"Forbes" punktuje manipulacje "Newsweeka", który twierdzi, że za produkcją filmu „Układ zamknięty” stoi zorganizowana grupa osób, uwikłanych w aferę Stella Maris

kadr z filmu "Układ zamknięty"  fot. materiały prasowe
kadr z filmu "Układ zamknięty" fot. materiały prasowe

Na internetowych stronach miesięcznika "Forbes" bardzo ciekawy i edukacyjny materiał na temat mainstreamowego dziennikarstwa, a dokładnie, jak można naginać fakty, żeby pasowały do z góry założonej tezy. Na przykładzie tekstu pt. „Układ zamknięty oskarżonych i sponsorów”, który ukazał się w najnowszym wydaniu "Newsweeka", dziennikarze "Forbesa" krok po kroku obalają założoną w tytule, fałszywą tezę, która miała podważyć wiarygodność filmu Ryszarda Bugajskiego.

Otóż zdaniem "Newsweeka",

producentem filmu 'Układ zamknięty' jest człowiek skazany przed laty w aferze Stella Maris [Mirosław Piepka - red. wP]. Pieniądze na film dał też przyjaciel polityków PO, oskarżony w tamtej aferze [Andrzej Długosz - red. wP]. I prokurator, który nadzorował tamto śledztwo [Janusz Kaczmarek -red. wP]".

Wszystko poplątane i pomieszane, żeby wyszło na "nasze".

Ale po kolei o faktach. Współproducentem filmu jest Mirosław Piepka, który w styczniu 2001 r., a więc jeszcze przed wybuchem afery "Stella Maris" sam zgłosił się do prokuratury, kiedy jako prezes firmy poligraficznej ściśle powiązanej ze Stellą Maris zorientował się, że poświadczył częściową nieprawdę. Kilka miesięcy później został za to skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu na rok i ukarany grzywną w wysokości 3 tys. zł.

Dopiero w następnym roku szefem gdańskiej prokuratury apelacyjnej zostaje Janusz Kaczmarek, której podlegało (wśród wielu innych postępowań) również śledztwo w sprawie Stella Maris, a który z Piepką (ani z oskarżonym dużo później Długoszem) nie miał nic wspólnego.

Cały proces w sprawie Stella Maris ruszył 7 lat później. Kara Piepki dawno uległa zatarciu, a jego nazwisko zostało usunięte z rejestru skazanych.

Dalej. Jak napisał "Newsweek":

Kiedy kilka lat później Kaczmarek pracował już w Warszawie i nie miał kontaktu ze sprawą, w aferze oskarżony został wraz ze wspólnikiem Andrzej Długosz.

Czyli już "nie krył" Długosza?? Janusz Kaczmarek został przeniesiony do Warszawy w 2005 roku - najpierw był prokuratorem krajowym a przez kilka miesięcy 2007 r. szefem MSWiA w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Andrzejowi Długoszowi prokuratora postawiła zarzuty w jednym z pobocznych wątków afery "Stella Maris" w kwietniu 2007 roku, czyli w czasie gdy Kaczmarek był już szefem MSWiA. Cztery lata później Długosz został oczyszczony z zarzutów i uniewinniony przez sąd.

Tych informacji brakuje w tekście "Newsweeka"

pisze zdumiony "Forbes". Za to jest, że

niemal w tym samym czasie w odprysku afery Stella Maris, o 'pomoc w przywłaszczeniu na szkodę kościelnej oficyny, 1,3 mln zł' zostaje oskarżony Mirosław Piepka

- NIEMAL w tym samym czasie - 2001 rok i 2007 rok? 6 lat?? Ale taka "precyzyjna" informacja jest niezbędna dla wykazania wydumanego przez "Newsweek" układu.

Jak pisze "Forbes:

Powinni napisać: współproducentem „Układu zamkniętego” jest naiwniak, skazany - na własne życzenie - w odprysku afery Stella Maris. 20 tys. zł na film dał znany spin doctor, oskarżony i uniewinniony w zupełnie innym wątku tego procesu. Tyle samo dał też prokurator, swego czasu szef urzędu, któremu kiedyś podlegało śledztwo w tej sprawie.

Ale to by psuło tezę tekstu i pewnie taki tekst w ogóle by się nie ukazał, bo byłby o niczym.

Fakty są takie, że Piepka, Kaczmarek i Długosz nigdy nie stworzyli żadnego układu. Ani razu się nie spotkali, nie współpracowali ze sobą i tak naprawdę w ogóle nie mieli ze sobą do czynienia aż do momentu publikacji w „Newsweeku”

- czytamy na internetowych stronach "Forbesa".

Dziennikarze miesięcznika przyznają, że

Oczywiście jest całe mnóstwo osób wątpliwej proweniencji, które dzisiaj podpinają się pod 'Układ zamknięty' i zgrywają ofiary systemu. To normalne, że należy takich ludzi potępiać i pokazywać palcami. O tym chyba miał być ten artykuł w „Newsweeku” ale nie jest. Jest za to układzie, którego nigdy nie było... O wydumanym związku naiwnego producenta filmowego z dwoma sponsorami, którzy wyłożyli po 20 tys. na film o budżecie 5,6 mln zł.

Nic dodać, nic ująć. To się nazywa rzetelne dziennikarstwo a la Lis.

CZYTAJ TAKŻE:

Autorzy filmu "Układ zamknięty" odpowiadają Newsweekowi: Treść artykułu jest zmanipulowana, nierzetelna, nieuczciwa, a cały artykuł napisany pod określoną z góry założoną tezę

Układ atakuje „Układ zamknięty”? Twórcy o zarzutach wobec filmu: "Zdumiewa zgoda kierownictwa tygodnika i wydawnictwa Ringier Axel Springer na takie praktyki"


kim, "Forbes"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych