Białostocki układ zamknięty. Poznaj przerażającą historię Mirosława Ciełuszeckiego, przedsiębiorcy zniszczonego przez system III RP. WIDEO!

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Nie uważam za normalną sytuację, gdy państwo napada mnie w domu i aresztuje, fałszując zarzuty. Nie uważam za normalną sytuację, gdy państwo niszczy przedsiębiorców, którzy dają zatrudnienie dla setek i tysięcy ludzi, gdy toleruje działania prokuratorów, którzy fałszują dowody, wprowadzają do procesu fałszywych biegłych. I nie uważam za naturalne, gdy państwo za to nie karze tych ludzi. Nadal - po 12 latach! - trwają poszukiwania dowodów pod tezy podstawione przez prokuraturę. Nie znaleziono dowodów przez 12 lat, dlatego, że ich nie ma

- mówi w specjalnej rozmowie dla portalu wPolityce.pl Mirosław Ciełuszecki, białostocki przedsiębiorca i były właściciel firmy Farm Agro Plant S.A.

W kilkunastominutowej rozmowie opisuje historię swojej firmy oraz tego, w jaki sposób zadziałał swoisty "układ zamknięty" - bardzo podobny do tego, który został zobrazowany w filmie pod tym samym tytułem. Ciełuszecki opowiada, że do Polski wrócił ze Stanów Zjednoczonych, namówiony zresztą przez samego Lecha Wałęsa w trakcie jednego ze spotkań w Chicago.

Wtedy na fali tych powrotów wróciło nas dużo. Wracaliśmy z pieniędzmi, z gotówką, którą tu inwestowaliśmy. Założyłem biznes, który polegał na wymianie handlowej ze wschodem. (...) Zostaliśmy przyjęci do światowej organizacji zrzeszającej firmy branży nawozowej i byliśmy tam jedyną firmą prywatną z Polski. Nasza działalność nie ograniczała się tylko do rynku krajowego

- opisuje przedsiębiorca, tłumacząc, że jego firma zyskiwała uznanie i nawiązywała kontakty z firmami m.in. ze Szwajcarii i Szwecji. Pewnego dnia wszystko się jednak zmieniło.

W kwietniu 2002 r. zostałem aresztowany pod zarzutem działania na szkodę firmy. O szóstej rano przyjeżdża jakaś ekipa funkcjonariuszy, którzy przeprowadzają atak na dom, w którym mieszkałem. Zostałem zatrzymany, skuty i zawieziony do Białegostoku na policyjny "dołek", gdzie dopiero na drugi dzień dowiedziałem się, że jestem aresztowany i postawiono mi zarzuty, o których już pisała prasa. Dopiero gdy wszystkie gazety o tym pisały, to zostałem poinformowany przez prokuratora, że zostałem aresztowany. Wynikało z nich, że w pewnym momencie oszalałem i nagle zacząłem okradać sam siebie

- mówi Ciełuszecki.

Podkreśla, że jego tłumaczenia nie zostały przyjmowane za wiarygodne. Z czasem zorientował się, że chodzi o coś innego niż rzekome nieprawidłowości w jego spółce.

Wskazałem na szereg nieprawidłowości w stawianych zarzutach, wskazałem na to, gdzie są dowody, które o tym świadczą. Ale nie zauważałem wtedy, że ta sprawa ma drugie dno i nie chodzi o to, by szukać prawdy i merytorycznie wyjaśniać zarzuty. Chodziło o zniszczenie mnie i mojej firmy. To było skutecznie robione od razu na starcie. Później skierowano wniosek o areszt tymczasowy. W ten sposób sąd - nie wgłębiając się w to, co mówiłem na swoją obronę - zarządził areszt na 3 miesiące, który został przedłużony

- opisuje przedsiębiorca.

Po wyjściu z aresztu okazało się, że... będzie musiał do niego wrócić. A wszystko to z powodu analiz biegłego, który nie miał stosownych uprawnień!

Dosłownie na tydzień przed zakończeniem procesu, zostałem zaaresztowany na schodach sądu - po raz drugi. Okazało się, że są kolejne sfabrykowane zarzuty, na podstawie opinii zamówionej przez prokuraturę, a wydanej przez Jana Maksymiuka, który okazał się oszustem. Ten biegły został pozbawiony uprawnień, nie mógł się posługiwać funkcją biegłego sądowego. Oszukał Skarb Państwa, wyłudził ponad 10 tys. złotych, a jednocześnie składał fałszywe zeznania i pisał nieprawdziwą opinię. (...) Okazało się, że prokuratura uznała, że nie będzie śledztwa w tym zakresie, bo nie będą robić śledztwa przeciwko sobie... Okazuje się, że nie trzeba mieć uprawnień, aby być biegłym

- mówi Ciełuszecki.

Firmę nawozową spotkał podobny los, co spółkę opisaną w "Układzie zamkniętym":

Firma w chwili obecnej już nie istnieje. Zatrudnialiśmy bezpośrednio i pośredni ok. 1000 pracowników, dawaliśmy pracę głównie w tym rejonie, gdzie było duże bezrobocie. Następnym krokiem była działalność syndyka, który sprzedał firmę

- irytuje się przedsiębiorca.

I opisuje bardzo interesującą - a momentami wręcz groźną - działalność prokuratorów zamieszanych w całą sprawę, jak również problemy Marka Karpia.

Inicjatywę w prokuraturze wykazywał prokurator Sławomir Luks i jego podwładny prokurator Andrzej Bura. Nie jest tajemnicą, że obaj prokuratorzy doprowadzili do jakichś dziwnych matactw w oskarżeniu Marka Karpia. Dlatego, że są potwierdzenia, zeznania i dowody, których nie jestem dysponentem, które wskazują, że Marek Karp był przesłuchiwany i szantażowany przez prokuratora Luksa, gdzie z kolei w aktach sądowych występuje prokuratur Bura. Jest to dziwna sytuacja, którą prokuratura próbuje zamiatać pod dywan i chować

- ocenia przedsiębiorca.

Prokuratorzy, o których wspomina Ciełuszecki, awansowali do Prokuratury Apelacyjnej. Jeden z nich został nawet jej szefem. O ile Ciełuszecki utracił firmę, o tyle Karp - w niewyjaśnionych do końca okolicznościach - zginął.

Przez długie lata współpracowaliśmy z Karpiem oskarżeni i razem zasiadaliśmy na ławie oskarżonych. W momencie, kiedy rozpoczął się proces sądowy, doszło do tragicznego wypadku samochodowego, gdzie ktoś potrącił samochód, w którym jechał Marek Karp. Ten wypadek nigdy nie został dokładnie wyjaśniony. Kolejną dziwną sytuacją było to, że po miesiącu - gdy Marek wracał do zdrowia - doszło do tragicznej śmierci. W momencie gdy czuł się dobrze, nagle przyszła wiadomość, że nie żyje...

- opisuje przedsiębiorca.

Przypomina również, że w obronę Karpia mieli zaangażować się jego przyjaciele, a obecnie bardzo wysoko postawieni urzędnicy państwowi: Jacek Cichocki oraz Paweł Graś:

Graś i Cichocki byli przyjaciółmi Karpia. Deklarowali oficjalnie to, że zrobią wszystko, by wyjaśnić przyczyny tej tragedii, do której doszło. Miałem na uwadze, że wyjaśni się też sytuacja dotycząca skandalicznych zarzutów i procesem, który uknuła prokuratura w Białymstoku. Nigdy Paweł Graś nie podjął próby wyjaśnienia tej skandalicznej sytuacji. Z kolei Jacek Cichocki był świadkiem w procesie w Bielsku Podlaskim, zeznawał jako świadek, ale cóż z tego, skoro jego zeznania zostały przez sędziego uznane za niewiarygodne. Zostaliśmy - ja bezpośrednio, Marek pośrednio - na trzy lata więzienia

- mówi.

I puentuje:

Jeżeli ktoś wie, że przeciwko niemu są fabrykowane dowody, to mogę poradzić, by walczył do końca. Musimy napiętnować tych, którzy robią szkodę dla polskiej gospodarki, polskich przedsiębiorców i pracowników. Należy ich napiętnować, upublicznić i ukarać. Marzę o Polsce szczęśliwej, o miejscu, gdzie nikt nie jest pod fałszywymi zarzutami wsadzany do aresztów i więzień.

Szczegóły sprawy Mirosława Ciełuszeckiego można poznać na jego stronie internetowej: cieluszecki.pl, polecamy.

CZYTAJ TAKŻE: Kluska otrzymał ponad 100 tys. złotych kary za wycięcie dwóch drzew. Wyświechtane słowo "układ" wciąż dobrze opisuje polską rzeczywistość

ZOBACZ CAŁOŚĆ NAGRANIA:

maf

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.