wPolityce.pl: - Czy wczorajszy wieczór w TVP można traktować jako pewną jaskółkę w dyskusji publicznej? Czy uzasadniona jest opinia, że Telewizja Polska otworzyła poważną debatę smoleńską?
Prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog: - Tak. Piotr Kraśko starał się rozmowę poprowadzić konstruktywnie. Prosił uczestników dyskusji – najpierw badaczy analizujących techniczne aspekty katastrofy, a później czwórkę dziennikarzy i dwóch profesorów o wskazanie dróg przezwyciężenia podziałów i ustalenia minimalnego choćby porozumienia co do faktów. Proszę zwrócić uwagę, że byli na to otwarci profesorowie Paweł Artymowicz i Jacek Rońda oraz wszyscy uczestnicy drugiej części dyskusji z wyjątkiem dwóch osób: prof. Ireneusza Krzemińskiego i Pawła Wrońskiego z „Gazety Wyborczej”. Zachowania dwóch ostatnich nie były rzeczowe. Wroński zarzucał filmowi Anity Gargas, że jest propagandowy. Szkoda, że nie wyjaśnił, na czym polega propagandowy charakter np. pokazania sceny niszczenia wraku. Wygląda na to, iż informacje niepasujące do mentalności red. Wrońskiego uważa on za propagandę. Jako wiarygodne dopuszcza tylko te informacje, które pasują do jego obrazu świata.
Jeszcze bardziej zaskakiwała postawa prof. Krzemińskiego, mojego kolegi z socjologicznej branży, którego emocjonalne zachowanie wskazuje na funkcjonowanie w jakimś bąblu myślowym, w którym informacje filtrowane są niezgodnie z etosem badawczym. Paweł Lisicki pokazał na istnienie faktycznych podstaw do nieufania zarówno komisji Millera jak i władzom polskiego państwa odnośnie ich zachowania po katastrofie smoleńskiej. Podawał informacje powszechnie znane, ale jakby obce prof. Krzemińskiemu. Pozostali uczestnicy debaty – prof. Michał Kleiber, redaktorzy Michał Karnowski, Lisicki, Andrzej Stankiewicz oraz prowadzący Kraśko szukali jakichś ścieżek ustalania faktów i przezwyciężania podziałów. To jest pozytywne.
Zwraca pan uwagę na postawę Pawła Wrońskiego. Od kilku dni widzimy na łamach „Wyborczej”, że postawiła ona sobie za punkt honoru konsekwentne dezawuowanie filmu Anity Gargas. Szaleńczo atakuje Telewizję Polską za to, że ośmiela się ona pokazywać widzom dokument, z którym redakcja z Czerskiej kompletnie się nie zgadza. To, co widzieliśmy w ostatnich dniach na łamach „GW” – najpierw w czwartek w trzech komentarzach i kuriozalnym wywiadzie Agnieszki Kublik z prezesem TVP, a później w obszernym sobotnim dodatku – doskonale pokazuje, czego jak ognia unika „Gazeta”. Oni bronią się rękami i nogami przed rzetelną debatą.
Mam wrażenie, że część środowiska „Gazety Wyborczej” to biedni, zakłamani ludzie będący ofiarami własnych wyobrażeń na temat siebie samych i tych, z którymi się nie zgadzają. Proszę zwrócić uwagę, jak wypowiadał się Wroński: „Mówimy o przybijaniu kisielu do ściany. O dzieleniu ludzi przez polityków. Materiał Anity Gargas pokazuje świetnie, jak to wszystko jest manipulowane”. Nie po raz pierwszy mam wrażenie, iż środowisko „Wyborczej” swoje własne, wewnętrzne mechanizmy funkcjonowania i sposób traktowania obcych mu środowisk projektuje na świat zewnętrzny. Czy dlatego, iż sami toczą służalczo-manipulacyjne gry, są przekonani, że inni postępują tak samo?
Widzi pan w ogóle pole do dyskusji z „Gazetą Wyborczą” na temat Smoleńska? W sobotę opublikowała ona 16 stron „prawdy” o katastrofie. W każdym punkcie mamy tam półprawdy, manipulacje, nieścisłości podporządkowane jednemu – atakowaniu tych, którzy ośmielają się kwestionować oficjalne ustalenia.
Zwróćmy uwagę, czym zbulwersował wczoraj prof. Krzemińskiego red. Lisicki – celnie zwracając uwagę na obfite posługiwanie się przymiotnikami przez profesora. Stawiam hipotezę, iż gdyby zrobić formalną, językową analizę schematów narracji „Wyborczej” na temat katastrofy smoleńskiej, znaleźlibyśmy schematy myślowe typowe dla postaw antysemickich. Zauważylibyśmy daleko posuniętą odmowę wiedzy, niezdolność do patrzenia rzeczywistości w oczy i uporczywe karmienie własnych stereotypów.
W studiu TVP dużo mówiło się o szukaniu porozumienia. Ale czy w sprawie smoleńskiej o to właśnie chodzi? Czy celem nie powinna być prawda zamiast jakiegoś kompromisu w debacie publicznej?
W nauce do prawdy dociera się poprzez konsensus co do procedur jej poszukiwania. Dziennikarze mogą ich nie znać. Ale np. sądzę, iż profesorowie Artymowicz i Rońda są w stanie znaleźć porozumienie co do zasad prowadzenia dalszych dociekań. Na tej podstawie są w stanie ustalać prawdę. Minimalny konsensus to niezbędny warunek docierania do niej. Wygląda, jakby perspektywa takiego konsensusu red. Wrońskiego niepokoiła.
Rozmawiał Marek Pyza
POLECAMY wSklepiku: Lech Kaczyński: Portret
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154886-cztery-pytania-do-prof-zybertowicza-o-pozytywy-smolenskiej-dyskusji-w-tvp-i-postawe-gw-red-wronski-zaniepokojony-perspektywa-konsensusu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.