U Tomasza Lisa sąd nad "Anatomią upadku" Anity Gargas. Bez udziału autorki rzecz jasna

fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl

Tomasz Lis wziął na warsztat dwa filmy o katastrofie smoleńskiej, o których ostatnio mówi cała Polska. "Anatomię upadku" – Anity Gargas i "Śmierć prezydenta" National Geographic.

Zrobił to oczywiście w swoim stylu. Jedynym recenzentem obu obrazów był kpt. Wiesław Jedynak – jeden z członków komisji Millera, której wnioski zwizualizował kanadyjski paradokument. I jedna z osób w filmie tym występującym! Nikogo związanego z produkcją "Anatomii upadku" – do studia zaproszono.

A właśnie ten film był głównym tematem rozważań dziennikarza i eksperta.

Na pierwszy ogień poszła wiarygodność świadków wypowiadających się w "Anatomii upadku" – szczególnie kierowcy ciężarówki, który opowiadał, że widział samolot przelatujący nad drogą kołami w dól – kilkadziesiąt metrów od miejsca upadku. Co w oczywisty sposób wykluczało możliwość wykonania obrotu i uderzenia plecami o ziemię. I otóż zdaniem Wisława Jedynaka – nie jest oni wiarygodny. Dlaczego? Bo mógł coś pokręcić.

 

Trzeba zweryfikować zeznania świadków. Trzeba potwierdzić ich zeznania. Ten pan mówił to co zapamiętał, albo co mu się zdawało, że zapamiętał

 

– dowodził Jedynak. I podobnie jak Maciej Lasek u Moniki Olejnik usiłował przekonać, że kierowca mówił co innego,a co innego pokazywał rękami.

 

Nakreślił tor lotu samolotu zgodnie z tym co my mówiliśmy

 

– twierdził Jedynak. Próbował równocześnie przekonywać, że to co zaobserwował kierowca dowodzi, że eksplozji nie było, bo samolot powinien się rozpaść jeszcze przed drogą. Skoro więc zeznania świadka były jednak istotne dla sprawy, może szkoda, że żaden komitet, ani żaden śledczy nie zdecydował się go przesłuchać...

Zarzucając filmowi manipulację Jedynak sam posunął się do przekłamania. Stwierdził bowiem, że drzewa wokół lotniska zostały wycięte na skutek uwag strony polskiej do raportu MAK. Tymczasem zostały one ścięte dużo wcześniej. Podczas naszej pierwszej wizyty w Smoleńsku – 6 miesięcy po katastrofie – jescze w ramach programu 'Misja specjalna" zastaliśmy pomiędzy ulicami Gubienki i Kutuzowa istne karczowisko. A było to na wiele miesięcy przed prezentacją raportu Millera.

Kpt. Jedynak zapytany, czy zgodzi się wziąć udział w zaproponowanym przez Antoniego Macierewicza spotkaniu ekspertów – oświadczył, że "debaty publiczne to domena polityków". A on nie chce być wykorzystywany przez żadne z ugrupowań.

 

Eksperci powinni trzymać się daleko od polityki

 

– dowodził. Teza być może i słuszna, gdyby nie fakt, że rządowi eksperci od dawna biorą udział w debacie zarówno politycznej. Ale wolą to robić w rozmowach z życzliwymi dziennikarzami, a konfrontacji z oponentami unikają jak ognia.

Na koniec Tomasz Lis i jego gość poświęcili chwilę kanadyjskiemu filmowi, który o dziwo nie wzbudził w nich przesadnego zachwytu. Obaj zgodnie skrytykowali puentę filmu, w której narrator przekonywał, że oba zwaśnione narody potrafiły wspólnie pracować..

 

To nie była współpraca, której byśmy sobie życzyli

 

– przyznał kpt. Jedynak.

Tomasz Lis zauważył z kolei, że w filmie Anity Gargas mocno wybrzmiewa bezradność strony polskiej. Chociażby wyznanie pułkownika Rzepy, że nie obszedł on terenu katastrofy, bo do tego była potrzebna zgoda Rosjan,.

Na koniec ekspert komisji Millera zaapelował, by osoby zabierające głos w sprawie katastrofy smoleńskiej zapoznały się z polskim raportem i innymi materiałami źródłowymi. I tu trudno się z nim nie zgodzić. Niestety zarówno wśród dziennikarzy jak i polityków – najgłośniej brzmią głosy tych, którzy do żadnego z dokumentów, czy opinii eksperckich nawet nie sięgnęli. Być może za przykładem premiera, który wciąż udaje, że o ustaleniach profesorów z pierwszej konferencji smoleńskiej w zasadzie nic mu nie wiadomo.

ansa

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.