"Gazeta Wyborcza" weszła na wyżyny swych umiejętności. Czy najstarszym żyjącym redaktorom komunistycznych propagandówek mogą popłynąć po policzkach łzy wzruszenia, bo "dodatek smoleński" przypomniał im ich młodość?
O smoleńskim poruszeniu i wściekłych atakach "sekty z Czerskiej" rozmawiamy z Markiem Królem, publicystą " Sieci", byłym redaktorem naczelnym tygodnika "Wprost".
Sławomir Sieradzki: Czy jest pan po lekturze „dodatku smoleńskiego” „Gazety Wyborczej”?
Marek Król: Tak, niestety jestem.
I jakie są pańskie wrażenia?
Ja jestem starym człowiekiem i pamiętam czasy PRL, gdy robiłem jakąś tam karierę. Ten dodatek przypomniał mi teksty w „Trybunie Ludu” i innych organach partii i rządu mające dać odpór jakimś wrogom.
Ta opętańcza walka z próbami wyjaśnienia sprawy smoleńskiej jako żywo przypomina mi opętańczą walkę z Katyniem, gdy nie wolno było tego słowa wypowiedzieć, to był temat tabu. A pułkownik, który prowadził moje zajęcia PO (Przysposobienie Obronne – przyp. red.) i kiedyś w wolnej chwili ktoś go zapytał o Katyń, to wpadł w szał i zaczął krzyczeć, że walczył pod Lenino i przelewał krew za takich gówniarzy, a oni go pytają co to był Katyń. Teraz to samo dzieje się wokół Smoleńska, to kopia tego samego zjawiska „tematu tabu”. To co „GW” zrobiła, to powiem krótko: coś obrzydliwego. Myślałem, że powtórki z PRL już nie będę przeżywał, a tymczasem okazuje się, że są ludzie, którzy – nie wiem, czy cierpią na amnezję, bo dokładnie powtarzają najgorsze propagandowe zagrywki z czasów komuny. Tekst Jarosława Kurskiego to jest jakieś panoptikum. Te sformułowania „sekta smoleńska”, „religia smoleńska” są wytwarzane przez – ja ją tak nazywam – postsowiecką formację propagandową. Włosy dęba mi stają, jak takie coś widzę.
Skąd się bierze u nich taka pogarda dla innych poglądów? Przecież ci ludzie, którzy chcą do głębi zbadać przyczyny katastrofy smoleńskiej mają do tego elementarne prawo. Są przecież wolnymi ludźmi. A środowisko „GW” traktuje ich niemal jak „podludzi”.
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo proste. Jako człowiekowi PRL-u mi jest nawet łatwiej na to odpowiedzieć. To co wyprawiają ci ludzie bierze się z tego samego powodu z jakiego ten wspomniany już przeze mnie pułkownik szalał po usłyszeniu słowa Katyń, rozbierał się na lekcji, aby pokazać nam swoje rany spod Lenino. Dla niego Katyń był zagrożeniem egzystencji, to znaczy prawda o Katyniu. Czuł, że w momencie, gdy prawda zostanie oficjalnie uznana, to kończy się jego egzystencja jako homosovieticus, do których należał, a i ja się otarłem – powiem samokrytycznie. Dlatego moim zdaniem ich nienawiść do ludzi, którzy próbują wyjawić prawdę na temat katastrofy – bo to, z czym mamy teraz do czynienia jest wierutnym kłamstwem, a jak wiadomo ludzie łatwiej przyjmują oszustwo niż próbę wyjaśnienia, że są oszukiwani – wynika z instynktu samozachowawczego. Cała ta formacja „Gazety Wyborczej”, publicyści – Lis, Żakowski etc. wie, że gdy światło dzienne ujrzy prawda o katastrofie smoleńskiej, to ich egzystencja się skończy.
Bo oni zabrnęli za daleko...
Tak, oni poszli za daleko. Tak więc ta ich nienawiść jest formą walki o życie. Tak długo, jak będą mogli kłamać na temat tragedii smoleńskiej, tak długo będą przez swoich decydentów nagradzani audycjami telewizyjnymi, programami itd. To dokładnie przypomina casus Katynia – w momencie, gdy to się upubliczni, bo domyślamy się prawdy, prawie ją znamy, ale gdy ta wiedza stanie się własnością publiczną, to stanie się z nimi to samo, co z innymi słynnymi propagandzistami telewizyjnymi, z tamtą starą formacją. To wszystko jest o tyle przykre, że jest to tak jakby powtórka z PRL-u. Jest takie żydowskie powiedzenie: „możesz przejść długą drogę kłamstw, ale nigdy z powrotem”. Oni wiedzą, że już nie mają drogi powrotnej. Stąd ta ich agresja.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154735-nasz-wywiad-marek-krol-o-smolenskim-dodatku-wyborczej-przypomnial-mi-teksty-w-trybunie-ludu-majace-dac-odpor-jakims-wrogom