Maciej Lasek w TOK FM wyjaśniał "co poszło źle w wyjaśnianiu przyczyn tragedii smoleńskiej". Jacek Żakowski pytał, a Lasek odpowiadał po swojemu: co złego, to nie my!
Przytaczamy fragmenty rozmowy:
JŻ: Co źle poszło w wyjaśnianiu tragedii smoleńskiej?
Maciej Lasek: Wydaje się, że milczenie i brak przypominania przyczyn po zakończeniu pracy przez komisję. Musimy pamiętać, że badanie przyczyn wypadku samolotu, który był samolotem państwowym z natury jest prowadzone - było i jest w innych przypadkach, jako badanie w trybie niejawnym. Z drugiej strony było bardzo duże oczekiwanie - i to jest zrozumiałe - na jakieś informacje, choćby cząstkowe, w trakcie tego badania. Istniała sprzeczność w przepisach prawa, które mówią jak badać katastrofy samolotu wojskowego, a tym czego oczekuje opinia publiczna. To też wcale nie było dziwne, to była katastrofa bezprecedensowa w naszej historii i nie było dobrego rozwiązania według mnie. Dla nas, jako badaczy było bardzo wygodnym być odseparowanym zarówno od świata mediów jak i polityki. Dzięki temu skończyliśmy badanie i przedstawiliśmy raport w najkrótszym możliwym czasie, w jakim można to było zrobić. I jeszcze nie być uwikłanym w jakieś zarzuty, że próbujemy wtłoczyć nasz raport w konflikt polityczny. Przypominam, że trzy miesiące po publikacji naszego raportu miały być wybory. W związku z tym chcieliśmy być jak najdalej od tej daty, a jednocześnie przedstawić raport, który był raportem skończonym w zakesie określenia przyczyn i okoliczności.
Lasek już na wstępie ukierunkował rozmowę. Komisja pracowała rzetelnie i to wbrew całemu światu - opinii publicznej, która czekała na wieści o katastrofie narodowej, przepisom, które były złe oraz polityce. Jednak mimo wszystko komisji się udało - raport przedstawiła. I to - co budzi największy śmiech - zupełnie oderwany od świata politycznego oraz zapotrzebowania polityków. Pusty śmiech ogarniał już na początku rozmowy.
A dalej było podobnie. Nieugięty redaktor Żakowski znów pytał:
A merytoryczne błędy? Opozycja wyciąga różne słabości, które z nich były nieuniknione pana zdaniem, a które były błędami człowieka rzeczywiście?
Trudno mi się w tej chwili odnosić do raportu, którego jestem współautorem, w zakresie błędów. Wydaję mi się, że takimi elementami, które mogą rodzić wątpliwości, to jest ten nieszczęsny pomiar wysokości brzozy, który tak naprawdę nic nie wnosi do badania wypadku, ale stanowi świetne zaczepienie do próby podważania raportu jako całości. Pomimo tego, że od razu zapominamy, dlaczego ten samolot znalazł się tak nisko. Kiedy powinien przelecieć dwadzieścia razy, albo więcej, nad tą brzozą, jeśli wszystko byłoby wykonane zgodnie z procedurami. Druga rzecz, myślę, że niewystarczająco opisywaliśmy różnicę między tym, co to jest śledztwo prokuratury, a co to jest badanie i na jakiej podstawie badanie, badanie wypadku lotniczego jest prowadzone. Myślę, że tutaj jest duży obszar niedopowiedzeń. Komisja bada wypadek, albo komisja prowadzi śledztwo. A przecież śledztwo ma na celu określenie winnych i odpowiedzielnych. A badanie ma przy zebranym materiale dowodowym zaproponować tylko przyczynę i profilaktykę. I nic więcej. W związku z tym ono jest z założenia prowadzone zupełnie inaczej niż śledztwo prokuratury. Dlatego one są rozdzielne, dlatego niemal nie wymieniamy się danymi wrażliwymi, czy zeznaniami, czy ekspertyzami. Ponieważ dla prokuratury nasze materiały nie są przygotowane zgodne z kpk, bo nie mogą być. Naszym celem jest coś innego. No i brak tej informacji, która powinna iść razem z raportem, powoduje niezrozumienie niektórych treści. Natomiast raport być może nie jest dokumentem doskonałym, na pewno nie jest, nie dokumentem superskończonym.
Z jednej strony należy się zgodzić z tezami Laska, który przyznaje: "raport być może nie jest dokumentem doskonałym, na pewno nie jest, nie dokumentem superskończonym" oraz, że "trudno mu się w tej chwili odnosić do raportu, którego jest współautorem". Rzeczywiście raport nie jest doskonały, ustalenia nie są doskonałe, a Lasek, jako współautor nie jest w stanie ocenić krytycznie raportu, który tworzył. Zdaje się jednak, że zapomniał powiedzieć o tym premierowi Tuskowi, gdy ten powoływał go na szefa zespołu, który obecnie ma wyjaśniać wątpliwości związane z raportem...
Jednak z drugiej wypowiedź Laska znów pokazuje kompromitację tego, czego Lasek zamierza - za osiem tysięcy złotych miesięcznie - bronić. Fakt, że komisja Laska nie umiała zmierzyć nawet brzozy, fakt, że tym się w ogóle nie interesowała nie jest nic nieznaczącym szczegółem, do którego ktoś się przyczepił - jest dowodem skrajnej nierzetelności członków tej komisji, którzy badając przyczyny nie weryfikowali na bieżąco swoich tez. I mówienie, że komisja jest do ustalenia przyczyn, a nie szukania odpowiedzialnych nic tu nie zmieni. Komisja nie była w stanie poradzić sobie ze zmierzeniem brzozy, to jak jej poszło sprawdzanie bardziej skomplikowanej materii związanej z badaniem tragedii?
O to jednak Żakowski nie pytał. Podobnie jak nie pytał o to, dlaczego tak wielu rzeczy komisja nie badała - w tym wraku oraz miejsca katastrofy, o czym mówił w maju 2012 roku sam Maciej Lasek.
Żakowski pytał o co innego:
A wady ustaleń. Przy takim dokumencie jest tak, że ze względu na rozległość prac, które prowadzicie, na wielość wątków, które tam się pojawiają, technicznych. A z drugiej strony ze względu na to, że czas jest ograniczony - no błędy są nieuniknione. I wiadomo z doświadczeń innych komisji, badających inne wypadki, że często po latach jeszcze się dochodzi szczegółów - historia francuskiego samolotu, która po latach jeszcze dochodzi szczegółów dobrze to pokazuje. Jakie jeszcze by pan wymienił te słabości wykorzystywane przez opozycję, które pana zdaniem są rzeczywiście błędami pracy komisji?
Ograniczony zakres materiału, który podległ upublicznieniu. (...) Przepisy prawa mówiły, że w zakresie takim, w jakim decydował premier, materiał został upubliczniony. I nic więcej, wszystko poszło do archiwum. Natomiast zapytania, wątpliwości, na te zapytania i wątpliwości nie byliśmy w stanie, nie mogliśmy powiedzieć, proszę bardzo zrobiliśmy 1800 zdjęć na miejscu wypadku, dokumentujących poszczególne fazy tej katastrofy i tutaj możecie zobaczyć zdjęcia zrobione przez naszych kolegów. Błędem było, że w raporcie zamieściliśmy zdjęcia nie tylko wykonane przez naszych kolegów, ale również ogólnie dostępne wykonane przez blogerów, czy inne osoby. To nie jest duży błąd, ponieważ komisje mają prawo i obowiązek korzystania ze wszystkich możliwych materiałów, jakie są upublicznione również. Jednak z drugiej strony to może budzić wątpliwości, czy komisja była na miejscu wypadku i czy zrobiła zdjęcia, o których mówi, jeśli zamieściła inne. Ja mogę tylko w stu procentach potwierdzić, że owszem zrobiła takie zdjęcia.
Okazuje się, że nie ma co liczyć na refleksję Macieja Laska. Wciągu 15 minut nie był on w stanie przyznać się do jakiegokolwiek poważnego zaniedbania i błędu komisji. I to mimo iż skandalicznych zaniedbań w tej sprawie jest coraz więcej, i są one coraz bardziej oczywiste.
Jednak zapewne nie zmieni on swojego nastawienia, jeśli będzie się spotykał jedynie z takimi jak Jacek Żakowski, który przyznaje w rozmowie, że błędy to coś normalnego, opozycja się czepia, a prace komisji Millera można porównać do drobiazgowego śledztwa ws. katastrofy francuskiego samolotu. Zapewne w tym porównaniu chodzi mu o tragedię samolotu, którego najmniejsze szczątki wydobywano z dna oceanu. Rzeczywiście precyzja komisji Millera niemal taka sama!
Na koniec miłej rozmowy Żakowski wraz z Laskiem zgodzili się, że najlepszym zabezpieczeniem na przyszłość ewentualnych badań w podobnych sprawach będzie zmiana przepisów, by komisja nie miała już ograniczeń prawnych, o których mówił Lasek. O tym, jak sprawić, by podobne komisje ustalały fakty, a nie przepisywały raport państw obcych mowy nie było...
KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/155166-co-zlego-to-nie-my-czyli-bledy-komisji-millera-okiem-laska-najgorsze-milczenie-i-brak-przypominania-przyczyn-po-zakonczeniu-pracy-przez-komisje