Piotr "Staruch" Staruchowicz, po ponad 8 miesiącach aresztu, 20 dni temu wyszedł na wolność. Dziś, w programie "Jan Pospieszalski: Bliżej", po raz pierwszy publicznie opowiadał o czasie spędzonym w areszcie oraz o zatrzymaniu i przesłuchaniu, podczas którego był bity przez policjantów i antyterrorystów.
Uchylono wobec mnie izolacyjny środek zapobiegawczy. Inne środki zapobiegawcze nadal są wobec mnie stosowane. Było to poręczenie majątkowe, w wysokości 80 tys. złotych, bardzo wysoka kwota. Można powiedzieć, że wręcz nieadekwatna do stawianych mi zarzutów. Mam też zakaz opuszczania kraju. Mimo, że izolacyjne środki zapobiegawcze zostały uchylone, to nie zamyka to całej sprawy.
- mówi Piotr Staruchowicz
Zapytany o to, co sprawiło, że został wypuszczony na wolność, odpowiada:
Była to presja opinii publicznej, może też i mediów. Mam wewnętrzne poczucie, że media wsadziły mnie do więzienia, media mnie z niego wyciągnęły. Myślę, że sąd, pod wpływem tych wszystkich artykułów, które się ukazywały, materiałów, które pojawiały się, między innymi w pańskim programie, ktoś zdecydował się wreszcie sięgnąć do tych akt i zobaczyć, co w nich tak naprawdę jest. Po 8 miesiącach zaowocowało to tym, że udało mi się wyjść na wolność.
- podkreśla.
Po wspólnym obejrzeniu materiału filmowego z zatrzymania Staruchowicza podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego, bohater zdarzenia opowiedział o tym, jak został potraktowany przez funkcjonariuszy. Podkreśla, że zatrzymanie nastąpiło na oczach tysięcy ludzi, w niespodziewanym momencie, mimo że wcześniej policja nie próbowała go nawet wezwać na komendę.
Zatrzymanie nastąpiło, w moim odczuciu, przy użyciu środków zupełnie nieadekwatnych do mojej skromnej osoby i do zarzucanego mi czynu
- mówi i dodaje:
Tego samego dnia czyn miał być popełniony i tego samego dnia, dzięki wielkiej, sprawnej akcji policji, przy użyciu 200 funkcjonariuszy, zostałem zatrzymany. Jak po Bin Ladena przyszli.
Staruch opisuje też procedury, jakie mają miejsce podczas zatrzymania w państwie prawa, podczas którego był bity przez policję:
Przyjazd do Komendy Stołecznej w Pałacu Mostowskich. Tam bicie, najpierw przez naczelnika wydziału ds. zwalczania przestępczości kibiców. Potem, kiedy już byłem zatrzymany, wezwano do mnie oddział realizacji - antyterrorystów w pełnym rynsztunku, którzy bili mnie najpierw na komendzie, potem bili mnie, wioząc nieoznakowanym vanem do szpitala, a następnie przez całą drogę ze szpitala na tzw. dołek, w którym byłem zatrzymany, zanim zostałem przewieziony do aresztu.
Przez Staruchowicz cały czas był skuty kajdankami. Wizyta w szpitalu konieczna była do tego, by lekarz stwierdził, ze zatrzymany może przebywać w policyjnej izbie zatrzymań.
To badanie było fikcją. Lekarz poświecił latareczką, powiedział: "zdrów" i gehenny ciąg dalszy. Dalej bicie. Przez całą drogę w radiowozie byłem bity pięściami, jakimś przedmiotem, przez antyterrorystów. Doszło do sytuacji, że w komendzie przy ul. Jagiellońskiej, gdzie miałem być spędzić tamtą noc, nie chciano mnie przyjąć, bo w protokole było napisane, że na komendę stołeczną zostałem przyjęty bez obrażeń, a tu przywożą człowieka sinego od głowy po pięty. W końcu jedni policjanci podpisali drugim policjantom papierek, że faktycznie na jego ciele widnieją obrażenia, ale nie wiadomo w jaki sposób powstały. Kiedy znalazłem się w areszcie na Białołęce miałem zrobioną obdukcję. Zgłosiłem oczywiście popełnienie przestępstwa przez funkcjonariuszy policji. Miało to miejsce półtora roku temu i w tej sprawie nie otrzymałem nawet pół świstka czy sprawa jest w toku, czy została umorzona
- opowiadał Staruch.
Sprawę badali dziennikarze Newsweeka, m.in. obecna w studio Violetta Krasnowska-Sałustowicz.
Okazało się, że sprawę prowadziła Prokuratura Warszawa-Śródmieście przez dwa miesiące i została umorzona. Temat się skończył i nadal nie możemy się niczego dowiedzieć. Dostaliśmy odmowę dostępu do akt sprawy umorzonej, co w dzisiejszych czasach jest niespotykane
- mówi Krasnowska, twierdząc że prokurator zachował się tak, jakby nie znał prawa.
Po felietonie o kibicowskich oprawach stadionowych, pełnych patriotycznych treści, Jan Pospieszalski spytał Piotra Staruchowicza o intecję takich działań.
Zwijanie państwa odbywa się na różnych poziomach. Różne instytucje, różni ludzie przejmują obowiązki państwa. Jeśli my na trybunach nie wbijemy tym chłopakom pewnych wartości - patriotyzmu, przywiązania do Ojczyzny, pamięci o bohaterach z przeszłości, którzy zginęli po to, żebyśmy mogli dziś żyć w kraju przynajmniej teoretycznie wolnym - wspólnota naszych wartości zginie
- podkreślił.
Zdaniem Piotra Lisiewicza, praprzyczyna tego, jak został potraktowany Piotr Staruchowicz i inni kibice tkwi w tym, że kibice nigdy nie zajmowali się polityką, natomiast polityka zainteresowała się nimi, gdy zaczęli pielęgnować i wyrażać postawę patriotyczną. Wskazał też na proces świadomości historycznej, który przebiega przez lata w kibicach.
Ktoś interesuje się losami swojej drużyny, staje się patriotą lokalnym, potem interesuje się, skąd się ten patriotyzm wziął, co robili dziadkowie, czym jest polskość. Z czasem przyjmuje to formy dojrzałe, zainteresowania historią. Dla mediów głównego nurtu kibice stali się wylęgarnią postaw niepoprawnych politycznie. Dlatego pojawiła się kampania, podczas której nazywano kibiców kibolami
- wyjaśniał Lisiewicz.
Zdaniem Violetty Krasnowskiej największy atak został skierowany przeciwko jednej osobie.
Nas w tych aktach najbardziej oburzyło to, że największy atak poszedł na Piotra Staruchowicza. Został zatrzymany przez 200 policjantów, natomiast ludzie którzy byli podejrzewani o to, że brali udział razem z nim w tej napaści na kibica Polonii, byli znani policji z imienia i nazwiska już następnego dnia. Dopiero kilka dni później funkcjonariusze udali się do ich mieszkań, nie zastali ich i choć brali udział w tym samym zdarzeniu, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Sprawa Piotra Staruchowicza została oparta na zeznaniach świadka koronnego.
Felieton przedstawiający opinie polityków różnych opcji i prawników nt. instytucji świadka koronnego pokazał, że jest to instytucja często niewiarygodna.
Prof. Kruszyński stwierdził, że "instytucja świadka koronnego w Polsce funkcjonuje bardzo źle i casus pana Staruchowicza jest tego doskonałym przykładem.
Roma locuta, causa finita. Cokolwiek powiedział świadek koronny, jest nieodwołalne. Nawet jeśli kłamał.
- mówi profesor.
Piotr Staruchowicz podkreślił, że na podstawie zeznań świadka koronnego, oskarżeni przetrzymywani są po kilka lat.
Mowa o skruszonym gangsterze to jest bujda. To nie jest żaden skruszony gangster, tylko bezwzględny, zimny, cyniczny cwaniak. Ustawa o świadku koronnym jest tak skonstruowana, że jest to możliwość zawarcia kontraktu pomiędzy konfidentem a państwem
- podkreślił Staruchowicz.
W przypadku świadka koronnego nie musi podlegać przepadkowi majątek pochodzący z przestępstw. Taki przestępca może sobie zrobić po prostu zwykły biznesplan. Przez 10 lat będę działał na ludzkiej krzywdzie - mordował, rabował, handlował narkotykami - a potem na wszystkich doniosę i zostanę etatowym konfidentem na państwowej pensji
- wskazał Staruch.
Piotr Staruchowicz czeka na rozprawę, bo tylko ona może go oczyściścić z zarzutów.
... jeszcze bardziej czekam na kilkudziesięciu moich kolegów z trybun, którzy cały czas są aresztowani i nikt się o nich nie upomina, bo ich sprawa nie jest tak medialna. Siedzą tam na podstawie tego samego pomówienia, tego samego konfidenta, człowieka z pedofilską przeszłością, co zostało całkowicie rozmyte przez prokuraturę. Dopóki ostatni z nich, niesłusznie aresztowanych, nie zostanie wypuszczony na wolność, dla mnie ta sprawa się nie skończy.
Cały program do obejrzenia na stronach TVP. Polecamy!
mall
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151574-staruch-w-blizej-dopoki-ostatni-z-moich-kolegow-nieslusznie-aresztowanych-nie-zostanie-wypuszczony-na-wolnosc-dla-mnie-ta-sprawa-sie-nie-skonczy