami i zapytał: "Panowie, jak wam pomóc?".

Urbański nie chce jednoznacznie powiedzieć, czy zgodziłby się na powtórne przyjęcie stanowiska prezesa TVP.

Zależałoby to od mojego stanu zdrowia. To praca po kilkanaście godzin dziennie

- mówi. Tłumacząc się zaś z zatrudnienia w telewizji publicznej Tomasza Lisa, za co bywa krytykowany przez polityków prawicy, wyjaśnia:

Przypomnę, że kiedy go zatrudniałem, to był człowiek za burtą. Można powiedzieć, że rzuciłem mu koło ratunkowe, ale było to bardzo opłacalne dla TVP. Poza tym ustawiałem go tak, że zniszczył TVN-owski "Teraz my" w pół roku. Postawione przed nim zadania spełnił. Ale wtedy jeszcze nie wariował. Nie dokonywał samosądów na antenie. Nie rzucał się na przeciwnika, jak go nie lubił, i nie zagrywał go, jak to mu się teraz zdarza.

- uważa Andrzej Urbański.

ansa/Super Express

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.