NASZ WYWIAD. Prof. Gliński: Skandal skandali! Kandydat na premiera nie może zaprezentować programu, a obecny premier robi zarzut z tego, że go nie usłyszał!

fot. PAP/ Bartłomiej Zborowski
fot. PAP/ Bartłomiej Zborowski

wPolityce.pl: Panie profesorze, gdyby pan miał podsumować swoją pięciomiesięczną przygodę z wielką polityką w roli kandydata na premiera: co się udało, a co nie? Czy „projekt Gliński” okazał się sukcesem czy porażką?

Prof. Piotr Gliński, kandydat na premiera rządu technicznego: Nie udało się zmienić rządu i to jest niedobrze dla Polski, bo przez to rząd, który nie potrafi rządzić, który jest arogancki i który uprawia  propagandę, zamiast polityki – będzie nadal sprawował władzę. I to jest niedobre. Bo w diagnozie zarówno pana prezesa Kaczyńskiego, jak  i mojej sytuacja jest bardzo poważna i trzeba zmienić władzę.

Natomiast oceniając całe te pięć miesięcy mojego funkcjonowania w życiu publicznym – myślę, że udało się chyba wprowadzić trochę merytoryki i takiego debatowania programowego. Z trudem, bo z trudem, ale jednak chyba się udało. Zarówno Prawo i Sprawiedliwość jak i ja organizowaliśmy bardzo wiele spotkań i konferencji, gdzie  mówiło się o rzeczach merytorycznych i programowych. Jeździłem po całej Polsce, a to był tour dość intensywny, i tam rozmawiałem o programie zmian. W mniejszym stopniu o  krytycznej diagnozie rządu, co jest łatwiejsze, bo wszyscy znamy przykłady  i umiemy je opisać czy to w sposób pogłębiony, czy bardziej syntetyczny. Trudniej jest szukać rozwiązań. Ale  myśmy starali się właśnie te rozwiązania prezentować i proponować. Udało mi się także zbudować środowisko ekspertów, którzy pomogli tych rozwiązań szukać. Wykonaliśmy, pracę programową. Prawo i Sprawiedliwość będzie nadal korzystała z tego dorobku. Niektóre z tych spraw przebiły się już do polityki, jako rzeczy ważne. Niedawno pan prezydent proponował coś w sprawie polityki prorodzinnej. Pan premier po pierwszym expose - kazał swoim ministrom występować w telewizji i mówić o merytorycznych działaniach w ministerstwach. Więc to jest jakaś zmiana w debacie publicznej. Myślę, że trochę chyba wpłynąłem też na to, żeby sposób uprawiania polityki nieco mniej odwoływał się do chwytów czysto propagandowych. Starałem się cały czas mówić, że sprawy programowe są ważniejsze niż różnego rodzaju zabiegi marketingowe.

 

Czy ma pan wrażenie, że przestraszył pan obóz rządzący i dlatego nie pozwolono panu osobiście zaprezentować swojego programu w Sejmie?

A to jest inna sprawa. Przez tę kompromitację dotyczącą kneblowania mnie w jakiś sposób osłabił się też obóz rządzący. Co też jest pozytywne, bo jeśli zły rząd słabnie  - to dobrze. A to było kneblowanie, to było zorganizowane blokowania całej tej inicjatywy. Przypomnę inicjatywy największej polskiej partii opozycyjnej i konstytucyjnego kandydata na premiera. Czyli obóz rządowy jawnie łamał zasady demokracji.

To było chyba nawet widać. I to w jakimś zakresie dotarło do opinii publicznej. Chociażby to wczorajsze symboliczne łamanie zasad debaty parlamentarnej. Jeżeli w debacie parlamentarnej dotyczącej alternatywy, także personalnej, dotyczącej kandydata na premiera, kandydat nie może zaprezentować swojego programu, a obecny premier wychodzi na trybunę i mówi że nie usłyszał programu – to to już jest skandal skandali! To jest manipulacja manipulacji. To jest oczywiste, że wnioskodawca, reprezentant grupy posłów wnioskodawców Jarosław Kaczyński
przedstawił powody, dla których przedstawił konstruktywne wotum. Natomiast kandydat alternatywny, konstytucyjny na premiera powinien przedstawić program. Taka jest logika debaty demokratycznej. Natomiast nam to uniemożliwiono, a potem premier czynił nam z tego zarzut. To szczyt obłudy!

 

A pomysł z tabletem był Pana? Kto to wymyślił?

To nie był mój pomysł, ale ja go zaakceptowałem. W pełni zaakceptował go też prezes Kaczyński.

 

A jak teraz ma wyglądać pana współpraca z PiS? Grupa ekspertów, którą pan zgromadził, będzie pisowskim think-tankiem?

To nie jest jeszcze ustalone. Ja chciałbym, żeby to był rodzaj takiej płaszczyzny eksperckiej. Nie takiego typowego think-tanku. To nie będzie think-tank, który będzie konkurował z istniejącymi już think-tankami, które istnieją już w centrum lub po prawej stronie sceny politycznej. Bo moi eksperci, to nie są ludzie, którzy są gotowi pracować na tatach – jako badacze, eksperci reasercherzy, ale to są ludzie, którzy mają swój dorobek, swoje instytucje i którzy będą zabierać publicznie głos w sprawach merytorycznych na trochę wyższym poziomie. Natomiast jakie będą relacje tego ciała z PiS-em to jeszcze nie jest ustalone.

 

A co z panem? Czy zamierza pan sformalizować bardziej swoje relacje z PiS? Bierze pan pod uwagę kandydowanie z jej list w jakichkolwiek wyborach?

W tej chwili nic nie zostało jeszcze ustalone, ani przesądzone. Ja teraz muszę z lekkiego dystansu spojrzeć na te ostatnie pięć miesięcy. Ja jestem przecież człowiekiem nowym w polityce. Muszę to skonsultować z najbliższymi. Mam też sporo pracy na uczelni. Głównie będę teraz organizował te płaszczyźnie ekspercką i nadrabiał zaległości na uczelni.


Nie żałuje pan, że podjął się pan tej misji?

Generalnie nie żałuje, bo mam poczucie, że coś się udało zrobić. Mimo bardzo niesprzyjających okoliczności i otoczenia. Mam na myśli głównie otoczenie instytucjonalne, bo w Polsce główne instytucje państwa, świata mediów, a także świata biznesu nie są po tej stronie sceny politycznej, która mnie wysłała do tej misji.

rozmawiała Anna Sarzyńska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych