PIĘĆ PYTAŃ DO Żurawskiego vel Grajewskiego: "Polska nigdy nie wejdzie do strefy euro"

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Do polskiej debaty na temat wejścia Polski do strefy euro nieoczekiwanie włączyli się amerykańscy eksperci - Paul Krugman laureat Nagrody Nobla z ekonomii i publicysta New York Times ze zdumieniem skomentował determinację rządu "aby poprowadzić ten kraj ku katastrofie", zaś Dylan Matthews, komentator ekonomiczny Washington Post stwierdził, że "euro to porażka na dużą skalę. Dlaczego więc Polska chce wejść do strefy euro? O ocenę tego dwugłosu i kontrastującego z nimi owczego pędu rządu Donalda Tuska do euro poprosiliśmy dr. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego.


wPolityce.pl: - Jest pan zaskoczony tak ostrą oceną strefy euro przez obu amerykańskich ekonomistów? Czy zrobią one wrażenie na naszych rządzących?



Przemysław Żurawski vel Grajewski: - To, co napędza postępowanie naszych polityków, to nie jest kalkulacja ekonomiczna czy polityczna interesu kraju, tylko możliwości własnej kariery czy gry w instytucjach międzynarodowych. Z tego punktu widzenia, pewna logika tego postępowania istnieje. Jeśli są to instytucje, które są pod przemożnym wpływem wiodących mocarstw unijnych z Niemcami w centrum, to oczywiście dostosowywanie zamiarów deklarowanych przez obecnych przywódców polskich do koncepcji polityki niemieckiej w zakresie strefy euro powoduje wzrost możliwości objęcia przez nich w przyszłości jakichś posad w strukturach unijnych.

Natomiast kalkulując interes państwowy Polski to wypadałoby się zgodzić z oboma ekonomistami - oni pewnie spotkają się z krytyką sprzyjających rządowi ośrodków, pod hasłem, że są to Anglosasi, reprezentujący amerykański czy ogólnie anglosaski punkt widzenia, niechętny integracji europejskiej, ale rzeczywistość taka jest, jak jest.

Rozróżniłbym tu jednak dwie rzeczy. Po pierwsze - to nie polski pęd, tylko rządowy - bo wszelkie badania wykazują, że większość i to zdecydowana większość Polaków - 70 parę procent - nie chce wejścia Polski do strefy euro. Po drugie, trzeba by jeszcze brać taki czynnik pod uwagę, że to, że nasi rządzący coś mówią, nie znaczy, że to zrobią. I nie dotyczy to wyłącznie euro, ale wręcz większości spraw. Według deklaracji premiera Tuska, to od 2011 r. jesteśmy już w strefie euro. Należałoby również wziąć poprawkę, że adresatem tego typu deklaracji są gremia rządzące w Brukseli czy w Berlinie i mogą one służyć osobistym interesom składającym je politykom polskich. Natomiast to, czy te deklaracje będą wdrażane w życie to jest zupełnie inne zagadnienie.


wPolityce: - A głos opinii publicznej? Rząd będzie się z nią liczył?


- Obóz rządzący w Polsce jest w niektórych sytuacjach niezwykle wrażliwy na badania opinii publicznej. Przykładem tego niech będzie wolta, która miała miejsce w 2008 r. w odniesieniu do tarczy antyrakietowej, na skutek wojny gruzińskiej. Przyjęta przez rząd pewna polityka wygaszania stosunków z Amerykanami, pod wpływem impulsu z badań opinii publicznej została na chwilę odwrócona, żeby na koniec znów do niej powrócić. Więc jeśli będzie zdecydowane wskazanie, że trzymanie się koncepcji wchodzenia do strefy euro będzie Platformie przynosiło wymierne straty wyborcze, to ona oczywiście odejdzie od tej koncepcji przy okazji wyborów, ale do tej pory pewnie będzie jeszcze ją głosiła. Dlatego również z tego powodu nie przesadzałbym z wiarą w deklaracje rządowe, że oni naprawdę zrobią to, co obiecują.

Myślę, że jeszcze można by wskazać na fakt obecnej gry wokół Cypru. Pozostawanie Polski poza strefą euro powoduje, że możemy nie przejmować się zbyt mocno - nie mówię, że w ogóle, ale zbyt mocno - zawirowaniami wokół kryzysu cypryjskiego, a cieszyć się, że jego skutkiem jest wychłodzenie stosunków rosyjsko-niemieckich na tle uderzenia w zasoby oligarchów rosyjskich na Cyprze. Inaczej musielibyśmy do tej kalkulacji włączać jeszcze własne interesy gospodarcze w ramach strefy, a tak nie musimy. Bilans więc jest również dodatki w wymiarze czysto politycznym.

A oczywiście wskazanie na zachowanie w ostatnich latach, w czasie kryzysu możliwości manewru kursami walut, przy posiadaniu waluty narodowej, polskiej jest abc ekonomii i myślę, że tu wszyscy eksperci są co do tego zgodni - nie trzeba noblistów, żeby tę prostą prawdę wyłożyć. Dziwne tylko, że rząd Polski jej nie przyjmuje do wiadomości, w sensie merytorycznym, bo politycznym to nie dziwi, jak mówiłem.


wPolityce.pl: - Ale na drodze do przyjęcia euro stoi też Konstytucja i konieczność jej zmiany, do czego Platformie et consortes brakuje szabel i bez zgody choćby części PiS-u nie ma szans na to, żeby zmienić walutę w Polsce. Jak tutaj może zachować się Platforma, czy Tusk - czy będą próbowali targu z Pis-em, choćby obiecując referendum na temat przyjęcia euro, czy też spóbują obejść tę przeszkodę forsując swoją wolę siłowo, tak, jak to miało miejsce w przypadku paktu fiskalnego.


- Właśnie, może rozczaruję naszych czytelników, ale Polska nie jest państwem prawa i jeśli będzie decyzja polityczna, że trzeba to przeforsować, to zostanie przeforsowane. Nie jestem konstytucjonalistą, ale wiele wskazuje na to, że pakt fiskalny został przyjęty wbrew Konstytucji, a został przyjęty. Dlatego wyobrażam sobie, że da się wymyślić taką wykładnię, którą później się spopularyzuje w mediach, że Polacy głosując w referendum akcesyjnym głosowali za całością dorobku prawnego Wspólnot, włącznie z decyzją o przystąpieniu do strefy euro i powtarzanie tego w referendum nie ma sensu, bo już to zostało zadecydowane w referendum akcesyjnym. Taka wykładnia, stosownie nagłośniona w mediach moż posłużyć jako instrument polityczny do przełamania tej przeszkody konstytucyjnej. Tak więc to zależy od decyzji politycznej a nie przeszkód prawnych.



wPolityce.pl: - Jeśli więc Tusk z Platformą na siłę wciągnę Polskę do strefy euro, czy to byłaby nieodwracalna decyzja, czy np. nowy rząd, mógłby się z niej wycofać?


- To zależy w którym momencie. Jakbyśmy już byli wewnątrz, to byłoby bardzo trudno wystąpić, bez jakiejś wielkiej katastrofy ogólnej. Byłby to więc wyścig z czasem. Ale ja nie sądzę, żeby szybka ścieżka wejścia do strefy euro była możliwa - tak z uwagi na parametry gospodarki polskiej jak i z uwagi na to, że sama strefa euro po dotychczasowych doświadczeniach będzie raczej ostrożna w poszerzaniu się o kolejne kraje. Owszem, jest parę sygnałów, że mógłby być zrobiony wyjątek dla Polski - na parę lat to mógłby być impuls prorozwojowy dla państw centrum strefy euro i one mogą być tym zainteresowane. Ten okres wysysania polskich zasobów przedłużyłby okres prosperity w tamtych krajach. Dlatego taka kalkulacja może więc być podstawą liberalizowania wymogów pod adresem Polski w momencie wstępowania, ale byłbym zaskoczony, gdyby ten proces został wykonany. Uważam, że nie ma perspektyw szybkiego wejścia Polski do strefy euro i że Polska nie wejdzie do niej, mimo tych wszystkich deklaracji tak rządu jak i niektórych kręgów unijnych, zainteresowanych z powodów, które przed chwilą opisałem.



wPolityce.pl: - Mówi pan, że nigdy nie wejdziemy do strefy euro? Prof. Krzysztof Rybiński uważa, że Polska nigdy nie spełni już kryteriów przyjęcia euro - chociażby z powodu bariery zadłużenia...


- Nigdy nie należy mówić nigdy, ale w tym przypadku dosyć uprawniona jest teza prof. Rybińskiego. Oczywiście nie zawsze decydują wyłącznie kryteria czysto ekonomiczne i nie można wykluczyć, jak mówiłem że w stosunku do tak dużego rynku zbytu jakim jest Polska, zostaną te kryteria osłabione lub nawet jednorazowo zawieszone, ale nie wydaje mi się, żeby tak właśnie się stało, chociażby ze względu na reperkusje takiego kroku w stosunku do państw południa Europy. Dlatego rzeczywiście z dużym prawdopodobieństwem można zaryzykować tezę, że Polska nigdy nie wejdzie do strefy euro.


not. kim

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.