"Owoce zatrutego drzewa" jednak nie istnieją? Proces "Starucha" kontra wyrok ws. Sawickiej. TYLKO U NAS

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
youtube.pl
youtube.pl

Kompromitację prokuratury oskarżającej przed warszawskim sądem Piotra Staruchowicza o handel narkotykami Polacy mogą obejrzeć na własne oczy. Sędzia Marcin Patro nie dał się zakrzyczeć i nie zgodził się na wniosek prokuratora o wyłączenie jawności i wyproszenie z sali kamerzystów.

Film z wystąpieniem prokuratora Waleriana Janasa szybko stał się hitem internetu. Oskarżyciel lidera warszawskich kibiców Legii w dość obcesowym stylu próbował wymusić na sądzie zakaz nagrywania przebiegu rozprawy. Prokurator plątał się i kluczył próbując zasugerować, że obecność mediów nagrywających procesy to wyjątki, a regułą jest to, że rozprawy rejestruje... sąd.

Po wystąpieniu prokuratora głos zabrał sędzia, który nie pozostawił na wniosku suchej nitki. Rozprawy będą mogły być nagrywane.

Jednak na tej samej rozprawie opinia publiczna dowiedziała się czegoś jeszcze. Okazuje się nieważne, jak były zbierane dowody przeciwko podejrzanemu. Jeśli sprawa została już skierowana do sądu, to ich ocena należy tylko do składu orzekającego - nie istnieje bowiem w polskiej procedurze karnej teoria owoców zatrutego drzewa.

Co ma wspólnego ta teoria rodem z amerykańskiego systemu karnego ze sprawą Staruchowicza?

Na jesieni ub. r. „Rzeczpospolita” napisała, że 14 października 2012 r. Prokuratura Generalna sporządziła dokument, w którym mocno skrytykowała dowody zebrane przeciwko Piotrowi Staruchowiczowi. Autor artykułu, Cezary Gmyz, powołując się na ustawę o dostępie do informacji publicznej, poprosił o dostęp do tego dokumentu. PG odmówiła tłumacząc, że jest to dokument wyprodukowany na potrzeby wewnętrzne i nie ma on walorów „informacji publicznej”.

Wrócili do tego obrońcy kibica Legii, który na podstawie dowodów zebranych przez prokuraturę przesiedział w areszcie prawie dziewięć miesięcy. Mecenasi Olgierd Pogorzelski i Marek Małecki złożyli wniosek do sądu, aby zażądał on od Prokuratury Generalnej wydania dokumentu, o którym pisała „Rzeczpospolita”.

Sędzia Marcin Patro odmówił i wyjaśnił:

Kwestia prawidłowości prowadzenia postępowania przygotowawczego nie jest bezpośrednio związana z zarzutami stawianymi w niniejszym postępowaniu, polska procedur karna nie zna teorii owoców zatrutego drzewa.

Obserwatorzy podkreślają bardzo profesjonalne i spokojne prowadzenie procesu przez sędziego Patro. Całkowicie panuje nad emocjami na sali rozpraw, o czym przekonał się wspomniany prokurator Janas.

Brak zgody sędziego na dostarczenie dokumentu z prokuratury wskazującego, że zbieranie dowodów nie miało wiele wspólnego z profesjonalizmem, stawia raczej w złym świetle sędziego Pawła Rysińskiego, który uniewinnił Beatę Sawicką, skorumpowaną posłankę PO. Zdaniem sędziego, dowody przeciwko niej były właśnie „owocem zatrutego drzewa”.

Skoro sędziowie tak dowolnie podchodzą do procedury karnej, to czy obywatele powinni zacząć się poważnie martwić?

Slaw

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych