Stany Zjednoczone ustępują Rosji i wycofują się z projektu tworzenia bazy tarczy antyrakietowej w Polsce i innych krajach naszej części Europy. Nie widać też zmiany podejścia co do stacjonowania oddziałów bojowych USA na terenie naszego kraju. Władze w Warszawie milczą, na co uwagę zwracają nawet media amerykańskie.
O amerykańskich pomysłach na bezpieczeństwo i o braku reakcji polskich władz rozmawiamy z dr. Grzegorzem Kostrzewą-Zorbasem, politologiem i amerykanistą.
wPolityce.pl: Co decyzja administracji Baracka Obamy oznacza dla Polski?
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: Po pierwsze oznacza ewentualne zmniejszenie rangi tarczy antyrakietowej planowanej w Polsce. Po drugie, jeszcze bardziej szkodliwe zagrożenie dla Polski, że tarcza antyrakietowa w ogóle nie powstanie.
To drugie ryzyko bierze się z faktu, na który polscy obserwatorzy i komentatorzy nie zwrócili uwagi, że administracja Obamy ogłosiła - jednocześnie z decyzją o budowie dodatkowych wyrzutni rakiet nad Pacyfikiem i o zaprzestaniu budowy nowocześniejszych antyrakiet dla Europy - jeszcze trzecią decyzję, na razie nie ostateczną, ale zapowiadającą się jako ostateczna: o utworzeniu bazy wyrzutni antyrakiet na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.
Przed taką możliwością ostrzegałem już w czasie kampanii wyborczej Obamy, bo ten pomysł był już wówczas obecny w USA i jest zgodny z myśleniem Obamy oraz większości Partii Demokratycznej. No i stało się. Administracja amerykańska podjęła studia nad lokalizacją na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych bazy lub kilku baz antyrakietowych. Nie stwierdziła wprost, że ta lokalizacja zastąpi tę na terenie Polski i Rumunii, ale tak to zostało zrozumiane w Stanach Zjednoczonych i tak jest komentowane przez analityków i media amerykańskie.
Czy ta decyzja Administracji Obamy to konsekwencja tej słynnej obietnicy prezydenta USA złożonej przy zbyt czułych mikrofonach ówczesnemu prezydentowi Rosji Dmitrijowi Miedwiewowi?
Dokładnie tak jest. Ponieważ jest to zgodne z żądaniami Rosji, co przyznali sami Amerykanie, choć Rosjanie nie, bo oni chcą jeszcze więcej.
No i właśnie. Czy teraz Kreml pójdzie za ciosem i zażąda kolejnych ustępstw?
Myślę, że zażąda przeniesienia ostatnich elementów tarczy antyrakietowej z Europy na wschodnie wybrzeże USA i to byłoby przedostatnim żądaniem w tej sprawie. Ostatnim zaś - w ogóle rezygnacja Amerykanów z tarczy, nawet na własnym terytorium. To pierwsze byłoby już dużym sukcesem Rosji i być może ustaliłaby się nowa równowaga na tym poziomie.
Na marginesie warto dodać, że wycofanie się z produkcji nowocześniejszych antyrakiet jest ustępstwem na rzecz Rosji i pozwoli podjąć nowe rokowania w sprawie strategicznej broni jądrowej. Taką opinię i nadzieję wyrazili przedstawiciele administracji prezydenta Obamy, w szczególności w rozmowie z „New York Timesem”, którego źródła są wiarygodne.
Istotne jest pytanie, dlaczego w Stanach Zjednoczonych uznano, że prawdopodobna lokalizacja wyrzutni od strony Atlantyku mających chronić (oficjalnie) nie przed rakietami rosyjskimi, a przed irańskimi czy z innych państw bliskowschodnich, czy Azji Południowej, to substytut lokalizacji w Polsce i Rumunii? Bo trudno sobie wyobrazić, aby Stany Zjednoczone robiły na raz jedno i drugie. Po pierwsze są w głębokim kryzysie finansów federalnych, po drugie brak jest porozumienia między partiami co do złagodzenia tego kryzysu. Tak więc w sytuacji wielkiej ugodowości wobec Rosji trudno sobie wyobrazić, aby Stany Zjednoczone budowały więcej zamiast mniej.
