NASZ WYWIAD: Chcą zniszczyć wartości, moralność, religię, rodzinę, zatem wszystko to, co czyni człowieka silnym, co pozwala zbudować mu silną tożsamość - uważa Barbara Stanisławczyk

Fot. Sxc.hu
Fot. Sxc.hu

wPolityce.pl: W ubiegłym tygodniu Polska podpisała Konwencję RE o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Czy zgadza się Pani z hasłem zwolenników Konwencji, że przemoc ma płeć?

Barbara Stanisławczyk, pisarka i reportażystka: Zależy jak zdefiniujemy przemoc. Jeśli przyjąć, że mówimy tylko o przemocy fizycznej, to generalnie można się zgodzić, że to gównie kobiety padają jej ofiarą, choć to też jedynie generalizacja, wiemy, że są odstępstwa od tej reguły. Przyjmując jednak, że to mężczyzna jest agresorem, pozostaje pytanie o przyczyny agresji, często wywołują ją, świadomie lub nieświadomie, same kobiety. Przemoc psychiczna prowadzi zaś do przemocy fizycznej. Wiele na ten temat mogą powiedzieć psychiatrzy, dlatego zwykle leczą całe rodziny, a nie tylko jednego jej członka. Gdy zaś chodzi o przemoc psychiczną, myślę, że można tu mówić o pełnym równouprawnieniu. Podobnie jak w przypadku przemocy wobec dzieci. Obydwie płcie mają w tym swój udział. Czytając Konwencję mam jednak obawy, że pojęcie przemocy zostanie rozszerzone na sferę przekonań, poglądów, wyznawanych wartości  i że te będą z góry ustalone,  gwarantowane prawnie i pilnowane metodami administracyjnymi i policyjnymi. Przyjrzyjmy się choćby artykułowi 12.1 Konwencji, który mówi: „Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych  i kulturalnych wzorach zachowań kobiet i mężczyzn, w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych  praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”. Zatem wychowanie dzieci w tradycyjnym systemie wartości, zgodnie z zasadami religii i chrześcijańskiej moralności, która jest obwiniana przez lewicowo-liberalne środowiska za poniżanie kobiet i przypisywanie im podrzędnej roli, w myśl Konwencji może być zakazane, a nawet karane jako element przemocy. Czy więc to urzędnicy mieliby decydować i egzekwować metody wychowawcze, odbierając tym samym władzę rodzicom i możliwość wychowania potomstwa w systemie wartości, który sami wyznają, aż do momentu osiągnięcia przez dzieci dojrzałości? To tylko jeden przykład zagrożeń, jaki moim zdaniem Konwencja niesie. Widzę w nim jednocześnie zaprzeczenie tolerancji, głoszonej przez te same środowiska. Wygląda bowiem na to, że tolerancja dotyczy tylko zachowań i poglądów, które przez te środowiska są oczekiwane i promowane, w stosunku do innych zaś dopuszcza się nie tylko brak tolerancji, ale nawet ich zwalczanie.

 

Zdaniem zwolenników konwencji, dotychczasowy ład społeczny się nie sprawdził, bo nie wyeliminował przemocy, więc trzeba go zmienić. Potrzebne jest więc coś na kształt rewolucji społecznej. Do czego może ona doprowadzić?


Mieliśmy już próbę budowania świata idealnego, opartego na pięknie przecież brzmiących hasłach „równości, wolności i braterstwa”. Dziś nazywamy go totalitaryzmem. W założeniach okazał się utopią, w realizacji koszmarem, który kosztował życie wielu milionów ludzi, dla innych cierpienia, poniżenie, cofnięcie w rozwoju cywilizacyjnym. System, który zakładał, że człowieka można wyrwać z rodziny, „zakodować” zgodnie z założeniami systemu. Totalitaryzm komunistyczny upadł nie tylko dlatego, że nierealne były jego założenia ekonomiczne, upadł ponieważ działał wbrew naturze człowieka. Zakładał, że człowieka i jego potrzeby można dowolnie kształtować. A tak nie jest, z czym zgodzili się nawet liberalni i lewicowi naukowcy, jeśli są tylko i aż naukowcami, a nie ideologami lewicy. Zgodzili się, że człowiek jest kształtowany kulturowo, ale że istnieje „stan pierwotny”, podstawowy i on jest niezmienny. To jest właśnie natura człowieka, która zawsze da o sobie znać. Teraz, między innymi za pomocą Konwencji, mamy nową próbę totalnego zapanowania nad człowiekiem, przy założeniu, że może się to udać, jeśli „stworzy się” go na nowo. Wyrwie z cywilizacyjnych ram, które poza naturą, go ukształtowały, a najlepiej zniszczy te cywilizacyjne ramy, czyli zniszczy system wartości, moralność, religię, rodzinę, zatem wszystko to, co czyni człowieka silnym, co pozwala zbudować mu silną tożsamość. W zamian powie mu się, że może wszystko, nawet wybrać sobie płeć, że może zastąpić Pana Boga, bo przecież Boga w ideologii lewicowej nie ma, człowiek jest sam dla siebie Bogiem, że ma pełną wolność i jest najważniejszy, on sam, człowiek-indywiduum. Tyle tylko, że już siedemdziesiąt lat temu Erich From wykazał, że taka wolność jest w rezultacie ucieczką od wolności, prowadzi do poszukiwania autorytetów zewnętrznych, że ową teoretyczną wolność może zapewnić tylko silny system z udziałem środków karnych i że w rezultacie ów nadmiar źle pojętej wolności prowadzi do totalitaryzmów, między innymi doprowadził do faszyzmu.

 

Jakie Pani zdaniem są inne, lepsze sposoby na zapobieganie przemocy wobec kobiet niż niwelowanie różnic płci?


Najlepszym i najskuteczniejszym strażnikiem człowieka jest jego moralność i sumienie; spójny system wartości. A te stworzyła, pielęgnuje i rozwija cywilizacja, w której żyjemy. Jednak żaden system, ani moralny ani administracyjno-policyjny, nie daje stuprocentowej gwarancji wyeliminowania zła, gdyż człowiek w swej istocie jest ułomny. Ma też naturalną tendencję do eksplorowania świata i próby zapanowania nad nim, co przynosi nie tylko dobre skutki, ale i złe. Ale to właśnie system moralny pozwala człowiekowi kierować się ku dobru, unikać pokus, a tym samym budować własną siłę psychiczną. Człowiek słaby, zalękniony wewnętrznie, pogubiony jest agresywny, o czym wiedzą psychologowie i psychiatrzy. A taki właśnie jest „człowiek ponowoczesny”, czyli wytwór myśli lewicowo-liberalnej. Rozpychanie granic swobód obyczajowych, taka wolna amerykanka w tej dziedzinie, oderwanie seksu od miłości, prowadzi do utraty godności człowieka, w tym kobiety, do zatarcia wzajemnego szacunku mężczyzny i kobiety. Człowiek, któremu wmówiono, że wszystko mu wolna, ”róbta co chceta”, a od którego potem oczekuje się odpowiedzialności, poczucia obowiązku i respektowania zasad, staje się zły i agresywny w stosunku do tego, kto mu te zasady próbuje narzucić. Większość zaś kobiet, zwłaszcza po urodzeniu dzieci, oczekuje i narzuca zasady i ograniczenia, a potem się dziwi. Jesteśmy szanowani na tyle, na ile sami się szanujemy.

Człowiek wychowany w rodzinie, niekoniecznie najlepszej, ale w rodzinie, mający silne wzorce społeczne, człowiek wiedzący co to dobro i co to zło,  jest silniejszy od tych, którzy tego odniesienia nie mają. Człowiek wiedzący kim i czym jest. Znający swoje ograniczenia. Ta wiedza, ta świadomość paradoksalnie daje siłę. Złudne poczucie wszechmocy prowadzi do zagubienia. O czym nawet pisze guru lewicy, Zygmunt Bauman. Opisywany świat ponowoczesnego człowieka, przeraża nawet samego autora, twórcę postmodernizmu. Najlepszym, najbezpieczniejszym dla siebie i innych jest człowiek pilnujący się sam, a więc człowiek moralny, wychowany do życia w rodzinie, we wspólnocie,  potrafiący kochać innych, nie tylko siebie i potrafiący, kiedy trzeba, dla innych się poświęcać. Nie egoista, który pragnie wszystkiego, a więc w rezultacie nie wie czego chce. Jeśli człowiek nie upilnuje się sam, nie powstrzyma swoich złych instynktów, złości, żaden system karny i żadna policja tego nie załatwi, może kogoś takiego ukarać, ale go nie powstrzyma przed złem. Skuteczny system prewencyjny oznaczałby system opresji, totalnej inwigilacji. Trzeba więc wzmacniać wartości, na których jest zbudowana nasza cywilizacja, wzmacniać samą cywilizację, a nie ją niszczyć. Bo w ten sposób nawet ideolodzy lewicy podcinają gałąź,  na której siedzą. Miękkie lądowanie w postaci zastępczych systemów ideologiczno-filozoficznych, realizowanych za pomocą politycznej poprawności jest tylko doraźną ułudą. Owieczka Dolly umarła za młodu, a nowej nie wyprodukowaliście.

 

Wprowadzenie Konwencji nie wiąże się w zasadzie z wprowadzeniem żadnych nowych instrumentów prawnych, wiąże się za to z dużymi kosztami, m.in. na administrację np. po stronie urzędników. Może więc lepiej byłoby te pieniądze inaczej wydać?


Oczywiście, że tak. Te szacowane 200 mln złotych, które kosztowałoby wprowadzenie Konwencji warto przeznaczyć na politykę prorodzinną, bo tylko taka uratuje nas przed klęską demograficzną, jaka wisi nad Polską. Polska wymiera. Trzeba sprawić, by Polacy chcieli i mogli rodzić dzieci, a także, by rodzice mieli więcej czasu na wychowywanie potomstwa, a nie zastępować ich, powierzając wychowanie urzędnikom i funkcjonariuszom. Przerabialiśmy to już w komunie, otrzymaliśmy wytwór zwany  homo sovieticus. Naziści też wychowywali sobie pokolenie morderców, wyrywając ich z rodziny. Nie chcemy już więcej ludzi bez właściwości. Tacy są groźni. Zamiast więc opłacać rzesze „emisariuszy”, którzy będą uczyć w szkołach „niesteoretypowych ról płci”, czyli de facto promować homoseksualizm i transseksualizm, trzeba wzmocnić system zwykłej edukacji, która wykształci mądrego, silnego  człowieka o wszechstronnej wiedzy. Taki poradzi sobie w świecie, niezależnie czy jest homoseksualistą czy heteroseksualistą, czy jest mężczyzną czy kobietą. Poradzi sobie sam, bez pomocy „emisariuszy” i sam wychowa dobrze dzieci. W przypadku marginesu patologii zawsze można się posłużyć istniejącym systemem prawnym, ewentualnie w razie potrzeb zaostrzonym.

 

Dla kogo jest w istocie korzystne wprowadzenie Konwencji?


Konwencja wpisuje się w próbę budowania globalnego społeczeństwa lewicowego, oderwanego od tradycji, narodu, korzeni cywilizacyjnych, religii, bez spójnego systemu wartości. To jest kreacja człowieka ponowoczesnego, czyli człowieka bez właściwości – nawet właściwości płciowych, z elastycznym kręgosłupem moralnym, a więc człowieka łatwo sterowalnego. Żywej maszyny do wykonywania zadań podsuniętych przez wzorce świata ponowoczesnego i sztucznie kreowane w tym celu „autorytety”, zwane inaczej idolami, których w razie potrzeby łatwo zastąpić innymi. Bo to są autorytety zbudowane nie na systemie wartości i bezwzględnych ponadczasowych osiągnięciach, ale na słupkach popularności, a te są we władzy mediów, wystarczy kogoś odpowiednio często pokazywać i promować. Trudno powiedzieć, czy ten eksperyment jest celem samym w sobie, czy cel jest głębszy. Twórcy ponowoczesnej filozofii i ideologii zapominają jednak, że istnieją  inne cywilizacje, które z Zachodu biorą co najwyżej nowe technologie, natomiast wartości, na których „stoją”, pielęgnują. Oby te cywilizacje się nie zderzyły. Tego się boję najbardziej.

Rozmawiała DLOS

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych