Jerzego Stuhra krytyczna ocena polskości: Nie lubię w sobie tych słowiańskich cech, gdy w młodości opanowany byłem tą polską histerią

Fot. Wikipedia
Fot. Wikipedia

W weekendowych wydaniach prasy króluje Jerzy Stuhr. Wywiady z aktorem znajdują się w kilku tytułach, i choć głównie poświęcone są kondycji polskiego kina, to gdzieś w tle przebija się przekaz, z jakim przybywa Stuhr. Odnosząc się do polskiego filmu, aktor opisuje polskie społeczeństwo i rzeczywistość. W jaki sposób?

Jesteśmy zachłyśnięci pseudogangsterami, blichtrem i takimi tam historyjkami. A poza tym fala kina komercyjnego przytłacza inne projekty. To przejdzie, odleży się, a wówczas nadejdzie czas na polską "miłość" albo na coś w rodzaju włoskiego "Habemus papam", w którym brałem udział. Powolutku do tego dojrzejemy, uspokoimy się, przysiądziemy na progu i zauważymy inne problemy. Na razie jednak mam wrażenie, że nasz kraj jest cały czas w jakiejś gorączce, co akurat bardzo mi przeszkadza

- tłumaczy Pawłowi Smoleńskiemu.

Gdy dziennikarz "Gazety Wyborczej" przytakuje, twierdząc, że "Polska zawsze była w gorączce", Stuhr rozszerza swoją krytyczną wizję polskości:

W Słowianach jest troszkę histerii, co się znakomicie przekłada na poezję, ale w życiu jest uciążliwe. Mamy tendencję do egzaltacji, nie lubię w sobie tych słowiańskich cech, nie lubię siebie z młodości, gdy opanowany byłem tą polską histerią. Biegłem w 1968 r. pod Collegium Novum, pchałem się z kolegami pod milicyjne pały, a potem te rozmowy: skatowali mnie, te skurwysyny. No i duma, że się oberwało. Polak z ranami wygląda przecudnie

- gorzko kpił aktor.

Na przytomną uwagę Smoleńskiego, że egzaltacja i emocje są również - w tak lubianych przez Stuhra - Włochach, aktor odpowiada:

W pewnym momencie można stracić kontrolę nad grą, zagrać się na śmierć, na zbyt poważnie. Z tym trzeba bardzo uważać, ale mimo wszystko to coś innego niż nasza słowiańska egzaltacja. Rosjanie to mają z pozycji imperium. My - Chrystus narodów: moja jest racja będę za nią cierpieć, bijcie mnie za miliony. A potem wrzask: "Polaka pobili!"

- oceniał niepozbawiony irytacji Stuhr.

W rozmowie wróciła też kwestia składania oświadczeń o współpracy z SB przez akademickich wykładowców. Stuhr jako rektor swojej uczelni miał obowiązek je zbierać od swoich pracowników:

Rzeczywistość ustawiła mnie wtedy w jakiejś dziwacznej pozycji. Musiałem realizować przepisy, choćbym nie chciał. Moi podwładni, ale też koledzy, przyjaciele, krzyczeli na mnie: "Won, nic nie podpisze, niczego nie oświadczę", a ja po prostu musiałem zebrać te oświadczenia. Prawie sto procent nie było współpracownikami. Ale jakiś ułamek, statystycznie nieznaczny, przyznał się. I co? Zostałem z tą wiedzą o niektóych moich kolegach, to tajemnica należąca tylko do mnie i do tych, którzy ją ujawnili. Straciłem tych ludzi, unikają mnie, bo wiedzą, że ja znam jakąś straszliwie wstydliwą kartę z ich życia. (...) Zostałem z tą wiedzą jak Jan Himilsbach z angielskim

- mówił z żalem Stuhr.

Całość rozmowy w "Gazecie Wyborczej".

lw

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.