Ponowię poprzednie pytanie, ale weźmy w nawias tarczę antyrakietową. Czy Rosja może zażądać ustępstw od USA na innych polach? Np. wstrzymania dalszego rozszerzania NATO, czy wzmocnienia obecności wojsk amerykańskich na terytorium ostatnio przyjętych członków Paktu?
Jak najbardziej. Rosji zależy, aby przestrzegana była na wieczne czasy gwarancja z Madrytu (z 1997 r. – przyp. red.), udzielona przez NATO przed pierwszym rozszerzeniem Paktu na Wschód. Polega ona na braku stałej obecności znaczących jednostek bojowych na terytoriach państw nowo przyjmowanych. Stany Zjednoczone do dziś postępują zgodnie z ta gwarancją, co widać po okazjonalnej obecności wojskowej Amerykanów w Polsce. Jest ona zawsze przejściowa jeśli chodzi o jednostki bojowe. Pojawiają się one na krótko z okazji ćwiczeń. To dotyczy też baterii rakiet Patriot, które przyjeżdżają do nas tylko na kilka miesięcy, a teraz w ogóle przestały się pokazywać, mimo że nie miały gotowości bojowej. Widać to też po pododdziale lotniczym, który zainstalował się w centralnej Polsce. On też nie jest pododdziałem bojowym.
Czyli to wciąż będzie forma ustępstwa wobec Rosji?
Tak. Gwarancje z lat 90., a więc z innej epoki, powinny być już dawno zapomniane, ale niestety nie są. Administracja Georga W. Busha skłaniała się ku temu, lecz administracja Obamy wróciła do przeszłości i te gwarancje podtrzymuje oraz przestrzega ich.
„New York Times” napisał, że symptomatyczne jest milczenie Warszawy w tej sprawie. Czy faktycznie może dziwić milczenie polskiego rządu?
Jeśli mamy na myśli tę samą publikację, to tam był zwrot „cichsza reakcja” niż była przedtem. Czyli oznacza, to iż nie ma reakcji. Skąd to milczenie? Bo jest głęboka świadomość, że Polska nie ma żadnych gwarancji i widać bezradność wobec tego faktu. To jeden z powodów, niekoniecznie jedyny.
Drugim jest to, co dotyka Polski, podobnie jak innych krajów zachodnich, czyli „zapadanie w sen”, w którym jedynym zagrożeniem są islamiści w turbanach i domowej roboty bomby. I że zagrożenia z przeszłości bezpowrotnie zniknęły. W świetle takiego przekonania, szerzonego przez liczne siły polityczne w Polsce i w całym NATO, aż po administrację Obamy, tarcza antyrakietowa wygląda w oczach opinii publicznej jako coś abstrakcyjnego, niepotrzebnego, jako jakaś zabawka...
...a nawet jako balast.
Tak i jako niepotrzebny wydatek - niski dla Polski i wysoki dla Amerykanów. Ta zapowiedź przeniesienia lokalizacji baz antyrakietowych z Europy Środkowo-Wschodniej na wschodnie wybrzeże USA jest też obliczona na złagodzenie protestów Republikanów. Teraz powinni oni ucieszyć się ze wzmocnienia potencjału militarnego Stanów Zjednoczonych. Jest to zgodne nie z myśleniem strategów i profesjonalistów, ale szerokiej amerykańskiej opinii publicznej, która może być zadowolona, że terytorium ich państwa będzie bardziej najeżone bronią i że pieniądze, zamiast pójść do jakiejś Polski czy Rumunii, trafią do Południowej Karoliny lub do Maine nad granicą kanadyjską.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153334-nasz-wywiad-dr-kostrzewa-zorbas-w-sprawie-wycofywania-sie-amerykanow-z-projektu-budowy-tarczy-w-polsce-widac-bezradnosc-warszawy