Pacjent „kukułcze jajo”: prywatne kliniki podrzucają publicznym szpitalom chorych w ciężkim stanie. Na nich już nie zarobią...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

Można słono zapłacić za leczenie w luksusowych warunkach, a w krytycznym stanie … trafić do państwowego szpitala. I wcale nie są to odosobnione przypadki. Prywatne kliniki żerują na publicznych – opisuje bulwersujący proceder „Dziennik Gazeta Prawna”.

Jak podaje gazeta, prywatne kliniki wybierają sobie najłatwiejszych i najtańszych w leczeniu pacjentów, a ciężej chorych odsyłają do placówek publicznych. Dzięki temu mają zyski i noszą miano zaradnych. A państwowa służba zdrowia pozostaje z długami.

Spoglądając na naszą nieustannie reformowaną, niedoinwestowaną służbę zdrowia, nie sposób nie zauważyć, że polski system promuje to, co prywatne. W domyśle - niskokosztowe. Niesprawiające kłopotów. Publiczne szpitale, mające prócz zadania zarabiania pieniędzy misję leczenia każdego i za każdą cenę, wychodzą z tego starcia pokrzywdzone

– zauważa „DGP”.

Według ustaleń gazety, izby przyjęć publicznych szpitali zalewają pacjenci z powikłaniami np. po zabiegach chirurgicznych przeprowadzonych w prywatnych klinikach.

Taki chory po jednym, trzech dniach wychodzi z prywatnej kliniki z wypisem do domu. Po czym wdaje się infekcja. (…) Po pomoc puka do drzwi publicznej placówki, bo z prywatnej go odesłali, mówiąc, że nie mają miejsca albo możliwości, aby leczyć

– pisze „DGB”.

Jak kukułcze jaja często traktowane są kobiety, które w prywatnych klinikach zdecydowały się na poród.

Świetnie, jeśli wszystko przebiega bez komplikacji. Wtedy najważniejsza jest miła atmosfera, możliwość kąpieli w wannie, relaksująca muzyka. Ale wystarczy krwotok, aby te miłe skądinąd i potrzebne dodatki utraciły swoją rangę

– opowiada Dariusz Timler, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. M. Kopernika w Łodzi.

I dodaje:

Więc często jest rozpaczliwy telefon od dyrektora takiej prywatnej kliniki: ratujcie kobietę, my nie dajemy rady.

JKUB/”DGB”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych