Marek Dąbrowski: dla próbujących bronić swego raportu członków Komisji Millera nadchodzą ciężkie czasy. "Zapisy protokołu powodują katastrofę oficjalnej narracji"

Fot. Mat. M. Dąbrowski
Fot. Mat. M. Dąbrowski

Publikujemy ciekawy wpis inż. Marka Dąbrowskiego, który na swoim blogu komentuje publikację dot. rosyjskiego dokumentu opisującego miejsce katastrofy smoleńskiej:

 

Jest jeszcze za wcześnie, by w kompletny sposób wypowiedzieć się o wszystkich implikacjach odtajnionego przez „Nowe Państwo” rosyjskiego protokołu oględzin trasy jaką rządowy tupolew przebył w ostatnich sekundach tragicznego lotu, jednak już teraz, po pobieżnym nawet zapoznaniu się z tym materiałem widać, że  oficjalna narracja w kilku kluczowych punktach musi lec w gruzach.

Pierwsze ślady uszkodzeń drzew znaleziono w miejscu, gdzie tupolew był kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Brak dokładnych współrzędnych geograficznych pierwszych drzew z obłamanymi czubkami utrudnia ich jednoznaczne zlokalizowanie, ale można przyjąć, że drzewo które komisja opisała jako pierwsze noszące ślady kontaktu z samolotem znajduje się prawie półtora kilometra na wschód od miejsca, gdzie maszyna uderzyła o ziemię. Podobnie jest z drugim drzewem, przyciętym ok. 4,2 metra nad gruntem- znajduje się ono  daleko przed bliższą radiolatarnią, w pobliżu której tupolew miał mieć pierwszy kontakt z przeszkodami terenowymi. Nie jest możliwe, aby oba wskazane przez komisję drzewa mogły zostać przycięte przez maszynę lecącą kilkadziesiąt metrów wyżej, nie znaleziono także w ich okolicy żadnych fragmentów samolotu. Dlatego przypuszczam, że ich uszkodzenia mają inną naturę, co w czasie wizji lokalnej nie zostało właściwie zinterpretowane. Jednak ta kwestia jest otwarta i za wcześnie na twarde wnioski.

Natomiast zwraca uwagę brak wzmianki o drzewach, z którymi tupolew miał zderzyć się według komisji MAK i KBWL LP na odcinku między bliższą NDB a brzozą, na której miał stracić końcówkę lewego skrzydła.  To pierwszy sensacyjny wniosek z rosyjskiego dokumentu- okazuje się bowiem, iż:

- pierwsze, niskie drzewa, których uszkodzenia komisje przypisały lecącemu zbyt nisko tupolewowi nie zostały przez niego ścięte,

- wnioski z długości sygnału dźwiękowego od bliższej radiolatarni, które wyciągali niektórzy blogerzy, jakoby samolot był nad radiolatarnią wyżej, niż opisano w raportach i nie miał kontaktu z drzewami w jej pobliżu, zostały uprawdopodobnione z najmniej oczekiwanego, bo rosyjskiego źródła pochodzącego jeszcze z dnia katastrofy,

- trajektoria lotu, obliczona w 2011 roku przez mgr Michała Jaworskiego, uzyskała potwierdzenie dla lokalizacji samolotu w pobliżu bliższej radiolatarni.

Nie mniej sensacyjnie wypada porównanie pochodzącego z protokołu opisu brzozy, na której maszyna miała stracić końcówkę skrzydła,  z wnioskami do których doszły komisje. Drzewo nie zostało bowiem złamane na wysokości 5 metrów, odrywając przy okazji skrzydło tupolewa, lecz kilka godzin po katastrofie miało tylko ścięty jednometrowy czubek. To zaś oznacza:

- zakwestionowanie bezpośredniej przyczyny destrukcji samolotu podanej w obu raportach,

- kolejne potwierdzenie trajektorii Michała Jaworskiego, który w tym miejscu na podstawie obliczeń określił wysokość lotu z kilkumetrowym, o wiele mniejszym  niż państwowe komisje, błędem.

W protokole opisano także zniszczenia pasa drzew przed ulicą Gubienki. W tym miejscu ślady są mniej zbieżne z trajektorią obliczeniową Jaworskiego, chociaż nie wykluczono jeszcze w badaniach możliwości, że drzewa te zostały częściowo połamane wskutek działania strumieni gazów wylotowych z silników samolotu lecącego kilka metrów nad ich wierzchołkami, a częściowo przez duże części odpadające od samolotu.

Należy zwrócić uwagę na opisane przez Rosjan pola szczątków, znajdującego się tak przed, jak i za punktem TAWS#38, a także na rozrzut niektórych części na boki, nawet poza wysięg skrzydeł lecącego samolotu. Chodzi tu choćby o (nieopisany w protokole) fragment poszycia na wierzchołkach drzew, pokazany w raporcie Zespołu Parlamentarnego „28 miesięcy”, który został sfotografowany z jaka-40 jeszcze 10 kwietnia, a nawet niektóre fragmenty maszyny opisane w raporcie MAK. Kawałki samolotu znajdowano o kilka do kilkunastu metrów na boki poza zasięgiem jego skrzydeł. Ponieważ z innych, niezależnych źródeł także wiadomo, że niezinwentaryzowane przez MAK części samolotu były rozrzucone daleko na boki, nie sposób nie skojarzyć tego faktu z możliwą eksplozją wewnątrz skrzydła i dalszym rozpadem samolotu jeszcze w locie, o czym mówią eksperci Zespołu Parlamentarnego.

Dla niektórych osób przywiązanych do rządowej narracji w sprawie przyczyn katastrofy szokiem będzie zapewne ostatni wniosek z omawianego protokołu. Dla mnie nie jest on zaskoczeniem, ponieważ potwierdza zarówno zapisy rejestratorów parametrów lotu, wyniki obliczeń trajektorii mgr Jaworskiego, jak i wypowiedzi świadków, którzy widzieli tupolewa w końcówce lotu nad ulicą Kutuzowa.

Chyba wszyscy oglądaliśmy sugestywny fotomontaż autorstwa Siergieja Amielina, pokazujący jak obrócony o 120 stopni, lecący kołami do góry samolot ścina usterzeniem poziomym gałęzie topoli rosnącej przed ulicą Kutuzowa.

 

Fotomontaż pokazujący położenie samolotu nad ul. Kutuzowa. Opr. Siergiej Amielin

Temu obrazowi można było jak dotąd przeciwstawić jedynie wypowiedzi świadków, którzy widzieli jak tupolew leciał nad ulicą z przechyłem na lewe skrzydło, ale nie obrócony. Mówili o tym: Nikołaj Szewczenko, Igor Fomin i inni. Jednak w omawianym tu rosyjskim dokumencie znajdujemy dowód, że żadne znajdujące się w tym rejonie drzewo nie zostało przycięte w sposób pokazany przez Amielina oraz MAK i Komisję Millera, przez obracający się samolot.

Taki widok mógł zobaczyć kierowca autobusu, Nikołaj Szewczenko: samolot przelatujący nad ulicą Kutuzowa „jak do lądowania” (podwoziem do dołu), przechylony w lewo i ciągnący za sobą snop iskier. O ogniu za tupolewem wspominał także inny świadek- dozorca z hotelu „Nowyj”, Rustam N. (fotomontaż pokazuje widok na ul. Kutuzowa od północy). Są także świadkowie którzy widzieli samolot w zbliżonej pozycji w tym miejscu także z innych stron, był np. obserwowany z odległości ok. 450 metrów od południa (istnieje taka oficjalna relacja).



Tak wyglądałby samolot widziany przez kierowcę autobusu, gdyby zachowywał się zgodnie z wyobrażeniami twórców raportów: MAK i KBWL LP. Maciej Lasek i Wiesław Jedynak próbują zaczarować rzeczywistość, twierdząc, że wypowiedzi świadków potwierdzają ich raport. Jest wprost przeciwnie: nie trzeba (a właściwie: nie należy) być rządowym ekspertem, by zauważyć, że tupolew znajdował się w tym miejscu w pozycji normalnej, a nie odwróconej do góry kołami, jak chciałyby komisje (fotomontaż)

Dzięki protokołowi wiemy już, że zgodni w swoich relacjach, różni świadkowie mówili prawdę. Rosyjska komisja pisząca protokół widziała bowiem w tym rejonie (czyli przy skrzyżowaniu ulicy Kutuzowa z wyjazdem z autokomisu) topolę, ale jedynie z odłamanym na wysokości 20 metrów wierzchołkiem. Nie wspomniano nic o równych przycięciach niższych gałęzi, co oznacza, że jeszcze kilka godzin po katastrofie nie były one uszkodzone, a więc nie zostało to zrobione przez tupolewa. Należy w tym miejscu przypomnieć, że wkrótce po katastrofie zamknięto w tym rejonie ulicę Kutuzowa, otaczając ją kordonem milicji, zaś objazdy zorganizowano ulicą Gubienki. Z rosyjskich źródeł wiemy, że prace przy okolicznej zieleni prowadzono przez tydzień bardzo intensywnie- w dzień i w nocy.

Omówione przeze mnie zapisy protokołu powodują prawdziwą katastrofę oficjalnej narracji, której najgorliwsi obrońcy zawsze powoływali się na prawdziwość wszystkich śladów uszkodzeń na drzewach. Miały one implikować wymyślone przez nich zachowania samolotu w poszczególnych punktach trajektorii. Okazuje się jednak, że autentyczności dużej części tych śladów zaprzeczyli już 10 kwietnia 2010 roku sami Rosjanie. Wydaje się, że dla próbujących bronić swego raportu członków Komisji Millera i ich medialnych pomocników nadchodzą ciężkie czasy.

Próba rekonstrukcji zniszczeń zieleni opisanych w rosyjskim protokole z 10.04.2010 roku. Pomimo że dokument zawiera pewne nieścisłości, stopień jego uszczegółowienia w opisie niepowtarzalnych elementów zagospodarowania terenu pozwala na stwierdzenie, że ani drzewa przy radiolatarni, ani brzoza „pancerna”, ani wreszcie topole przed ulicą Kutuzowa nie zostały przycięte tak, jak pokazano w oficjalnych raportach. To wyklucza zachowanie samolotu według scenariusza Amielina/MAK/KBWL LP.

Większa rozdzielczość mapy:

picasaweb.google.com/lh/photo/IFtEze7Wy76NKj1Tkc_hPdMTjNZETYmyPJy0liipFm0

 

Tekst pochodzi z bloga Marka Dąbrowskiego


CZYTAJ TAKŻE: CZTERY PYTANIA do Macierewicza. "Opis miejsca katastrofy dokonany przez Rosjan nie uwzględnia drzewa, które spowodowałoby tragedię"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.