NASZ WYWIAD. Janusz Szewczak: Budżet jest fatalnie skonstruowany, przygotowany skrajnie infantylnie. Widać katastrofę tego dokumentu

Fot. Maciej Śmiarowski/KPRM
Fot. Maciej Śmiarowski/KPRM

wPolityce.pl: Resort finansów poinformował po raz kolejny o szacunkowych danych dot. wykonania budżetu na 2013 rok. Wynika z nich, że po marcu 2013 osiągnęliśmy już niemal 70 procent zapisanego w budżecie deficytu budżetowego. Jak to oceniać?

Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK: Na łamach portalu wPolityce.pl ostrzegałem już w zeszłym roku, że budżet na obecny rok jest wirtualno-księżycowo-humorystyczny. On ma bardzo niewiele wspólnego z rzeczywistością gospodarczą. Ostrzegaliśmy, że budżet będzie w poważnych tartapatach, że będzie trzeba go nowelizować. Mówiliśmy, że budżetowi grozi katastrofa. Obecnie potwierdzają się nasze analizy i ostrzeżenia, choć rząd i władze twierdziły, że budżet jest rozważny, stabilny i zrównoważony. Słyszeliśmy, że nic nie będzie trzeba w nim zmieniać. Widać, że te deklaracje, te opinie były niepoważne i nieprofesjonalne. Budżet jest w stanie dramatycznym. Szczególnie niepokojąco wyglądają dochody budżetowe, dochody podatkowe. Fatalny jest poziom wpływu podatków. I to wszystkich, począwszy od VAT a skończywszy na akcyzie. Spadek wpływów z akcyzy za papierosy jedynie w pierwszym kwartale sięga 250 mln złotych. W mojej ocenie temu budżetowi może zabraknąć nawet 35 mld złotych.

 

Nawet wpływy z mandatów nie pomogą?

Między bajki można włożyć zapowiedzi rządzących, że z mandatów pozyskają 1,5 mld złotych. No chyba że postawimy radary na chodnikach i będziemy karać również rowerzystów, a wszystkich kierowców przesadzimy do najnowszych Ferrari. Sądzę, że z mandatów możemy pozyskać maksymalnie 100 mln złotych. Te półtora miliarda to są zupełnie absurdalne zapisy. Ten budżet jest fatalnie skonstruowany, jest skrajnie infantylnie przygotowany. Założono w nim poziom wskaźników zupełnie oderwany od możliwości. Żaden z zapisów przyjętych przez władze nie zostanie potwierdzony przez rzeczywistość. Wzrost gospodarczy, poziom inflacji zostały źle oszacowane. I to już widać. Rząd zmienia prognozy wzrostu. Obecnie mówi, że błędzie 1,5 procent, choć w mojej ocenie może się skończyć nawet poniżej 1 proc. Również inflacja jest poniżej oczekiwań. To wszystko odbije się na wpływach podatkowych.

 

To odbije się na zwykłych ludziach.

Oczywiście. Kabaretowo brzmią zapisane w budżecie informacje o wzroście realnych wynagrodzeń, o bezrobociu na poziomie 13 procent. Już obecnie mamy przecież około 15. Zapowiedzi rządu są nietrafione. Wszystkie szacunki i założenia budżetu rozmijają się z rzeczywistością. I zapewne rząd będzie chciał polepszyć sytuację finansów publicznych wykonując jakiś skok na fundusze zgromadzone w OFE. Jednak to nie rozwiąże problemów, to będzie jedynie służyć zamiataniu problemów pod dywan i prowadzeniu kreatywnej księgowości. Dzięki temu rząd będzie mógł pokazać lepsze statystyki, dzięki temu minister Rostowski będzie mógł dalej pożyczać środki. Nie zmieni to jednak faktu, że w budżecie mamy katastrofę. Jeśli państwo polskie nie jest w stanie dotrzymać obietnicy dopłacania do przedszkoli - mimo obietnic wycofuje się z tego, to oznacza, że pieniędzy nie ma na nic. Pod wielkim znakiem zapytania są jakiekolwiek inwestycje w obecnej sytuacji.

 

Co to oznacza?

To oznacza choćby tyle, że szansa na dokończenie dróg budowanych przed Euro 2012 jest żadna. Mało tego, należy się liczyć ze znaczącym ograniczeniem wydatków w obecnym budżecie. A dziś już w wielu miejscach ciąć nie można, choćby w ochronie zdrowia czy oświacie. Dalsze oszczędności będą karygodne i niezmiernie szkodliwe. Niestety jednak wydaje się, że te cięcia są nieuniknione. Możemy się również spodziewać utrzymania podwyższonego, 23-procentowego VATu. Będziemy mieli wiele komplikacji w samorządach, ich budżety są w bardzo złej kondycji. Szykuje nam się również afera z ustawą śmieciową. Tę nieudaną reformę należy natychmiast zablokować, bowiem czekają nas sceny jak z Neapolu. Możemy liczyć się ze wzrostami lokalnych opłat i podatków.

 

To jest nieuniknione?

Wyniki, które podaje rząd, nie budzą optymizmu. Skoro po marcu mamy już niemal 70 procent deficytu budżetowego zapisanego na cały rok, to po kwietniu możemy się spodziewać, że będzie to już 80 procent planu. Ta sytuacja będzie się pogarszać, od lata ruszy kolejny etap lawiny wzrostu zobowiązań państwa. Problemem stanie się brak środków na realizację zadań publicznych.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych