Warzecha o sukienkach premierowej: sprawa nie bulwersuje, ale tłumaczenia premiera są kuriozalne. NASZ WYWIAD

Małgorzata Tusk z żoną premiera Japonii Akie Abe na spacerze po warszawskiej Starówce. Fot. PAP / Paweł Supernak
Małgorzata Tusk z żoną premiera Japonii Akie Abe na spacerze po warszawskiej Starówce. Fot. PAP / Paweł Supernak

wPolityce.pl: - Czy sukienki Małgorzaty Tusk za kilka tysięcy złotych opłacane z pieniędzy partyjnych, a być może również publicznych, mogą być kolejnym poważnym problemem wizerunkowym premiera?

Łukasz Warzecha, publicysta „Faktu” i tygodnika „Sieci”: - Muszę powiedzieć, że z tych różnych spraw pokazujących, na co Platforma wydaje pieniądze z subwencji, najmniej zastrzeżeń mam właśnie do tych kwestii wizerunkowych, związanych z wyglądem. Uważam, że premier, a także prezydent oraz ich małżonki muszą dobrze się prezentować. Nie chcę, żeby Polskę reprezentował ktoś, kto wygląda jak dziad. Wynagrodzenia prezydenta i premiera są śmiesznie niskie - podobnie jak innych wysokich urzędników państwowych - i powinny być znacząco podniesione. Gdyby to się stało – nawet pięcio-, dziesięciokrotnie, na co Polskę stać – wtedy można by wprowadzić bardzo ścisłe zasady uwzględniające np. ponoszenie kosztów reprezentacyjnych z prywatnych pieniędzy osób zainteresowanych. W dzisiejszej sytuacji powinien powstać jakiś fundusz - czy to z pieniędzy partyjnych czy urzędu. Jeśli uświadomimy sobie, że porządny strój reprezentacyjny to kwota rzędu 5-6 tysięcy złotych, a premier zarabia kilkanaście tysięcy, to trudno, żeby pół swojego wynagrodzenia wydawał na garnitur.

 

Niech tak się dzieje, niech szef polskiego rządu ubiera się za publiczne pieniądze, ale oficjalnie, bez konieczności śledzenia partyjnych wydatków.

Właśnie przejrzystości brakuje najbardziej. Powinno być powiedziane, co można kupić, na jakich warunkach, z natychmiastowym przedstawieniem rachunków. Jestem wielkim zwolennikiem publikacji na bieżąco wszystkich rachunków, wszystkich partii otrzymujących subwencje z budżetu – np. w cyklu miesięcznym, w internecie, z dokładną informacją: kto podpisał rachunek, kto użył karty służbowej, w jakim celu etc. Wtedy mielibyśmy czystą sytuację.

 

Nie dziwne więc, że przy dużej niejasności wokół partyjnych wydatków, takie informacje szkodzą partii władzy.

To może być dla PO problem nawet większy niż defraudacja pieniędzy z tej czy innej inwestycji infrastrukturalnej czy dotacji do koncertu Madonny. To, co mówiłem wyżej, jest mało popularne. Ludziom się wydaje – co mnie nie dziwi – że pensje premiera, ministra czy nawet posła są bardzo wysokie i nie godzą się na „pożywianie się” przez władzę za publiczne pieniądze.

 

Zwłaszcza, gdy premier tak mało finezyjnie się tłumaczy. Mówi, że jego żona „nie pracuje, nie ma etatu ani partyjnego, ani państwowego”, że postawiła mu warunek: „jeśli mam reprezentować od czasu do czasu państwo polskie, muszę wyglądać”. Pewne rzeczy należy mówić nieco innym tonem. Można odnieść wrażenie, że Donald Tusk zatracił tę umiejętność. Dwa dni temu przed trudnymi pytaniami dziennikarzy wręcz uciekł z Sejmu.

Fakt, że te tłumaczenia brzmią trochę kuriozalnie. Premier próbował nawiązać do maski swojskiego faceta. Chciał niejako wtajemniczyć wszystkich w jego małżeńskie sprawy, może problemy: no, wiecie państwo, żona prosiła, postawiła ultimatum… Podobnie jak wtedy, gdy zaczynał swoją szybko zakończoną przygodę z Twitterem. Napisał wówczas: „żona każe mi kończyć” – chodziło o twittowanie. W sprawie sukienek ta metoda nie działa. Premier próbuje w jakiś sposób wytłumaczyć coś, co nie funkcjonuje według żadnych czytelnych zasad.

 

Sam też ponosi za to współodpowiedzialność.

Tak, to wina również Platformy, ale nie tylko. Nikt nie pokusił się o stworzenie takich czytelnych zasad, bo dla polityków system, w którym tylko czasem tego typu sprawy wychodzą na jaw – gdy jakiś dziennikarz głębiej pogrzebie – jest bardzo wygodny. Gdyby istniał przejrzysty system połączony z publikacją wszystkich rachunków, w ogóle nie byłoby sprawy. W katalogu rzeczy, za które można płacić z funduszu reprezentacyjnego kancelarii premiera lub na które można wydać pieniądze z subwencji, znajdowałaby się pozycja „ubiór Prezesa Rady Ministrów i Małżonki związany z pełnieniem oficjalnych funkcji”. I koniec. Ponieważ tego systemu nie ma, to trzeba jakieś wytłumaczenie znaleźć, gdy wyszło szydło z worka. A że to tłumaczenie na poziomie obecnych notowań premiera…

 

Czyli Platforma pada ofiarą własnej niechęci do transparentności?

To już chyba jakieś ogólne zużycie. Niechęć do przejrzystości ma znaczenie, ale mam poczucie, że to nie jest wyłącznie kwestia Platformy. Sprawa niejasnego wydatkowania subwencji niestety jest wspólna dla wszystkich polityków. Wszyscy wzbraniają się przed drobiazgowym rozliczaniem pieniędzy. Spójrzmy chociażby na pieniądze wydawane przez posłów np. na prowadzenie biura. Nagle okazuje się, że w ramach czynności poselskich, parlamentarzysta wydał na paliwo tyle, że mógłby w ciągu miesiąca objechać Polskę dziesięć razy, a jest mało prawdopodobne, by to zrobił. To dotyczy wszystkich partii. A że akurat Platforma rządzi, to padło na nią. Inna sprawa, że nie potrafi sobie z tym poradzić i głupio się tłumaczy.

 

not. znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.