NASZ WYWIAD. Prof. Terlecki: "Media głównego nurtu zastąpiły rzetelny przekaz pajacowaniem i komedią symulującą informację"

PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Prof. Piotr Gliński, kandydat opozycji na szefa rządu technicznego, w mocnych słowach ocenił zachowanie mediów głównego nurtu. Zarzucił im postępowanie wedle zasad jakie obowiązują wobec opozycji na Białorusi. Wezwał opinię publiczną, także w Europie, do monitorowania zagrożeń dla demokracji w Polsce. O tym w jaki sposób media traktują opozycję rozmawiamy z prof. Ryszardem Terleckim, nauczycielem akademickim, posłem PiS.

 

wPolityce.pl: Co pan sądzi o tak zdecydowanym odniesieniu się prof. Glińskiego do sytuacji medialnej w Polsce? Czy zgadza się pan z tą diagnozą?

Prof. Ryszard Terlecki: Całkowicie zgadzam się ze słowami prof. Glińskiego. To nie jest zresztą jakieś nowe odkrycie, bo taką sytuację mamy od paru lat.

 

Tylko, że dziś media uczestniczą, wespół z obecnymi władzami, w blokowaniu demokratycznego przedsięwzięcia jakim jest konstruktywne wotum nieufności dla rządu, czyli przedsięwzięcia opisanego w konstytucji. To chyba faktycznie precedens.

No tak. Jednak nie prezentowanie opinii opozycji i zastępowanie przekazu na temat opcji opozycyjnych jakimś medialnym pajacowaniem i komedią symulującą informację, to z tym mamy do czynienia od dawna. Tylko faktycznie jest to zjawisko, które zdaje się pogłębiać. Prof. Gliński zderzył się z tym bezpośrednio. Osoby, które nie uczestniczą w polityce na co dzień, nie mają tej świadomości.

Ja nieustannie na spotkaniach z ludźmi jestem zasypywany pytaniami: dlaczego partia opozycyjna nie zajmuje się tą, czy inną ważną sprawą, np. ekonomią, edukacją, finansami. Oczywiście staram się wyjaśniać, że zajmujemy się tym nieustannie, dosłownie dzień w dzień. Są liczne konferencje na te ważkie tematy, spotkania z ekspertami. Cały czas pracuje machina partii opozycyjnej w Sejmie. Tylko, że o tym po prostu nie ma w mediach żadnej informacji i zwykły oglądacz telewizji jest przekonany, że polityka polega na tym, iż z jednej strony jest rząd, a z drugiej strony jakiś kabaret opozycyjny złożony z dziwaków.

 

Czy ludzie wychodząc z tych spotkań, o których pan wspomniał, zaczynają mieć świadomość, że pracuje nad nimi potężny aparat propagandy mediów prorządowych, czy jednak są wciąż łatwym materiałem do obróbki?

To jest bardzo różnie, w zależności od miejsca. Jednak generalnie jest już w Polsce coraz większa świadomość, że telewizje kłamią, choć skala tego kłamstwa nie dociera wciąż do szerszego grona społeczeństwa. Trudno zresztą oczekiwać po latach funkcjonowania pseudoinformacji podawanych przez pseudodziennikarzy, że stan świadomości wielu ludzi może być inny. Wielu Polaków nie wie, że w normalnym państwie demokratycznym włącza się telewizor i ma się pełną informację o tym, co się dzieje w polityce. Polacy nie wierzą, że taka sytuacja jest możliwa.

 

Do czego może prowadzić taka białorusinizacja polskiego życia publicznego?

Być może nawet do rewolucji. A to dlatego, że napięcia społeczne w efekcie tych wszystkich groźnych zjawisk będą narastać. Istnieje groźna, że ta frustracja się kiedyś w końcu uzewnętrzni.

 

To bardzo groźna diagnoza. Czy da się obejść to niebezpieczeństwo?

Tak, bardzo groźna. Ale też toczą się w naszym kraju bardzo groźne zjawiska, niebezpieczne dla naszej demokracji. Obejść można to jedynie kartką wyborczą, w sposób konstytucyjny.

 

Tylko, że ta białorusinizacja, o której tu mówimy, dąży właśnie do tego, żeby także wybory odbywały się na wzór białoruskich.

No to prawda. I to też jest niebezpieczeństwo, z którym już zresztą mieliśmy do czynienia w podczas ostatnich wyborów samorządowych. Kombinowanie z demokracją, tak jak się to obecnie dzieje, jest niebezpieczne dla demokracji, bo jakaś część społeczeństwa przyzwyczaja się powoli do tego, że demokracja nie jest czymś ważnym, że procedury demokratyczne są do obejścia. A skoro są do obejścia, to można z takim państwem zrobić naprawdę różne rzeczy.

 

Nie dziwi pana milczenie Europy?

Europa się w tym nie bardzo orientuje. Poza tym establishment europejski, ten który mówi: „więcej Europy, a mniej Polski w Polsce”, czy „mniej Słowacji w Słowacji”, „mniej Irlandii w Irlandii” itd., choć przy okazji „przypadkowo” nie mówi - mniej Niemiec w Niemczech – jest w gruncie rzeczy zadowolony z obecnej sytuacji w Polsce i lekceważy rzeczywistość polityczną w krajach, które nie mają nic do gadania i które nie starają się mieć nic do gadania. A do takich należy Polska.

 

Jeśli śledził postępy białorusinizacji życia w Polsce, to czy to zjawisko powstało na początku przemian w kraju, czy dostaliśmy je w spadku po poprzednim systemie?

To jest proces postępujący. Różnie z tym bywało, raz gorzej było, raz lepiej, ale nigdy nie było tak dramatycznie, jak jest dzisiaj. Nigdy to nie polegało na takim oszustwie w codziennym życiu, które – jak mi się wydaje – przekracza granice jakie obserwowałem w najbardziej dekadenckim okresie PRL. Bo jednak wówczas było tak, że kłamstwo dotyczyło pewnych, ściśle określonych sfer polityki, życia publicznego. Poza tym można było przynajmniej starać się mówić prawdę.

Teraz w ogóle nie można. Teraz trzeba łgać, aby się utrzymać w pracy, żeby funkcjonować w tych głównych mediach, żeby dostać reklamy, żeby korzystać ze szczodrości rządu itd.

W PRL była dość powszechna świadomość, że telewizja łże, że w gazetach nie można przeczytać prawdy. Poziom ogłupienia społeczeństwa był jednak chyba niższy. Nawet ci, którzy wierzyli kłamstwom, nie mieli takiej sieczki w głowach, w porównaniu z tym, jaką ma dzisiejszy przeciętny telewidz, który nie odróżnia, dajmy na to - Dody od Gowina – oczywiście w sensie różnicy znaczenia i pozycji w życiu publicznym.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

CZYTAJ TAKŻE: Prof. Gliński: "Polska jest w kryzysie. Polska dryfuje. Obecny rząd nie jest w stanie rządzić". Szef rządu technicznego przedstawia alternatywę

ORAZ

OBEJRZYJ KONFERENCJĘ EKSPERTÓW I PROF. PIOTRA GLIŃSKLIEGO

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.