NASZ WYWIAD ws. rodziny Bajkowskich. „System działa jakby dziecko to był worek z kartoflami, który można siłą zabrać rodzinie i wrzucić do domu opieki”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Jeden z synów Państwa Bajkowskich, Fot. Youtube.pl
Jeden z synów Państwa Bajkowskich, Fot. Youtube.pl

wPolityce.pl: sprawa rodziny państwa Bajkowskich poruszyła wiele osób. Rodzice, którzy zgłosili się do ośrodka terapeutycznego po pomoc, stracili dzieci. Mimo pozytywnej oceny szkoły oraz kuratora sąd odebrał synów rodzicom i umieścił w ośrodku. Zostali zabrani prosto ze szkoły. Jak pan ocenia tę sprawę?

Paweł Woliński, Fundacja Mamy i Taty: Potwierdza się sytuacja, że system – przepisy prawne, procedury – zawiódł. Zajmujemy się tą sprawą. Jeśli można w Polsce odebrać rodzicom dzieci na podstawie jednej opinii biegłego, mimo pozytywnej oceny kuratora, jeśli sąd może od razu – bez stosowania innych środków - wydać decyzję o odebraniu rodzicom dzieci, to system jest źle pomyślany. Jest i druga strona tej sprawy. Nawet jeśli bowiem system jest zły, ludzie mogą działać w sposób pozytywny. Od tego jest sąd, by dbać przede wszystkim o dobro dzieci. Można mieć najgorszy system, ale ludzie mogą podejmować decyzje korzystne dla dzieci. Możemy mieć najlepszy system, ale jeśli ludzie będą zawodzić, nic on nie da.

 

W tej sprawie wydaje się, że ludzie też zawiedli.

Tak. Widać dwa miejsca, w których konkretne osoby popełniły błąd, podjęły działania przeciwskuteczne. Po pierwsze błąd widać w ośrodku terapeutycznym, który o całej sprawie powiadomił opiekę społeczną. Również sąd nie wziął pod uwagę innych opinii biegłych, nie wziął pod uwagę innych decyzji w tej sprawie. Z tego co wiemy nie przychylił się również do wniosku babci odebranych chłopców. Ona ma warunki lokalowe oraz finansowe, żeby zapewnić wnukom opiekę na czas ostatecznego rozstrzygnięcia sądowego w tej sprawie. Do czasu wyjaśnienia sprawy chłopcy mogli mieszkać z babcią. To byłoby znacznie lepsze rozwiązanie. Widać jednak, że w Polsce jest problem.

 

Na ile to jest powszechna sprawa?

Wiemy, że to nie jest jednostkowy przypadek. Skala może nie jest masowa, ale takie sytuacje mają miejsce. Na ogół jednak rodzice nie mają siły przebicia i niewiele osób wie o takich wydarzeniach. To oznacza, że część – być może niemała – dzieci przebywających w domach dziecka czy w domach opieki zastępczej w ogóle nie powinna tam trafiać.

 

W opisywanym przypadku szokuje również, że rodzina nie była patologiczna, a szkoła wydała pozytywne opinie o dzieciach. Najbliższe dzieciom środowisko poza rodziną nie miało obiekcji dotyczących życia chłopców z rodzicami.

To właśnie jest dowód na błąd w systemie. System jest tak skonstruowany, że zdarzają się sytuacje, które zdarzyć się nie powinny. A przecież mamy do czynienia z sytuacjami nieodwracalnymi. Jeśli dzieci zostały zabrane rodzicom to już tego się nie zmaże. Te dzieci już ucierpiały, ich krzywdy nic nie cofnie. One nie zapomną o tym przeżyciu do końca. W takich sytuacjach trzeba być niezwykle delikatnym i ostrożnym. A widać, że system jest nieprzygotowany. Działa jakby dziecko to był worek z kartoflami, który można siłą zabrać rodzinie i wrzucić do domu opieki. Tak nie jest. To oczywiste.

 

Z czego takie historie jak sprawa Bajkowskich mogą wynikać?

Zacząłem rozumieć, dlaczego to tak wygląda, gdy zobaczyłem krajowy plan przeciwdziałania przemocy w rodzinie na lata 2013-2015. On będzie uchwałą Rady Ministrów. W tym dokumencie założono prosty schemat. Przeciwdziałamy przemocy w ten sposób, że w 2013 roku zakładamy, że będzie konkretna liczba sprawców, 3 tys. W kolejnym roku znowu 3 tys. Za tym idzie konkretna liczba dzieci odebranych rodzinom. Za tym również idzie budżet. Budżet jest dopasowany do przyjętych odgórnie założeń mówiących ile będzie spraw w danym roku, ile dzieci zostanie zabranych rodzicom. I dalej machina działa sama. Urzędnicy muszą budżet zrealizować, ponieważ wiedzą, że w innym wypadku on zostanie obcięty, albo oni pozbawieni kompetencji czy wynagrodzenia. Mamy więc samonapędzający się mechanizm. Sytuacja zmierza w kierunku takim, że gdy w danym regionie plan nie zostanie wykonany pod koniec roku możemy mieć do czynienia z odbieraniem dzieci bez żadnego uzasadnienia. Bo plan musi zostać wykonany. Więc urzędnicy mogą sięgać po przypadki w ogóle nie kwalifikujące się do odebrania rodzinie, możemy mieć do czynienia z naginaniem przepisów. To odhumanizowana wizja administracji państwowej oraz tego, jak traktuje się obywateli. Szczególnie tych najmłodszych i najbardziej delikatnych.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych