"Ojca bił taki młody UB-ek. Tatuś go pyta: synu, dlaczego się tak znęcasz? A on do niego: nie chciałbym być twoim synem, bandziorze". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. M. Czutko
fot. M. Czutko

Przez trzy czwarte mojego życia nie wiedziałam, gdzie leży ciało mojego brata. Gdyby rodzice mogli dożyc tego momentu... - mówi Marianna Gawlik, siostra Tadeusza Pelaka, żołnierza AK, którego szczątki zidentyfikowano na warszawskiej "Łączce", czyli kwaterze "Ł" cmentarza powązkowskiego.

CZYTAJ: TYLKO U NAS. Kasznica, Budelewski, Pelak, Abramowski - IPN zidentyfikował kolejnych bohaterów walczących o Polskę. Zginęli z rąk stalinowskich oprawców

wPolityce.pl: Pani brat został aresztowany w Nysie, ale trafił do więzienia na warszawskim Mokotowie. Skąd państwo dowiedzieli się, jakie są jego losy?

Marianna Gawlik: Dotarł do nas taki pan z Warszawy, który podobno siedział z moim bratem w więzieniu. On go poprosił, że jak wróci, żeby dotarł do naszej rodziny o dał znać. Ten jego kolega przesiedział jeszcze osiem lat, a brata zabrali z tej celi, co razem siedzieli.

 

wPolityce.pl: Czy samodzielnie próbowaliście jakoś dowiedzieć się, co się stało z pani bratem?

Marianna Gawlik: Potem przyszła wiadomość z Warszawy, nawet rodzice wysyłali paczki do więzienia z żywnością i ubraniami. On nawet napisał, żeby mu przysłać skarpety ciepłe i ciepły sweter bo jest strasznie zimno. No, ale ta paczka już została odesłana. Później już żadnej wiadomości nie było. Rodzice coś się próbowali rodzice dowiadywać, ale ja tego dokładnie nie pamiętam. Po wielu latach zaczęły wychodzić książki historyczne o partyzantach, kupowaliśmy je i czytaliśmy, żeby się dowiedzieć czegokolwiek, ale bezskutecznie.

 

wPolityce.pl: A dziś, mając pewność, gdzie został pochowany pani brat, co pani czuje?

Marianna Gawlik: Czuję radość, przynajmniej będzie wiadomo, gdzie są jego szczątki. Do tej pory nie mieliśmy o tym pojęcia. Gdzie szukać, w Warszawie, czy gdzie indziej? Nie wiadomo było, bo rozmaicie mówili. Dochodziły do nas głosy, że brat uciekł za granicę, albo, że go złapali. Były różne pogłoski. Teraz jesteśmy zadowoleni… Gdyby jeszcze tylko rodzice mogli tego dożyć… Na pewno by była radość dla nich, ale na to już za późno…

 

wPolityce.pl: Co państwo zamierzają zrobić z odnalezionymi szczątkami pani brata? Czy przeniesiecie je do rodzinnego grobu?

Marianna Gawlik: To jeszcze będzie ustalane, myśleliśmy, żeby położyć go w grobie razem z rodzicami. Ale bierzemy też pod uwagę to, że skoro los położył go w grobie z tymi kolegami, to może powinno tak zostać. A gdzieś bliżej naszych rodzinnych stron urządzilibyśmy grób symboliczny. Najważniejsze, że mamy pewność, gdzie on jest.

 

wPolityce.pl: A co pani przez te lata słyszała o swoim bratu? Podejrzewam, że nie były to słowa przyjazne i pochlebne?

Marianna Gawlik: Nie było dobrego słowa o nim… Bandzior, taki, owaki… Ojca kiedyś aresztowali, żeby się dowiedzieć gdzie jest brat. I ojca bili, a on nic nie wiedział i nic nie mógł powiedzieć. Na posterunku tak go zbili, że był siny cały. Nie poznaliśmy człowieka. Siny od stóp do głowy. Bili i pytali: gdzie syn, gdzie syn? Tatuś opowiadał, że przesłuchiwało go dwóch UB-eków. Jeden, starszy to bił obok, w deski, tylko udawał, że bił. A ten drugi, taki młody bardzo się znęcał. Tatuś mówił: synu, dlaczego ty się tak znęcasz? A on do niego: ja bym sobie nie życzył być twoim synem, bandziorze! Bandziora wychowałeś! I to wszystko musieliśmy przeżyć, te upokorzenia, aż się w końcu doczekaliśmy, że ktoś mojego brata uhonorował. Przez trzy czwarte mojego życia nie było to możliwe.

Rozmawiał Marcin Wikło

ZOBACZ TAKŻE: NASZ WYWIAD. Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk: "Stalinowscy oprawcy bezcześcili swoje ofiary, polskich żołnierzy chowali w mundurach Wehrmachtu". WIDEO

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych