O tym, że zwierzęta przemawiają w Wigilię ludzkim głosem wiadomo od dawna. Ale dlaczego akurat w święta Lech Wałęsa zwierza się z trudów swego żywota, pozostanie zagadką biblistów. Niemniej historia warta jest odnotowania.
Były prezydent uraczył Polską Agencję Prasową wzruszającą opowieścią, o tym jak pełne znoju i poświęceń jest obwożenie Lecha Wałęsy – czyli samego siebie – po wielkim świecie.
Ograniczam wyjazdy maksymalnie. Odmawiam więcej, jak przyjmuję zaproszeń, dlatego, że rzeczywiście czuję się zmęczony
– skarży się noblista.
Mimo narzucenia ograniczeń, skala poświęceń i tak jest olbrzymia. Jak zaznacza PAP, prawie 2,5 miesiąca w tym roku Lech Wałęsa przebywał za granicą: był w kilku krajach europejskich, na Filipinach, Maroku oraz dwukrotnie w USA. Dochodzą do tego wyjazdy po Polsce, w których spędził półtora miesiąca.
Coraz gorzej to znoszę – podkreśla Wałęsa.
Ale od czego głowa. Znany z walorów intelektu dawny przywódca „Solidarności” znalazł sposób na łagodzenie trudów podróży.
Staram się łączyć przyjemne z pożytecznym tzn. wykonać główne zadanie, które wiąże się z wyjazdem, ale zawsze staram się też dzień, dwa odpocząć z boku. I może dlatego to jeszcze jakoś wytrzymuję
– zdradza Wałęsa.
Szczerze wyznaje przy tym, że niebagatelne znaczenie mają komfortowe warunki, w jakich podróżuje.
Na długich trasach, jak wchodzę do samolotu, ubieram się w piżamę. Jest fotel, który rozkłada się jak łóżko, przychodzi ktoś z obsługi kładzie prześcieradło, ścieli to, daje piżamę i prawie wszyscy, bo obowiązku nie ma, w tej klasie się przebierają
- opowiada Wałęsa.
Przed zaśnięciem odrobina przyjemności.
Trochę też pooglądam filmów. Lubię filmy przyrodnicze, o archeologii. W niektórych samolotach jest internet, więc korzystam też z komputera
– zaznacza b. prezydent.
Zgodnie z ustaleniami PAP, najdłuższy wyjazd Wałęsy w tym roku, trwający 17 dni, to kwietniowa podróż do USA przy okazji szczytu laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Tylko o dzień krótszy był prywatny pobyt w końcu stycznia i pierwszej połowie lutego w Chicago i w Miami na Florydzie, gdzie od kilkunastu lat Wałęsa - z wrodzoną skromnością - wypoczywa w elitarnym, luksusowym hotelu.
Na co dzień jest tam wielu milionerów i innych ważnych osób. Atmosfera jest spokojna, nikt nie przeszkadza, nie jest specjalnie nachalny. 20 metrów do oceanu, cudowne miejsce. Biorę tam kijki nordic walking, tak ze cztery godziny z nimi spaceruję, dwie godziny w basenie, a reszta komputer i spanie
– opisuje Wałęsa.
Gorzej z podróżami „służbowymi”, podczas których nie zawsze trafi się basen. B. prezydent przyznaje, że żadna z jego rozlicznych eskapad, nawet tych starszych, nie utkwiła mu szczególnie w pamięci.
Generalnie, wszystko jest podobne. Wszędzie ode mnie wymagają, żebym się określił: powiedział coś o przeszłości i przyszłości. Może gdybym jeździł bardziej na luzie, to lepiej bym zapamiętał. W gruncie rzeczy jestem dowożony i odwożony
– wyznaje.
Noblista nie pomija w swej opowieści kluczowej sprawy pakowania walizek. Jak zaznacza, zawsze robi to sam.
Nigdy mnie żona nie pakowała i nie pakuje. Tu jestem absolutnie niezależny
– zapewnia.
I dorzuca garść szczegółów:
Patrzę na program pobytu i wtedy pakuję się, bo jak widzę, że np. będzie gdzieś bal to trzeba wziąć smoking, czy frak. Ważny jest też oczywiście klimat w danym miejscu.
Jak widać na załączonym obrazku, Lech Wałęsa w tej dziedzinie jest prawdziwym mistrzem. Nikt tak jak on nie potrafi wyczuć klimatu miejsca.
JKUB/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/147398-szczere-wyznanie-walesy-na-dlugich-trasach-jak-wchodze-do-samolotu-ubieram-sie-w-pizame-nielatwe-jest-zycie-noblisty