"A gdyby milion obywateli zechciało uzbroić się po zęby i wymierzać sprawiedliwość, to też byśmy organizowali referendum?" NASZ WYWIAD z posłem Halickim

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

wPolityce.pl: Panie pośle – temperatura w koalicji adekwatna do tej na dworze? Może dojść do przesilenia na tle sporu o finansowanie partii politycznych?

Andrzej Halicki, PO: W tej kwestii musi być wypracowany jakiś kompromis. Rozmowy się już rozpoczęły w gronie szefów klubów i partii. A ponieważ na ogół się taktujemy partnersko, a nasza koalicja trwa mimo braku umowy, na zasadzie słuchania się nawzajem, to i tu musimy znaleźć rozwiązanie.

 

Nie obawia się pan, że likwidując subwencje – wylejecie dziecko z kąpielą? Że powróci niejasny stan finansowania partii z początku lat 90.? Że to otworzy drogę do różnych wątpliwych zależności...

Być może takie są doświadczenia Jarosława Kaczyńskiego, kiedy był prezesem Porozumienia Centrum...

 

Politycy PiS wskazują raczej na KLD, gdzie ponoć przynoszono pieniądze w reklamówkach...

Mam czyste sumienie jeśli chodzi o KLD. Natomiast jeśli chodzi o finansowanie partii politycznych – dzisiaj nie ma akceptacji społecznej dla nadmiernego finansowania partii politycznych z budżetu – to widać, to słychać, to czuć w powietrzu!

Gromy lecą ze wszystkich stron. I widać, że ten postulat Platformy Obywatelskiej, wokół którego się organizowała jako ruch obywatelski musi być sfinalizowany w całości. Bo dzisiaj przeprowadziliśmy przez parlament tylko 50 proc. wymiar tej subwencji. Można go teraz skasować do zera. Można wprowadzić finansowanie dla fundacji, think -tanków, które przygotowują ekspertyzy i mają za zadanie pracę intelektualną. Natomiast nie ma zgody na ekstrawagancje, na opłacanie z pieniędzy publicznych wynajmu lokalu, ochrony i innych fanaberii tylko dlatego, że jest się właścicielem partii.

 

Albo na kupowanie garniturów, opłacanie wizażystów, nocnych klubów...

To są inne pieniądze. Jeżeli chodzi o środki ze składek – to w tym wypadku jak donosi prasa- również były one wydatkowane dziwnie. Tu zauważam brak kontroli nad Biurem Krajowym Platformy Obywatelskiej. Jeszcze raz powtórzę postulat przywrócenia silnego sekretarza generalnego. Gdy był silny sekretarz generalny – takie rzeczy nie miały miejsca. Wszystko było pod kontrolą. Dziś oczekuję, że komisja rewizyjna odpowie na pytanie kto i w jaki sposób z tych przywilejów skorzystał. Myślę, że to powinno być przyczynkiem do naszej wewnętrznej dyskusji – jak funkcjonuje Platforma. Ale to nie ma nic wspólnego z subwencją. To nie są środki budżetowe, to są składki członkowskie i darowizny.

 

Dla przeciętnego wyborcy –  dość trudne do rozgraniczenia...

Tak, to trudne do rozróżnienia. Ale to zupełnie inna pula i zupełnie inaczej rozliczana. PKW rozlicza faktury z subwencji, a te pozostałe trafiają do naszej księgowości. Rozlicza to skarbnik, który raportuje wszystko komisji rewizyjnej. Komisja rewizyjna powinna upowszechniać taki raport – wszystkim delegatom.

 

A zmieniając temat. Niemal milion obywateli złożyło podpisy pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum ws. obowiązkowego posyłania do szkół dzieci sześcioletnich. Czy ich głos nie powinien zostać wzięty pod uwagę?

A gdyby milion obywateli zechciało uzbroić się po zęby i wymierzać sprawiedliwość na ulicach. Też byśmy organizowali referendum?

 

Ależ to jest tylko wniosek, by zapytać obywateli o to czego chcą...

I tak jesteśmy 20-30 lat do tyłu w stosunku do potrzeb rozwojowych młodzieży. Sam jestem tego przykładem. W latach 70. było rzadkością, żeby sześciolatek szedł do szkoły. Aczkolwiek moja matka pedagog, nauczycielka szkolna – już wtedy lansowała tę formułę. Proszę zauważyć, że od 4 lat wszystkie dzieci w Warszawie obligatoryjnie są objęte tym projektem. I w ani jednej szkole nie ma problemu sześciolatków. Oczywiście są miejsca w Polsce, gdzie ten problem istnieje. I uważam że jeśli będzie się pozwalało na wstrzymywanie tego procesu, to będziemy mieli Polskę A i Polskę B. Dziś granica wieku szkolnego na Zachodzie jest jeszcze niższa, bo dziecko się inaczej rozwija. Mój syn w wieku 3 lat czytał gazety. W wieku 10 lat przeglądał w internecie różne zagraniczne strony edukacyjne ...

 

Gratuluję syna. Ale tu jest kilka kwestii: zasadność wcześniejszej edukacji – i tu można dyskutować, przygotowanie polskich szkół do tej reformy i wreszcie szacunek dla obywateli, wyborców, którzy się skrzyknęli, sformułowali swoje postulaty, dopełnili wszystkich wymogów formalnych, by mieć wpływ na los swoich dzieci.

A jaka jest odpowiedź na takie referendum?

 

A to by się dopiero okazało...

Referendum musi być mądre...

 

A to nie jest mądre?

Nie, nie jest.

 

Czytał pan pytania zawarte we wniosku?

Tak. Zanegowanie istoty sprawy, która jest potrzebą rozwojową, czyli konieczności pójścia do szkoły, to jest cofnięcie się o dekadę wstecz.

 

To dlaczego nie zostawić rodzicom wyboru? Tak jak to jest teraz? Żeby ci, co chcą, posyłali dzieci do szkoły wcześniej, a ci którzy nie chcą – nie?

Dlatego, że potrzebą jest tworzenie dobrej przestrzeni w szkole, a nie odkładanie tego procesu. Moglibyśmy sobie zadawać pytanie czy można nie uczyć języków obcych, albo nie uczyć dzieci korzystania z internetu. Nie można. Bo bez tego dzieci są kalekie.

 

Czyli ten milion podpisów ma pójść na przemiał?

Ja w ogóle nie wiem, gdzie są te podpisy.

 

W biurze podawczym.

No dobrze. Ale ta akcja była nieadekwatna i ci ludzie nie wiedzą pod czym się podpisują. Bo gdyby to jeszcze był milion podpisów rodziców sześciolatków, którzy mają ten dylemat... Ale powtarzam w Warszawie sześciolatki uczęszczają do szkół obligatoryjnie. I wiem, że nie istnieje żaden problem z tym związany. Więc co mi ten milion da? Że się cofniemy do PRL-u?

rozmawiała Anna Sarzyńska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych