Ważne słowa ppłk. Stroińskiego na temat katastrofy smoleńskiej: "Musiało się zdarzyć coś ekstremalnego (...) że oni wbrew własnej woli wykonywali dalej lot"

fot. Wikipedia/Alan Lebeda
fot. Wikipedia/Alan Lebeda

Musiało się zdarzyć coś ekstremalnego, że do tego nie doszło (...), że oni wbrew własnej woli wykonywali dalej lot

- mówi ppłk Bartosz Stroiński, d-ca eskadry rozwiązanego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który 7 kwietnia 2010 r. lądował w Smoleńsku z premierem Donaldem Tuskiem na pokładzie. Na łamach tygodnika "Wprost" Stroiński po raz pierwszy od dawna zabiera publicznie głos i nie zostawia suchej nitki na komisji Millera i raporcie, który ta komisja sporządziła.

Pilot jest być może jedną z niewielu osób, która mogłaby odtworzyć, co takiego wydarzyło się na pokładzieTu-154M lecącego do Smoleńska. Jednak na podstawowe pytanie dlaczego doszło do katastrofy, odpowiada:

Zastanawiam się nad tym od dawna. Nie wiem co się stało.

I wymienia kilka niewyjaśnionych zagadek. Na przykład, dlaczego rosyjscy kontrolerzy błędnie informowali pilotów.

Pilot, lecąc w chmurach opiera się na przyrządach. Ale jeśli kontroler mówi mu coś innego, niż jest na przyrządach , to lotnik zastanawia się, co się dzieje, i podejmuje jakieś działania.

Konkluzja?

Gdyby kontroler powiedział "jesteście za nisko" albo "za bardzo z prawej", to do tej katastrofy mogło by nie dojść.

Tajemnicę skrywa również to, co się dzieje z samolotem po komendzie pilota "odchodzimy".

- (...) już mówiłem, że "odchodzimy" jest święte.

- Ale nie odeszli.

- Nie odeszli. To jest zagadka, która nie daje mi spać. Nie odeszli...

Dodaje, że tylko terrorysta przystawiając pilotowi pistolet do głowy, mógłby go zmusić by leciał dalej wbrew swojej woli.

Musiało się zdarzyć coś ekstremalnego, że do tego nie doszło (...) Zastanawiam się nad postępowaniem załogi, nad tym, że oni wbrew własnej woli wykonywali dalej lot. Bo nie wiemy przecież, czy nastąpiła usterka techniczna samolotu.

Na przykład blokada sterów samolotu - spekuluje.

I jednocześnie mocno protestuje przeciwko zrzucaniu winy na pilotów feralnego lotu.

Dziś muszę powiedzieć, że w raporcie ministra Jerzego Millera postawiono bardzo krzywdzące tezy, niczym niepotwierdzone

- podkreśla pilot i dodaje:

Tam wiele tez jest nieprawdziwych. Choćby stwierdzenie, że piloci byli źle wyszkoleni. Arek (kpt. Protasiuk) lądował w Smoleńsku wielokrotnie, w tym trzy dni przed katastrofą, 7 kwietnia.

Ppłk Stroiński stanowczo odpiera wynikający z raportu Millera zarzut, że to piloci doprowadzili do katastrofy.

- (...) nie wierzę, że ktokolwiek na pokładzie tego samolotu chciał komukolwiek czy sobie zrobić krzywdę.

- To jest oczywiste.

- Nie wiem, czy to jest oczywiste.

- Nikt załogi nie oskarżał o celowe działanie.

- Może nikt tego otwarcie nie powiedział, ale z raportu komisji Millera wynika, że załoga zrobiła wszystko, żeby się zabić. Tak, jak nikt nie prostuje tego, czy ktoś z zewnątrz był w kabinie, czy nie.

Pułkownik zastanawia się tu, dlaczego nikt dotąd nie wyjaśnił ile jest mikrofonów w kabinie - to ważny głos w sprawie kontrowersyjnej tezy o wywieranych na pilotach naciskach - jego zdaniem nikogo w kabinie nie musiało być, a nagrane głosy osób postronnych, które zostały zarejestrowane na czarnych skrzynkach mogły pochodzić z mikrofonu, zainstalowanego przy wejściu do kabiny.

Ten mikrofon zbiera to, co się dzieje poza kabiną, jeśli drzwi są otwarte. Tym bardziej, jeśli ktoś tam stoi i rozmawia

I oczywista ale jakże istotna konkluzja:

Ale wtedy nikt z załogi tego nie słyszy.

Inny szokujący wątek rozmowy dotyczy "rozpoznania" głosu gen. Błasika.

- To pan rozpoznał jako pierwszy głos gen. Błasika?

- Nie, ja tylko rozpoznawałem głosy załogi. Gdy doszliśmy do momentu, gdzie pojawił się gen. Błasik, płk Michalak powiedział mi, że to już zostało rozpoznane i żebym się tym nie przejmował.

Dodaje, że nie sądzi także, żeby płk Michalak znał na tyle gen. Błasika, żeby rozpoznać jego głos. A kiedy dziennikarze przypominają, że także trzeci podpisany pod feralnym raportem - Waldemar Targalski - także twierdzi, że to nie on rozpoznał głos Błasika, pada arcyciekawe i do dziś retoryczne pytanie:

To kto to zrobił?

A chwilę później ppłk Stroiński podaje szokującą informację:

(...) pod jakimś protokołem się podpisywałem. Ale nie tym, który został ujawniony. Nie wiem jednak, czy czymś się różniły.

Były d-ca eskadry 36. Pułku nie ukrywa, że konkluzje wynikające z raportu Milera nie mają nic wspólnego z poprawą bezpieczeństwa lotów VIP-ów - rozwiązano pułk z doświadczonymi pilotami i od tego momentu w lotnictwie "najważniejsze jest wypełnianie dokumentów, a nie latanie".

kim, "Wprost"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych