Macierewicz: Wygląda na to, że rząd tworzy sobie klasyczny wydział propagandy smoleńskiej. Skala zakłamania przypomina już w tej chwili kłamstwo katyńskie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Skala zakłamania przypomina już w tej chwili kłamstwo katyńskie. Próbę udowadniania, że Polaków zamordowali w Katyniu Niemcy, bo znaleziono tam niemieckie łuski. Czasami mam wrażenie, że ta nadaktywność może być kwestią jakiegoś strumienia pieniędzy, które zostały przeznaczone na te "materiały edukacyjne"

- tak Antoni Macierewicz odnosi się w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" do ostatniej aktywności mediów typu "Gazeta Wyborcza", które wiele miejsca poświęcają sprawie katastrofy smoleńskiej.

Z zainteresowaniem wysłuchałbym jednego rzeczywistego i  merytorycznego zarzutu wobec metodologii pracy naszego zespołu. Oczywiście, być może gdzieś się mylę, być może mylą się gdzieś nasi eksperci. Ale chcemy o tym dyskutować. Tymczasem wciąż nasze apele o polemikę zderzają się z murem ignorancji

- tłumaczy poseł Macierewicz.

Przewodniczący zespołu smoleńskiego przyznaje, że zapowiadany ostatnio rządowy zespół zajmujący się katastrofą smoleńską to będzie "klasyczny wydział propagandowy":

Zespół, który zamierza powołać premier Donald Tusk, będzie niewątpliwie finansowany z pieniędzy podatników. Wygląda na to, że rząd tworzy sobie klasyczny wydział propagandy smoleńskiej. Śledztwo w sprawie tak ogromnej tragedii narodowej jest badane niczym włamanie do kurnika.

Macierewicz w rozmowie z "GPC" zapowiada również publikację raportu związanego z kolejnym etapem prac zespołu parlamentarnego. Zaznacza, że znajdą się tam materiały "niepodważalne".

Sięgnęliśmy po zobiektywizowany materiał, czyli zapis zachowania się poszczególnych przyrządów, tak jak jest on zapisany w skrzynce parametrów lotu. To zostało nałożone na mapę terenu i umieszczone w czasie ostatnich sekund. W związku z tym wiemy, kiedy które zespoły mechaniczne się wyłączały, a które ulegały awarii, np. silniki, czy generatory. Niech dr Maciej Lasek, który nie potrafi zmierzyć brzozy, zacznie polemizować nawet nie z zespołem, ale firmą ATM, która dokonała odczytów

- zaznacza Macierewicz.

Wskazuje, że odczytana została kolejna dana z systemu TAWS, którą zapisywało urządzenie MSL. Za pomocą GPS zapisywana jest wysokość mierzona od poziomu morza.

W związku z tym, gdy mamy wyliczony poziomicami teren, nad którym leciał Tu-154M, i nałożymy na to trajektorię wyliczoną według punktów MSL, odjęcie jednej wartości od drugiej daje obiektywną wysokość, na której znajdował się samolot. I ta nigdy nie schodzi poniżej 30 m, a w TAWS 38 było to nawet ok. 40 m. To kolejny dowód na to, że nie było żadnego uderzenia w drzewo, bo tupolew przeleciał nad nim. Proszę mi udowodnić, że było inaczej

- mówi Macierewicz.

Zaznacza, że tupolew "rozpadał się w powietrzu, począwszy od kilometra wstecz (wobec brzozy - red.), rozsiewał z ogromną prędkością odpadające fragmenty, a te uderzały w poszczególne miejsca, w płoty dachy, drzewa, obcinając ich gałęzie".

KL

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych