wPolityce.pl: W mediach pokroju "Gazety Wyborczej" trwa nagonka na dziennikarzy zajmujących się związkami i rodziną sędziego Igora Tulei, który porównywał metody CBA i czasy stalinowskie. Czy w Pana ocenie zajmowanie się rodzicami sędziego, którzy pracowali w aparacie bezpieczeństwa PRL, jest czymś niestosownym?
Tadeusz Płużański, historyk, publicysta: Nie widzę niczego niestosownego w tym działaniu. Informowanie opinii publicznej o osobach, które sprawują funkcje publiczne, to prawo i obowiązek dziennikarza. To jest normalna rzecz. Ludzie mają prawo wiedzieć, kto nimi rządzi, kto zasiada w parlamencie, kto pracuje w sądach. Tu nie ma nic nagannego, to nie jest żadna dzika lustracja. To jest spełnienie obowiązku informowania opinii publicznej.
Tuleya orzeka w różnych sprawach, w tym w sprawach lustracyjnych. Czy jego rodzinne powiązania rodzą jakieś niebezpieczeństwo w tej sprawie?
Widać ewidentną kolizję między wydawaniem wyroków związanych z procesami lustracyjnymi a przeszłością rodzinną sędziego. Jego matka została przecież negatywne zlustrowana we współczesnej Polsce. Sędzia zarzeka się, że te sprawy są oddzielone, nie wiążą się itd. Jednak nie ma wątpliwości, że w takiej sytuacji sędziowie powinni się wyłączać ze spraw lustracyjnych. Należy apelować o to, by takie mechanizmy w sądownictwie działały samoistnie.
Dlaczego sprawa Tulei wywołuje taką agresję salonu?
Po raz kolejny okazuje się, że zajmować się przeszłością można tylko w wybranych przypadkach. "Grzebanie się" w życiorysach opozycji, publikowanie haniebnych tekstów o Rajmundzie Kaczyńskim, co zrobił tygodnik Lisa, jest dozwolone. O tym można pisać, można pisać kłamstwa o wpływie zmarłej ostatnio śp. Jadwigi Kaczyńskiej na braci Kaczyńskich. Jednak jeśli zaczynamy "grzebać się" w życiorysach ludzi salonu, to już sprawa naganna. To jest niczym zbrodnia. Nie możemy więc sprawdzać życiorysów Tulei, nie możemy badać życiorysów braci Michników, nie możemy sprawdzać powiązań rodzinnych europosłanki Danuty Huebner, której ojciec i dziadek byli funkcjonariuszami UB w Nisku. W tych przypadkach to jest niemoralne i wielce naganne. Salon tym jest oburzony. Widać nierówność. O jednych można pisać, o innych nie.
Wiadomo, że mieliśmy w Polsce do czynienia z masową skalą niszczenia dokumentów wytworzonych przez SB. Rodzą się podejrzenia, że Tuleya mógł mieć dostęp do wiedzy szerszej niż ofiacjlna, właśnie z racji kontaktu z rodzicami...
Rodzić się mogą pewne podejrzenia. Jednak to są jedynie domysły. Rodzi się pytanie, czy osoba, której rodzice pracowali w służbach PRL, może być bezstronna i mieć odpowiednie podejście do spraw lustracyjnych. Ja nie wierzę, że rodzinny dom nie ma wpływu na wychowanie człowieka. Ma wpływ. Człowiek przejmuje światopogląd, pewne postawy itd. Biorąc pod uwagę miejsce pracy rodziców, sędzia Tuleya mógł mieć dostęp do wiedzy czy wręcz jakichś dokumentów szerszych niż publicznie znane. Jest więc więc oczywiste, że on w sprawach lustracyjnych orzekać nie powinien. Jest bowiem wielce prawdopodobne, że sędzia ma pozytywny stosunek do służb PRL i kontaktów z nimi. Z publikacji portalu Niezalezna.pl wynika, że jego matka była również tajnym współpracownikiem, po przejściu na emeryturę. A sędzia Tuleya orzeka ws. agentury PRLowskiej. Dla niego współpraca z SB może więc nie być w żaden sposób naganna. Taka postawa jednak nie licuje w żaden sposób z postawą, jaką powinien mieć sędzia III RP. Te osoby powinny uznawać tamten system, ludzi współpracujących z nim w sposób jednoznacznie negatywny. Sądownictwo powinno oceniać krytycznie służby komunistyczne.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/148929-jesli-zaczynamy-grzebac-sie-w-zyciorysach-ludzi-salonu-to-juz-sprawa-naganna-to-niczym-zbrodnia-nasz-wywiad-pluzanski-o-sprawie-rodziny-tulei