Prof. Waśko: Ludzie, którzy rządzą Polską to formacja Piotrusiów Panów; nie potrafią wziąć odpowiedzialności za realne problemy państwa. NASZ WYWIAD

PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Czy władza Platformy Obywatelskiej jest "wieczna", czy może skończy się jej żywot wcześniej? O tym jak wygląda mijający rok z perspektywy obozu rządzącego, opozycji i zwykłych Polaków oraz o prognozach politycznych na rok 2013 rozmawiamy z prof. Andrzejem Waśko, literaturoznawcą i nauczycielem akademickich.

wPolityce.pl: Jaki był mijający rok dla władzy?

Prof. Andrzej Waśko: Rok 2012 był czasem wyraźnego kryzysu obecnego układu politycznego. Sygnałem tego była m.in. próba rehabilitacji Romana Giertycha, czy różne zabiegi mediów związanych z obozem okrągłego stołu, aby wytworzyć wrażenie pluralizmu politycznego w łonie władzy. Tego rodzaju poszukiwania świadczą o tym, iż obóz władzy czuje potrzebę zmian, które miałby zapewnić ciągłość jego dominacji na następne lata.

 

A dla opozycji jaki był ten 2012 rok?

Potocznie mówi się, że opozycja przegrała któreś tam wybory z rzędu. I to jest prawda. Ale żadna z tych porażek nie powoduje jej rozpadu czy destrukcji. Ten postulowany przez Stefana Niesiołowskiego scenariusz, żeby PiS i Jarosław Kaczyński zniknęli ze sceny politycznej, nie spełnia się. Co więcej – wraz z upływem czasu – spełnienie tego marzenia Niesiołowskiego wydaje się coraz mniej prawdopodobne, wręcz niemożliwe. Opozycja jest w takiej sytuacji, że ponosi porażki polityczne, ale nie słabnie. Wręcz przeciwnie – krzepnie, jeśli chodzi np. o jej zaplecze społeczne. To wszystko pokazuje, że mamy do czynienia z ukształtowaniem się trwałego układu na scenie politycznej i wszystko wskazuje na to, że ten układ politycznym, pewnie nie doskonały, ale jednak w miarę dobrze odzwierciedla rzeczywiste podziały w społeczeństwie: polityczne, kulturowe, ekonomiczne. Druga rzecz jest związana z odpowiedzią na to pytanie. Jesienią mieliśmy rzecz od dawna nie widzianą, czyli zmianę w sondażach.

Najważniejsze pytanie z tym związane, to dlaczego nastąpiła w nich taka zmiana? I dlaczego trwała ona tak krótko i nastąpiła w tym właśnie okresie? Moim zdaniem jest to związane ze zmianą taktyki głównych mediów w tym okresie. Polityki tych mediów polegającej na jątrzeniu, na prowokowaniu konfliktów społecznych, na nagonce na opozycję. Przez pewien, krótki czas, w okolicach takich wydarzeń jak debaty ekonomiczne PiS, czy prezentacja prof. Piotra Glińskiego – kandydata na premiera rządu technicznego, przekaz głównych politycznych mediów takich jak TVN, nie był reżyserowany. To wystarczyło - gdy przekaz nabrał pewnych elementów spontaniczności – aby zmienił się nastrój społeczny, aby „odmrożone” zostały pewne procesy społeczne, a preferencje części Polaków zaczęły się zmieniać. Brak „reżysera”, wyłączenie go, został przeanalizowany przez ośrodki sprawujące władzę i szybko powrócono do starej strategii, które ponownie przyniosły spadki opozycji w sondażach. Z tego płynie stosunkowo banalny wniosek, że jednak głównym aktorem na scenie politycznej są media, a nie partie polityczne.

 

Czy dla społeczeństwa mijający rok był jakimś czasem przełomu?

Mijający rok jest dla społeczeństwa polskiego czasem edukacji obywatelskiej. Ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, że rozwiały się nadzieje związane z programem liberalnym głoszonym przez PO w 2007 r. Czynnikiem otrzeźwienia jest bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Widać to po ostatnich rocznikach absolwentów polskich uczelni, ludzi wykształconych, którzy po otrzymaniu dyplomu wyjeżdżają do zachodnich krajów, żeby bawić dzieci albo pracować na budowach. Doszło do części społeczeństwa, że choć nie ma wojny, to jednak Polaków szybko ubywa. Kończy się okres euforii i radości, że żyjemy w kraju z pełnymi półkami w sklepach, mamy paszporty więc możemy wyjeżdżać na wakacje. Przychodzi świadomość, że jesteśmy uzależnieni od kredytów, które zaciągnęliśmy, że grozi nam bezrobocie oraz to, że kraj się nie rozwija w związku z tym nie widać perspektyw. Społeczeństwo zdaje sobie sprawę, że nastał kryzys – i nie jest on krótkoterminowy lecz strukturalny, który wymaga głębszych reform politycznych i społecznych.

 

Więc jakie pan widzi prognozy na przyszły rok? Czy według pana obecny obóz rządzący jest w stanie przeprowadzić takie głębokie reformy, o których pan wspomniał?

Odpowiedź jest oczywista: nie. Gdyby on był w stanie cokolwiek przeprowadzić, to już by to zrobił. Obecny system sprawowania władzy można określić jako rządy wiecznych studentów. Jakby spojrzeć na najpopularniejszych polityków polskich, to są to ludzie, którzy nigdy nie osiągnęli dojrzałości życiowej. Ich doświadczenia zatrzymały się na etapie Niezależnego Zrzeszenia Studentów, bo tacy jak Tusk, czy Graś wywodzą się z tych młodzieżówek lat 80. To są ludzie, którzy nie potrafią wziąć odpowiedzialności za realne problemy państwa. Są w polityce taką formacją „Piotrusiów Panów”. No i jak to bywa z taką formacją, oni się podobają i uzyskują krótkotrwałą, entuzjastyczną akceptację, a potem przychodzi rozczarowanie. To wszystko będzie jeszcze trwało w 2013. Nie sądzę, że nastąpi jakaś gwałtowna zmiana gospodarcza, czy wybuch niezadowolenia społecznego. Na pewno należy spodziewać się pogłębiania kryzysu, ale jednocześnie skupiania się, integrowania sił społecznych, potencjału intelektualnego i zwiększenia się liczby inicjatyw po stronie opozycji politycznej, czy też opozycji szeroko rozumianej. W 2013 r. czas będzie pracował dla opozycji. To będzie kolejny rok stracony przez Polskę rządzoną przez „wiecznych studentów”.

Na koniec dodam jedną rzecz. Zdarzy się coś, czego dziś nikt nie przewiduje. Zawsze tak się dzieje. To jest ten słynny „czynnik X” w historii i w polityce. I on zadecyduje o dalszych naszych losach.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.