Idźmy na marsz „Wyborczej”. Prezydent z redaktorami GW na czele pochodu niosącego transparenty smoleńskie? PIĘĆ PYTAŃ DO dr. Sojaka

 Logo akcji GW, PR3 i prezydenta "Orzeł może"
Logo akcji GW, PR3 i prezydenta "Orzeł może"

Można by się było ponatrząsać, bo ten czekoladowy orzeł i jarmarczny ton jakoś tak pasują do przaśnego stylu Pana Prezydenta. Ale wydaje mi się, że trzeba spuścić nad tym zasłonę milczenia. Mówimy o godle i o najwyższych władzach. Nikomu nie przynosi korzyści, jeżeli władze państwowe zachowują się w sposób groteskowy

- mówi dr Radosław Sojak, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

 

wPolityce.pl: „Gazeta Wyborcza” organizuje marsz. Samo w sobie nie brzmi to zabawnie?

Dr Radosław Sojak: Wspólnie, jak rozumiem z najwyższymi władzami państwa, więc jakoś specjalnie mnie to nie zaskakuje. Generalnie ta redakcja już chyba niczym nie może nas zadziwić od czasu, gdy do swoich wydań dodawała noże. A tak zupełnie na poważnie – może wszak to robić jak każdy inny podmiot, nie tylko medialny.

 

Mamy zmasowaną akcję propagandową z zatrudnieniem celebrytów przybierającą formę jakiejś humoreski. Godło państwowe jest frywolnie przerabiane, pochód poprowadzi orzeł zrobiony czekolady. Nie wygląda to zbyt poważnie.

Można by się było ponatrząsać, bo ten czekoladowy orzeł i jarmarczny ton jakoś tak pasują do przaśnego stylu Pana Prezydenta. Ale wydaje mi się, że trzeba spuścić nad tym zasłonę milczenia. Mówimy o godle i o najwyższych władzach. Nikomu nie przynosi korzyści, jeżeli władze państwowe zachowują się w sposób groteskowy.

 

Dotychczas marsze były domeną opozycji, prawej strony sceny politycznej. Prezydent decyduje się na takie przedsięwzięcie po raz drugi.

Warto, by obóz patriotyczny zauważył, że to swoisty, szczery, choć pewnie niezamierzony, komplement. Nie ma przecież lepszego wyrazu podziwu niż naśladownictwo. Należałoby się w pewnym sensie cieszyć, że tego typu akcje są powtarzane. Może niezłym pomysłem byłoby spokojne i zdyscyplinowane stawienie się obozu patriotycznego na takim marszu i sprawienie, by prezydent razem z redaktorami z Czerskiej szli na czele pochodu niosącego transparenty znane już z marszu dla niepodległej czy z miesięcznic smoleńskich. To byłby dopiero happening!

 

O co chodzi w tej taktyce „Wyborczej” i radiowej Trójki wyzywania Polaków od ponuraków i przyklejania uśmiechów na siłę?

Sposób, w jaki akcja jest reklamowana, rzeczywiście budzi co najmniej zadumę. Powtarzanie o naszym zakompleksieniu, ponuractwie i pesymizmie jest trochę samospełniającą się przepowiednią. Im głośniej się człowiekowi mówi: uśmiechnij się, tym bardziej zbiera mu się na płacz. Poza tym warto spojrzeć na tę sprawę w szerszym kontekście społecznym. Tu podziały polityczne zaczynają schodzić na dalszy plan. Coraz więcej grup naszego społeczeństwa czuje się zagrożonych w codziennych sprawach związanych np. z pracą. Kreowany na siłę obraz radości w naturalny sposób budzi więc pewien dystans, a może i niepokój. Oczywiście najcudowniej byłoby, gdyby Polacy mogli na co dzień odczuwać spontaniczną radość na przykład z efektywności własnego państwa i mądrości rządzących. Do tej akcji najfajniejszym komentarzem byłoby postawienie na jakiejś platformie na końcu pochodu pani Stanisławy Celińskiej, by zaśpiewała „Uśmiechnij się”, tak brawurowo jak tylko ona potrafi. Ale byłby to trochę śmiech przez łzy.

 

Nie ma pan wrażenia, że mamy do czynienia z jakąś schizofrenią? Z jednej strony celebryci namawiają, byśmy wyzbyli się kompleksów i smutku, a w tych samych radiowych reklamówkach mówią, że powinniśmy być tacy, jak uśmiechnięte narody na Zachodzie Europy – tu dopiero widać zakompleksienie.

Dostrzegam tu dwa zagadnienia. Po pierwsze, nawet akceptując strategię „podrabiania” Zachodu, bierzmy stamtąd to, co wartościowe. Amerykańskie nieco jarmarczne parady. No dobra, to weźmy też tak naturalną dla nich dumę z własnego narodu, nieskrępowanie w manifestowaniu, takiego codziennego, zwykłego patriotyzmu itp.

Po drugie, jeśli nie akceptujemy naśladownictwa, pierwszym krokiem do wyleczenia się z tego jest zrozumienie, że to nie jest to wyłącznie polski syndrom. Porównywanie się z Zachodem jest obecne w wielu państwach i to nie tylko postkomunistycznych. A ta pedagogika wstydu „Wyborczej” coraz bardziej chyba trafia w próżnię. Jeden z namacalnych dla mnie, jako pracownika uczelni, efektów programu Erasmus był taki, że spora część studentów wracających z Włoch czy Francji, skrobiąc się w głowę mówiła: a myśmy myśleli, że to u nas jest bałagan… Coraz częściej i lepiej funkcjonujemy w tamtych kontekstach kulturowych i orientujemy się, że ten Zachód wcale nie jest tak idealny, jak nam się próbuje to przedstawić. Z tą wesołością społeczeństw zachodnich też bym nie przesadzał. W wielu państwach zachodnich nastroje społeczne są dalekie od spontanicznej radości. Podsumowując, sposób zachęcania do akcji „Orzeł może” więcej mówi o jej organizatorach, niż o Polakach.

 

Rozmawiał Marek Pyza

 

 

CZYTAJ TAKŻE: MARSZ LEMINGÓW. „Wyborcza” wychodzi na miasto. Z prezydentem. I orłem z czekolady. W długi weekend szykuje się niezła komedia

 

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych