"Nie mówiłem ostro, tylko otwarcie" - fragment książki Mateusza Wyrwicha "Kapelani Solidarności" o abp. Ignacym Tokarczuku

fot. www.hej-kto-polak.pl
fot. www.hej-kto-polak.pl

"Kapelani Solidarności" - to trzytomowa seria  Mateusza Wyrwicha, biografii niezłomnych, polskich, katolickich kapłanów, którzy odegrali ogromną rolę w ruchu narodowym i społecznym. Książka, jak podkreśla wydawca, opisuje piękną kartę polskiego Kościoła, który w trudnych latach komunizmu niósł Ewangelię nadziei, wspierał dążenia niepodległościowe , otaczał opieką ludzi represjonowane. W drugim tomie Wyrwich przedstawia sylwetkę abp. Ignacego Tokarczuka, jego kapłańską posługę i działalność na rzecz polskiej wolności i niepodległości.

[...]

Cokolwiek będzie, nie będę się bał

Ostatni miesiąc 1965 roku otwiera w długim życiorysie księdza Ignacego Tokarczuka i w dziejach polskiego Kościoła nowy rozdział. Trzeciego grudnia Paweł VI ustanowił go biskupem ordynariuszem diecezji przemyskiej obrządku łacińskiego. Dwa miesiące później, szóstego lutego 1966,  przemyskiej bazylice katedralnej otrzymał sakrę biskupią z rąk księdza Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Polski oraz przemyskich biskupów, sufraganów: Wojciecha Tomaki i Stanisława Jakiela. Do dzisiejszego dnia Ksiądz Arcybiskup nie potrafi wyjaśnić, dlaczego wówczas komuniści nie zakwestionowali jego kandydatury na biskupa ordynariusza. Był już wtedy odnotowany przez komunistów jako „przeciwnik ustroju socjalistycznego”. W wygłoszonym podczas ingresu kazaniu nowy Biskup Przemyski  zapowiedział, że będzie w jak najszerszym zakresie wprowadzał postanowienia II Soboru Watykańskiego. Zaapelował również do kapłanów i ludu Bożego o wzajemną braterską miłość, skuteczne remedium na wszelkie zakusy mające na celu rozbijanie katolickiego społeczeństwa. Komunistom nie spodobał się szczególnie jeden z jego fragmentów, w którym nowy ordynariusz, łącząc czas nazizmu z komunizmem, mówił o nienormalnych czasach, w jakich przyszło żyć polskiemu narodowi: "Dwadzieścia pięć lat czasów nienormalnych, dwadzieścia pięć lat rozmaitych form ataków na religię, na Boga, na prawdy wiary – a ten lud trwa mimo wszystko! Ma zdrowe poczucie rzeczywistości, ma poczucie sensu, ma poczucie prawdy. Czasem chwilowo może zbłądzić, nieraz nie z własnej winy, ale orientuje się dokładnie, gdzie jest drogowskaz prawdy”.

Zaufałem Panu Bogu i powiedziałem sobie: cokolwiek będzie, nie będę się bał, bo chodzi o dobro narodu. Nie bałem się, choć byłem już wystarczająco doświadczony i wiedziałem, że wiele rzeczy może mnie spotkać. Nie wykluczałem ani aresztowania, ani zabójstwa, ani innych przypadków

– mówi dziś Ksiądz Arcybiskup.

Wiedziałem już, że wypowiem posłuszeństwo prawu sowieckiemu, jeśli chodzi o stosunek państwa do Kościoła, do religii. Państwo bowiem nie przestrzegało zawartych wcześniej umów, wiec czemu ja miałbym to czynić ? Przed ingresem miałem długą rozmowę w księdzem prymasem Wyszyńskim. I o tym, między innymi, mu mówiłem. Zawsze miałem jego wielkie  wsparcie.

Z chwilą objęcia diecezji biskup postanowił zawiesić swoją karierę naukową.

Profesura poważnie traktowana i biskupstwo poważnie traktowane nie dałyby się razem pogodzić

– wyjaśnia.

Bo jednemu i drugiemu trzeba się oddać całkowicie. Dlatego podziękowałem za pracę na KUL, choć już robiłem habilitację.

Niebawem, podczas pierwszego spotkania z miejscowym dygnitarzem PZPR, bp Tokarczuk ponownie stwierdził, że polski naród żyje w nienormalnych czasach, a ustrój „zaproponowany” przez komunistów to bezprawie ubrane w szaty prawa. Służba Bezpieczeństwa rozpoczęła nagonkę na biskupa. Rozpowiadano wśród katolików, że ksiądz jest Ukraińcem. W zamyśle prowokatorów miało to wywołać nieufność tych, którzy doznali krzywd od Ukraińców. Ukraińcom z kolei mówiono, że ordynariusz został tu mianowany, by przywracać katolickie świątynie. We wsiach i miasteczkach zawrzało. Ale nowy biskup nie poddał się, a Pan Bóg ze zła dobro wyprowadzał. Biskup Tokarczuk rozpoczął systematyczne wizytacje parafii w swej rozległej diecezji. Odprawiał msze święte w małych kościółkach. Kaplicach. Wchodził do ubogich i do zamożniejszych domów. Nie udawało się antagonizowanie społeczności lokalnej z biskupem. Co więcej, ksiądz Biskup swoimi wizytami zdobywał serca parafian. Wyjaśniał, jakie są jego zamiary i namawiał do budowania nowych kościołów.

Kiedy objąłem diecezję przemyską, było już dwadzieścia lat obecności komunizmu w Polsce

- powiada Ksiądz Arcybiskup.

Dorastało nowe pokolenie, które zaczynało kontestować swoich rodziców. Wielu młodych brnęło w bezbożny materializm. Niekiedy z lenistwa. Innym razem z obawy o wyrzucenie z pracy, czy pozbawienie indeksu. Dlatego jednym z moich zadań było przełamanie
bariery strachu. W sobie i w ludziach. Bo nie po to ci ludzie byli wcześniej sądzeni i więzieni za budowę kościołów, żebym ja ustępował.


Biskup był autorytetem, który z konsekwencją i spokojem realizował zakreśloną przez siebie wizję Kościoła. Wolnego Kościoła na Podkarpaciu

mówi Wanda Tarnawska, niegdyś działaczka NSZZ Solidarność, dziś wydawca.

Dotyczyło to zarówno budowy kościołów i kaplic często w dziwnych miejscach. Zdarzało się, na przykład, że wchodził po drabince na strych obory i sprawdzał, czy się nadaje na kaplicę. Niewielu biskupów to wówczas robiło. Zdawał sobie sprawę z pewnych ograniczeń, ale jednocześnie mówił, że jest ważne, aby człowiek nie miał dalej do kościoła, niż dwa kilometry. W związku z tym trzeba budować kościoły, bo ludzie tego potrzebują. I on to mówił zarówno komunistom na spotkaniach w Urzędzie ds. Wyznań, jak i ludziom w kościele.

Ta jednoznaczność jego wypowiedzi była tak oczywista, że stawała się siłą. Wkrótce bp Tokarczuk stał się silnym oparciem dla księży. Dla tych, którzy chcieli aktywnie uczestniczyć w budowie Bożego dzieła był szczodry w swojej pomocy. Dla tych natomiast, którzy wiernych zamierzali trzymać na dystans i wchodzić z władzą w alianse - był mało pobłażliwy. Uważał, co zwykł powtarzać, że „ponad Kurią jest Ewangelia”. Komuniści byli bezradni wobec coraz większej ilości wznoszonych kościołów. Nie odstraszał brak zezwoleń, kary finansowe, areszty i więzienia stosowane wobec budujących świątynie. W ten sposób przez ćwierć wieku prowadzenia diecezji przemyskiej przez abp Tokarczuka zostało erygowanych na jej terenie ponad dwieście dwadzieścia nowych parafii. Wzniesiono ponad czterysta kościołów i kaplic.

Uważałem, że ludziom trzeba przypominać, że są u siebie. Że to komuniści są najeźdźcami. I że to komuniści przez całe lata stwarzali takie sytuacje, które kazały myśleć Polakom, że nie są na swoim

– podkreśla ks. abp.

Bodaj największą zasługą w początkach posługi biskupiej księdza Tokarczuka było przełamanie strachu lokalnej społeczności przed represjami ze strony władz. Biskup skupił wiernych wokół swojej wizji parafii i budowy kościołów. Ludzie nabrali świadomości, że owszem, władza może postraszyć, ale my obronimy, i świątynię, i siebie. Arcybiskup pomagał uwalniać się ludziom z sideł strachu, jakie zastawiała SB

opowiada Marek Wójcik, w latach osiemdziesiątych działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, „Solidarności Walczącej” członek władz regionalnych „Solidarności”.

W latach siedemdziesiątych Służba Bezpieczeństwa podejmowała kolejne ataki na Księdza Biskupa. Wokół parafii osadzała swoich agentów, miała ich również w przemyskim seminarium duchownym i w Kurii Biskupiej. Ksiądz biskup zakazywał swoim proboszczom kontaktowania się z funkcjonariuszami bezpieczeństwa, co bardzo utrudniało bezpiece pozyskiwanie nowych współpracowników. W ramach represji podpalane były kościoły. Przez samych funkcjonariuszy SB, bądź na ich zlecenie. W odpowiedzi na to Biskup zorganizował w całej diecezji straże wiernych pilnujących w dzień i noc swoich świątyń. Nasiliły się szykany administracyjne. Wobec tych, którzy budowali kaplice, czy kościoły, zapadały także wyroki skazujące na areszt lub więzienie. Nakładano dotkliwe kary finansowe. W siedzibie Kurii Biskupiej zainstalowano podsłuchy. Podjęto kolejne próby skłócenia z biskupem miejscowych wiernych, a nawet niektórych członków Episkopatu. Jak szeroko  szczegółowo prowadzona była inwigilacja księdza Tokarczuka opisuje Piotr Chmielowiec: „Działania zmierzające do osłabienia autorytetu bp. Tokarczuka poprzedzone były zebraniem szeregu informacji dotyczących życia rodzinnego i kręgu znajomych ordynariusza. Władze bezpieczeństwa, oprócz ustalenia członków rodziny biskupa i miejsc ich zamieszkania, zainteresowały się osobami, które wspólnie z nim uczęszczały do Gimnazjum Koedukacyjnego im. Henryka Sienkiewicza w Zbarażu, księżmi, którzy ukończyli Wydział Teologiczny Uniwersytetu im Jana Kazimierza we Lwowie i zostali wyświęceni w 1942 roku, wraz z ks. Tokarczukiem Wreszcie sporządzono wykaz mieszkańców budynku Kurii Biskupiej[…]. Stałym przedmiotem zainteresowania aparatu bezpieczeństwa były osoby mające dostęp do ordynariusza a zwłaszcza te, które cieszyły się jego zaufaniem”. [Studia Rzeszowskie, 10/2003]

Dla służb bezpieczeństwa wrogimi „akcentami w kazaniach” biskupa były takie wypowiedzi jak stwierdzenie, iż „religia będzie tak trwała długo na ziemi, jak będzie trwał świat”. Albo inne, iż „Kościół zawsze podkreślał, że nie chce żadnej władzy tylko wolności”. Albo głoszenie, iż „dusza jest nieśmiertelna”

– mówi profesor Lucyna Żbikowska, autorka opracowań i książek o abp. Ignacym Tokarczuku.

Innym wystąpieniem antypaństwowym biskupa, zdaniem władz PRL, było kazanie, w którym podkreślił, że „buduje się nowe osiedla, a nie pozwala się budować nowych kościołów”. Podaję te przykłady, ponieważ one bardzo dobitnie pokazują jak dalece władza chciała kontrolować księży, biskupów i wiernych.

Chcąc wyeliminować Księdza Biskupa z posługi pasterskiej, władze PRL kanałami dyplomatycznymi zaczęły naciskać na Watykan, aby „poskromił” przemyskiego ordynariusza. Próbowano zerwać rozmowy, jakie od początku lat siedemdziesiątych władze PRL – u prowadziły z Watykanem. Przez długie lata nie dawano księdzu biskupowi paszportu, aż nagle w 1977 roku zezwolono biskupowi na wyjazd. Jak pisze Jan Żaryn, władze miały w tym pewien interes: „Kilkakrotnie ponawiany atak na bp. Tokarczuka przynosił efekty: ...dostojnicy watykańscy [abp Poggi, abp Casaroli] prosili mnie, bym zmienił swój stosunek do władz, bo to szkodzi stosunkom państwo – Kościół... Tak wspominał ordynariusz przemyski swoją wizytę w Watykanie z końca 1977roku ...To był moment w moim duszpasterstwie, czy moim biskupstwie najtrudniejszy, bo człowiek ma szacunek do Pana Boga, wie, kim jest Papież, wie, czym jest Kościół, a ale z drugiej strony wie, czym jest prawda, czym jest sumienie, wie, czym jest znajomość rzeczy, sytuacji... Bp Tokarczuk oddał się do dyspozycji Papieża twierdząc, że polityki swej nie zmieni. Władze państwowe uznały, że próba skłócenia ordynariusza z dyplomacją watykańską przyniosła pożądane skutki”. [Jan Żaryn, Studia Rzeszowskie, 10/2003] Jednakże niewiele później, o czym również pisze Żaryn, władze komunistyczne swoją radość z sukcesu musiały uznać za przedwczesną. W lipcu 1978 Biskup Przemyski w kazaniu powiedział, że „aktualna sytuacja Kościoła i stosunki w kraju są takie same jak w okresie okupacji”. Chwilowy sukces okazał się więc porażką. Tym bardziej, że Watykan nie usunął biskupa z kierowania diecezją. A niebawem relacje pomiędzy PRL, a Watykanem nabrały zupełnie innego wyrazu. Papieżem został arcybiskup Karol Wojtyła, z którym wielokrotnie ksiądz biskup Tokarczuk omawiał strategię przeciwko komunistom.

Czy wy coś robicie ?

Wnet Podkarpacie, mimo bliskości sowieckiej granicy, zaczęło zdobywać coraz większą „autonomię”. Od początku drugiej połowy lat siedemdziesiątych docierali tu już emisariusze Komitetu Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Powstały pierwsze w Polsce Komitety Obrony Wierzących Ziemi Przemyskiej i najsilniejszy w Polsce ruch chłopski: Komitety Obrony Rolników. Później NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.

Trzeba było stwarzać ludziom możliwości dla działania dla dobra

– podkreśla Ksiądz Arcybiskup.

Generalnie jednak mój udział w powstawaniu tych organizacji na Rzeszowszczyźnie był znikomy. Ja tylko pokazywałem ludziom możliwości. Dzięki nim kształtowałem swoją odwagę, a oni swoją, dzięki mnie też. Te fundamenty odwagi, a później już całe budowle powstawały przy wznoszeniu kościołów, kaplic, różnego rodzaju sal katechetycznych, zamienionych na obiekty sakralne domów, strychów. Więc powstanie tych organizacji na naszym terenie było tylko konsekwencją dotychczasowych postaw ludzi i ich odwagi.

Dlatego też powstanie Solidarności nie było zaskoczeniem dla Księdza Arcybiskupa. Było oczywistością. Choć, jak dziś przyznaje, nie spodziewał się, że ruch osiągnie tak wielkie rozmiary. Od początku jednak traktował „Solidarność” jako ruch niepodległościowy. I uczył swoich kapłanów podobnego stosunku do NSZZ „Solidarność”.

Solidarność była wielką organizacją i trzeba było szybko skonkretyzować potrzeby narodu

– mówi Ksiądz Arcybiskup.

Bo wiadomo było, że komuniści nie pozwolą na długie jej trwanie w legalności. Były wówczas różne koncepcje na Polskę i uważałem to za coś zupełnie normalnego. Bo po raz pierwszy od zakończenia wojny pojawiła się wielka instytucja demokratyczna. A jak to bywa w demokracji: różne koncepcje miały prawo ścierać się. I się ścierały. Z tego wyrosło wiele inicjatyw, które w pewnym momencie musiały zejść do podziemia, ale nie zanikły. Podobnie jak wiele niezrealizowanych pragnień. Wraz z tym pragnieniem największym, które nie znikło w czasie stanu wojennego, pragnieniem wolności. To ono doprowadziło do wolnej Polski.

Stan wojenny Ksiądz Biskup uznał za początek końca totalitarnego państwa komunistów.

Byłem wtedy w Rzeszowie

– wspomina.

Jaruzelski wysłał do mnie swoich sztabowców, żeby mi wyjaśnili, co to takiego ten stan wojenny. Do dziś nie wiem, czego u mnie szukali? Usprawiedliwienia czy jakiejś deklaracji z mojej strony? Powiedziałem w trakcie rozmowy: „Podpaliliście ogień, ale nie w waszych rękach będzie już go gasić. A ja, jak trzymałem z narodem, tak i dalej będę trzymał.” Wracając tego dnia do Przemyśla widziałem, jak siły bezpieczeństwa PRL wiozły do Załęża pierwszych internowanych. Wtedy zaczynał się nowy rozdział w walce o niepodległość.

Od pierwszych chwil stanu wojennego na terenie diecezji przemyskiej powstał Komitet Pomocy Więzionym i Internowanym. Zarówno księża, jak i świeccy bardzo szeroko włączyli się w akcję pomocy ludziom związanym z „Solidarnością”.

Biskup doskonale opiekował się zespołem, który powołał. Mieliśmy z nim wiele kontaktów roboczych

– opowiada Wanda Tarnawska działająca wtedy w Komitecie.

Albo jechało się do Przemyśla, albo spotykaliśmy się, kiedy Ksiądz Biskup przyjeżdżał do Rzeszowa. [...] Bardzo doceniał rolę działań kulturalno – oświatowych. Powołał diecezjalną Radę Kultury. Złożona była ze świeckich i kilku księży. Rada miała mu podpowiadać, co jest istotne w ramach diecezji na polu kultury. W niej bowiem widział siłę. Przyjeżdżaliśmy do biskupa w stanie wojennym w przeróżnych sprawach. Począwszy od zbiórki ziemniaków dla górników, a skończywszy na akcji zbierania jajek. A potem była wymiana. Górnicy przywozili nam węgiel, a my im ziemniaki, czy inne płody rolne. W ówczesnej potwornej biedzie była to kapitalna akcja. Prowadziliśmy też różnego rodzaju zbiórki dla internowanych. Słowem robiliśmy wielką robotę pozytywistyczną. I to wszystko z inicjatywy, albo za przyzwoleniem Księdza Biskupa. Bardzo to denerwowało „esbeków”.[...]

 

Co kilka miesięcy jeździłem z Rzeszowa do Przemyśla do naszego biskupa. Kluczyłem jakiś czas. Później siadałem w poczekalni i byłem jednym z interesantów

– opowiada Adam Śnieżek, w latach osiemdziesiątych działacz podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność”.

Przyjmował mnie na końcu i później rozmawiałem z nim ponad godzinę. Czasem więcej. Mówiłem, w jakim stanie ducha jesteśmy. Czego się możemy obawiać, a czego nie. Słuchał. Czasem mówił, jak ten czy tamten problem widział ze swego miejsca. Niekiedy informował nas o nieoficjalnym stanowisku Episkopatu dotyczącym jakiegoś wydarzenia. Spotkania z Księdzem Biskupem odbywały się też w różnych innych miejscach. Dużo podróżował po diecezji, więc myśmy też jechali za nim na jakąś wioszczynę i kiedy tłum się rozrzedził, można się było spotkać. Zawsze była to przyjacielska rozmowa.

 

To człowiek bardzo opanowany. Życzliwy, ale nie ujawniający tak bardzo swoich emocji

– opowiada Lucyna Żbikowska.

Zawsze zapytał o rodzinę. Zapytał, czy jesteś zdrowy. Pogawędził. Lubił opowiadać. Pryncypialny w sprawach wiary. Zawsze w swych uprawiał „trójpolówkę”. Egzegeza tekstu biblijnego, patriotyzm, służba Kościołowi. To jest to, w czym się obracał.[...]

 

Mimo pochmurnej twarzy, Ksiądz Biskup zawsze miał poczucie humoru. Pamiętam anegdotę, bodaj z połowy lat osiemdziesiątych

- opowiada Stanisław Łakomy, działacz podziemnego Zarządu Regionu Podkarpacie władz podziemnych Solidarności

Przyjechaliśmy ze Zbyszkiem Sieczkosiem do biskupa Tokarczuka, a on do nas: „Panowie, wy coś robicie? Coś mi słabo wygląda ta wasza działalność. Będąc w Warszawie przejeżdżałem, jak zwykle, koło Komitetu Centralnego PZPR. Wiatru nie było a flaga się ruszała. To znaczy, że z nimi nie jest źle”.

 

Na pewno dorobek biskupa Tokarczuka należy do całej Polski. Choć jego misja wypełniała się tu na Podkarpaciu w obszarze ówczesnej Rzeszowszczyzny

– zapewnia Marek Wójcik.

Ksiądz Arcybiskup przyszedł na teren trudny, bo doświadczony okupacją niemiecką i sowiecką. Na bardzo trudne pogranicze. Tu jeszcze była partyzantka w połowie lat pięćdziesiątych. I podziemie, trwające w niektórych przypadkach do początku lat sześćdziesiątych.

 

Bardzo łatwo nam się było kontaktować z księżmi w całym naszym regionie Podkarpacia

– opowiada Zbigniew Sieczkoś, były działacz Solidarności.

Bo ksiądz biskup Tokarczuk miał taki zwyczaj, że kiedy wizytował parafię, to nie pytał tylko o życie stricte parafialne, religijne, ale pytał kapłanów też o życie polityczne. Jak można pomóc ludziom ? I czy kapłani wspierają tych, którzy zajmują się szeroko pojętą działalnością polityczną ? Pomoc działaczom „Solidarności”, to był swoisty nakaz moralny. Ale też zawsze się o ludzi upominał, kiedy komuś podwinęła się noga i wpadł. Dotyczyło to w takim samym stopniu kapłanów, jak i świeckich.

Ksiądz Arcybiskup obrusza się na słowa uznania. Uważa, że to, co robił wynikało z normalnej pracy duszpasterskiej.

Starałem się, by zarówno świeccy, jak i księża czuli się bezpieczni. Byłem dostępny nieomal dla każdego. Zawsze tak było

– podkreśla abp Tokarczuk.

Dzięki temu nie traciłem kontaktów z ludźmi. Uważałem zresztą, że inna jest relacja ludzi ze mną, a inna z kancelarią. Więc chciałem wiedzieć jak najwięcej. Jeśli istniała potrzeba, to stawałem w obronie zarówno świeckich, jak i księży. Jak u któregoś z księży była rewizja, to żądałem nakazu od SB, czy milicji. Jak któregoś z księży aresztowano, to pisałem listy protestacyjne do SB czy milicji. Często zarzucałem im łamanie prawa. Stawałem w obronie pokrzywdzonych. Uważałem, że powinni wiedzieć, że wiem, co się z nimi dzieje. I że chociaż w ten sposób z nimi jestem. Bo w życiu człowieka najważniejsza jest obecność drugiego.

Sam Ksiądz Arcybiskup również nieraz doświadczył siły współobecności swoich wiernych. Przez całe lata osiemdziesiąte komuniści co i rusz podejmowali kolejne akcje skierowane przeciw niemu. Nie cofali się nawet przed najbardziej ohydnymi prowokacjami. Jedną z nich było oskarżenie go o współpracę z gestapo. Oszczerstwo to rzucił na Księdza Biskupa podczas procesu sądowego morderców księdza Jerzego Popiełuszki jeden ze zbrodniarzy, Grzegorz Piotrowski.

Tak, to był celny strzał

– przyznaje Ksiądz Arcybiskup.

Bo po miłości do Boga, zaraz jest u mnie miłość do ojczyzny i rodaków. Zabolało mnie. Ale też wielką radość sprawiła mi postawa ludzi. Nie zawiedli mnie. Do dzisiaj uśmiecham się na widok setek tysięcy podpisów pod listem protestacyjnym skierowanym w mojej obronie. Przeciwko temu oszczerstwu. Prawie pół miliona podpisów leży w archiwum diecezji. Za to dziękowałem ludziom. I dziękuje do dziś.

 

Kiedy w Polsce niepodległej zostałem szefem naszego oddziału Urzędu Ochrony Państwa odziedziczyłem ciężar dokumentów po SB, milicji

– opowiada Michał Stręk, działacz podziemia lat osiemdziesiątych.

Przyjechałem pewnego dnia do Księdza Arcybiskupa mówiąc, że stawiłem się do niego po pomoc. Choć w żadnym wypadku nie mogłem powiedzieć mu o żadnych szczegółach. Chciałem, by mi choć trochę zabrał tego ciężaru, który mnie przytłaczał. Widziałem sporo nazwisk ludzi współpracujących z SB. A przecież człowiek funkcjonował w idealistycznym przekonaniu, że wszyscy są bohaterami. I nagle taka konfrontacja. Okazało się na przykład, że jeden z moich kolegów był kapusiem. A ja nie mogłem nikomu tego wyjawić. Nie mogłem się z tym do nikogo zwrócić. Nie mogłem też powiedzieć Księdzu Arcybiskupowi żadnych konkretów, bo przecież obowiązywała mnie tajemnica państwowa. Ale i tym razem okazało się, jak wielkim jest człowiekiem. Jak wielkim kapłanem, który potrafi mówić, uspokoić, dać siłę nie znając szczegółów. On mi zabrał wówczas wiele ciężaru.

Wybory w 1989 ks. bp Tokarczuk przyjął z wielką radością. Jednak późniejsze „kolegowanie się” Mazowieckiego i jego rządu, a także gremialne przebaczenie komunistom ich zbrodni uznaje do dziś za wielki błąd. Jak podkreśla, postępując w ten sposób, rząd budował początki niepodległego państwa pozbawiając je elementów etyki.

A bez tego nie można budować godnego, silnego państwa. I to jest naszą klęską

– podkreśl.

Bowiem było to wbrew własnemu interesowi. Przestrzegałem i przestrzegam, przed brakiem etyki w polityce. Zarówno za komunistów, jak i później, byłem za to krytykowany. Mówiono mi, że mówię ostro, że jestem radykalny. A ja mówiłem tylko otwarcie. Jednak kiedy patrzę z perspektywy siedemnastu lat, jakie upłynęły od 1989 roku, to myślę, że nie jest źle z naszym narodem. Czasem nawet lepiej, niż z jego politykami. Daje się bowiem zauważyć wzrost poczucia odpowiedzialności za państwo. Brakuje nam wprawdzie jeszcze spokojnego używania rozumu. I realnego patrzenia na życie. A także dobrej koncepcji człowieka. Jednak, żeby to osiągnąć, trzeba sięgać do korzeni wiary.


Choć więc, według Księdza Arcybiskupa, ruch Solidarności zdał egzamin, jednak dziś zadaniem powinno być budowanie solidarności międzynarodowej.

Tymczasem oni nieco osiedli

– mówi Arcybiskup.

Nie ma naszej ekspansji katolicyzmu na Zachód. A „Solidarność” przecież wyrosła na ruchu chrześcijańskim, na katolickiej nauce Kościoła. Choć było w niej wiele wątków socjalistycznych. Uważam, że Polska dzisiaj, podobnie jak to robi dziś na Ukrainie, Białorusi czy w Rosji, powinna eksportować katolicyzm na Zachód. I to jest nasze zadanie. Wiele robi Polska młodzież, ale nasze możliwości są większe.

Trzeciego maja 2006 roku ksiądz arcybiskup Ignacy Tokarczuk, emerytowany metropolita przemyski, został odznaczony przez prezydenta, Lecha Kaczyńskiego najwyższym odznaczeniem RP - Orderem Orła Białego. Po dekoracji Ksiądz Arcybiskup powiedział m.in. [Ten order]: „Jest uznaniem dla mojego kochanego Polskiego Narodu, który nigdy nie lękał się komunistów, lecz zawsze był wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie, i służył wiernie z miłością i odwagą".

Mateusz Wyrwich
"Kapelani Solidarności" t. 2

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.