Prof. Żyżyński: Na nędzy ludzi nie zbuduje się wzrostu gospodarczego. Potrzebna jest polityka wysokich płac. NASZ WYWIAD

fot: PAP, Leszek Szymanski
fot: PAP, Leszek Szymanski

wPolityce.pl: Panie profesorze, czy minister Jacek Rostowski, jako wicepremier lepiej uzdrowi polskie finanse i pomoże gospodarce?

Jerzy Żyżyński, prof. nauk ekonomicznych, poseł PiS: Być może tak. Teraz pan minister, jako wicepremier, będzie może miał możliwość kontrolowania ministra skarbu, który dość lekko marnuje polski majątek przemysłowy, wobec czego niszczy ministrowi finansów źródło dochodów. Jak obserwujemy działania tego rządu, to odnosi się wrażenie, że nikt nie panuje nad tym, co się dzieje. Wyprzedając Polskie przedsiębiorstwa, daje państwu krótkookresowy niewielki zysk - a raczej przychód, bo sprzedaż majątku jest przychodem a nie dochodem; nie jest dochodem, bo sprzedaż majątku jest zamianą formy materialnej tego majątku na formę pieniężną, a jako że zwykle jest to wymiana nieekwiwalentna, czyli sprzedajemy poniżej wartości, to za każdym razem kiedy minister skarbu sprzedaje polskie spółki, państwo na tym traci.


Czyli prywatyzacja to błędna droga?


Jeżeli wyprzedajemy majątek produkcyjny kapitałowi zagranicznemu, który często dokonuje wrogich przejęć, no to mamy przychód pieniężny, który zasili w danym roku budżet, ale tracimy zyski, jakie moglibyśmy mieć przez lata – te zyski współtworzą nasz dochód narodowy - i tracimy dochody z podatku od zysków, jeśli przedsiębiorstwa są likwidowane lub sprytny nowy właściciel tak manipuluje, by zysku nie wykazywać i po cichutku go w różnych formach transferuje do swojej ojczyzny. W rezultacie, produkt narodowy brutto, czyli to, co narodowi naszemu zostaje, jest o około 60-70 mld zł niższy niż produkt krajowy brutto, czyli to, co w kraju zostało wytworzone – na ogół mówi się o produkcie krajowym (PKB), a powinniśmy mówić o produkcie narodowym (PNB). Minister Rostowski, jeżeli przejmie nad tym kontrolę, może przysłużyć się polskiej gospodarce, jednak mam duże wątpliwości, czy tak się stanie… bo przecież ja żartuję, że nie ma kontroli, to przecież nie jest kwestia kontroli - przecież nie mamy do czynienia z dziećmi, które nie wiedzą, co robią - lecz filozofii rządzenia, stawianych celów, dogmatów, doktryn, jakie się wyznaje.

Wrogie przejęcie, czy chodzi o np. o Polskie Koleje Linowe?


Chociażby. Całe szczęście udało się to w tym momencie zablokować. Słowacka firma, co do której istniały obawy, że chce przejąć nasze koleje linowe, nie startuje w przetargu, ale zawsze Polski nabywca, jakaś osoba fizyczna, której by sprzedano ten majątek, mogłaby za parę lat czy może parę miesięcy sprzedać spółkę obcemu kapitałowi – tak było przecież z polską telekomunikacją, mieliśmy takiego pożal się Boże biznesmena, który takiej sztuczki dokonał. Tak kolejne składniki naszego majątku wyciekają do rąk podmiotów zagranicznych – często jest to nie tylko strata na majątku, ale też realna strata źródeł dochodów budżetowych, które mogłyby być stabilnym źródłem dochodów na lata. Przypomnę tylko, że od wejścia Polski do Unii Europejskiej suma środków, które są w trzeciej pozycji rachunku bieżącego, saldzie dochodów, wyniosła około 400 mld złotych – na minusie, czyli jest to wypływ. Dokładniej, ta trzecia pozycja rachunku bieżącego są to: dochody osób fizycznych, transfery, odsetki, dywidendy itd., które wypłynęły z Polski. Dlatego dochód narodowy brutto, jest mniejszy niż dochód krajowy brutto. Warto zaglądać do bilansu płatniczego (na stronie NBP) i starać się zrozumieć, co oznaczają przedstawione w nim liczby.

Ministrowie skarbu i transportu prowadzą błędną politykę
?

To, co wyprawiają i opowiadają minister Nowak i jego wiceminister – słyszeliśmy ich pokrętne tłumaczenia, dlaczego to niby PKL musi być sprywatyzowane - to kompletne nieporozumienie. Skąd on ma się znać na ekonomii? Jest marketingowcem politycznym. Jeżeli minister Rostowski przejmie nad tym jakąkolwiek kontrolę, to być może uda się coś uratować – chciałoby tak się pomarzyć, ale to przecież kwestia woli. Przypomnę, dzięki inicjatywie PiS udało się zablokować sprzedaż PKL, w tym sensie, że udało się przegłosować odrzucenie wniosku, który miał na celu wyrzucenie do kosza projektu ustawy, która ma na celu zmianę istniejącej ustawy o komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji PKP (w tym kolei linowych) i skierować ją do w pierwszego czytania. Ale co będzie dalej – zobaczymy, oby nie udało się zawrócić nas z tej drogi.

A PLL LOT?


Kolejny przykład, jak wpompować wielkie pieniądze w ratowanie spółki, którą następnie wyszykuje się, by sprzedać w obce ręce. Potem ktoś będzie na tym zarabiał, a Polska będzie wspominać stare czasy, gdy mieliśmy własne, narodowe linie lotnicze. Te wyprzedaże to jakieś nieporozumienie, nie tylko polski problem. Firma źle funkcjonuje, sprzedaje się ją komuś i zaczyna dobrze funkcjonować, przynosi zyski, bo nowy właściciel dokonał naprawy. To nie lepiej samemu dokonać takiej naprawy? Psuje się panu samochód, nie nadaje się do jazdy i sprzedaje go pan za cenę złomu. Ale ten nowy właściciel naprawia i świetnie mu się jeździ przez kilka lat. To nie lepiej od razu samemu naprawić i jeździć nim samemu lub dać komuś w rodzinie? Z tym, że u nas to jest tak jakoś dziwnie, że my w taki zepsuty samochód przed sprzedażą ładujemy spore sumy, by ładnie wyglądał i był na chodzie, ale sprzedajemy go w cenie złomu. Taka nowa nasza świecka tradycja, jak by powiedział św. pamięci Bareja. Szkoda, że nie żyje, jakież to byśmy mieli znakomite komedie o tej obecnej rzeczywistości… tylko pewnie by nie znalazł finansowania.

Panie profesorze, jeszcze demografia: czy w razie porażki projektu ''Gliński'', PiS będziecie kontynuować projekt 1 tys. złotych dla każdego dziecka do 18-tego roku życia?

Dziecko powinno mieć zapewnione podstawowe rzeczy, które zapewniają jego rozwój. W przypadku biednych rodzin, często jest to niemożliwe. Jak dziecko może teraz funkcjonować bez własnego komputera? Biednych rodzin nie stać na taki zakup. Rodziny powinny być wspierane. Jednak najważniejsze jest, aby ludzie więcej zarabiali, jak powiedział dawno temu Adam Smith, robotnik powinien zarobić tyle, by utrzymać siebie, żonę i wychować i wykształcić dzieci – robotników dla następnego pokolenia. Ale żeby tak było, to potrzebne są konkretne działania, trzeba pamiętać, ze dobrobyt zależy od tego, jak dużo wytwarzamy, a nie służy temu bezmyślne wyprzedawanie polskiego majątku. Potrzebna jest polityka wysokich płac, a nie niskich.

Co to oznacza dokładniej?

Pracodawcy muszą wreszcie zrozumieć, że to, co jako zbiorowość wypłacają swoim pracownikom w postaci pensji, to prawie w całości do nich – jako zbiorowości - wraca w formie bezpośrednich wydatków konsumpcyjnych, czy inwestycyjnych (to źródło rozwoju). Dlatego trzeba zrozumieć jedną regułę: czym więcej ludzie zarabiają to tym lepiej dla gospodarki, a nie czym mniej.

Tylko jak do tego doprowadzić? Od ponad 20 lat jest o tym mowa i jeszcze nikt w Polsce tego nie dokonał...

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że na nędzy ludzi nie zbuduje się wzrostu gospodarczego. Ludzie muszą mieć perspektywę awansu i stabilizacji, przedsiębiorca musi mieć poczucie odpowiedzialności za ludzi, których zatrudnia, za ich los, za ich rodziny. Ostatnie dane wskazują, że przedsiębiorcy, firmy, duszą się od pieniędzy, wysokie są depozyty przedsiębiorstw. To ekonomiczny nonsens, świadectwo strukturalnej choroby naszej gospodarki. Depozyty w systemie bankowym powinny być tworzone przez oszczędności ludzi, pracowników, a firmy powinny brać kredyty, uaktywniające w bilansach banków te depozyty (jak wiadomo zapisane w pasywach banków). Istniejący stan rzeczy jest wynikiem tego, że nie zbudowano klasy średniej, a ludzie na stanowiskach wymagających wiedzy i wykształcenia, czyli ci, którzy powinni tworzyć klasę średnią, mają niskie płace i są zatrudniani na umowach śmieciowych. Trzeba budować klasę średnią. Ludzie powinni zarabiać, a jednocześnie być motywowani do oszczędzania, czyli budowania swej zasobności majątkowej. Trzeba zerwać z propagandą forsowania takich pomysłów jak umowy śmieciowe. To są formy zatrudnienia potrzebne w szczególnych sytuacjach, ale ogólnie bardzo szkodliwe, niegwarantujące pracownikom żadnej przyszłości emerytalnej, czyli rodzące perspektywę nędzy na emeryturze. Najczęściej, jeżeli już pracodawca odprowadza jakieś stawki do ZUS, to najniższe kwoty, aby mieć jak najmniejsze koszty. Taki jest jego indywidualny interes, ale gdy staje się to powszechną normą, to odbija się to negatywnie na ogólnej koniunkturze – obecnej i w przyszłości. Pomijam już kwestie samego systemu emerytalnego, gdzie trzeba śmiałych zmian, przychylam się do opinii, że OFE w tej formie trzeba całkowicie zlikwidować, gdyż jest to źródło generowania systemowego ryzyka i strat. Trudno godzić się na system, który niesie dla Polaków perspektywę życia w nędzy na emeryturze… zresztą od samego początku cała koncepcja reformy emerytalnej była źle prowadzona.

Rozmawiał Łukasz Żygadło

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych