Rybiński: Przygotujmy się na trudny rok. "Przewiduję, że Polska nigdy nie wejdzie do strefy euro"

fot. J. Michalski/TVN 24
fot. J. Michalski/TVN 24

Przygotujmy się na trudny, 2013 rok - mówi prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista, b. wiceszef NBP w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w TVN 24.

Niektórzy rekomendują, aby kupić trochę konserw i słoików, tak na wszelki wypadek. Na przykład szef dużego funduszu hedgingowego w Stanach Zjednoczonych twierdzi, że tak trzeba robić

- mówił pół żartem, pół serio Rybiński.

Nie sądzę, aby tak źle było w Polsce, ale z pewnością będzie to trudny rok

- dodał.

Rybiński widzi analogię między obecną sytuacją gospodarczą Polski a tą z lat 2001-2002, kiedy w Polsce silnie wzrosło bezrobocie, głównie w wyniku kryzysu w Rosji. Jego zdaniem czekają nas masowe zwolnienia, głównie w sektorach: bankowym i budowlanym. Tę drugą branżę ma dotknąć wręcz "masakra".

Produkcja budowlana spada w tempie 11 proc., jeżeli firmy bankrutują workami i szacuje się, że zwolnienia sięgną w perspektywie najbliższego roku 200 tys. osób, to można mówić o masakrze w tym sektorze

- ocenił Rybiński.

I dodaje, że niestety nie widać znikąd nawet oznak zmiany tego trendu.

Inwestycje publiczne są wygaszane, bo środki unijne się kończą, a mieszkań tyle nabudowano, że zapasy starczy na dwa lata i nie będzie się budowało nowych mieszkań.

Rybiński zakłada, że recesja w ciągu najbliższych dwóch lat spowoduje, że polski dług publiczny wzrośnie.

Według metodologii unijnej przekroczy 60 proc. PKB

- szacuje ekonomista.

W tej sytuacji, jego zdaniem Polska nie będzie miała szans, by przyjąć euro.

Przewiduję, że Polska nigdy nie wejdzie do strefy euro, chyba, że zmienią kryteria i pozwolą na to krajom z długiem powyżej 60 proc. PKB - powiedział Rybiński.

Zaznaczył, że Polska nie powinna się pchać do strefy euro, bo to "dom, który może się zawalić", a już na pewno będzie zmagać się z głębokim kryzysem.

A jak podkreśla Rybiński - sytuacja budżetowa Polski jest bardzo zła.

Już teraz widać, że wpływy z niektórych bardzo ważnych podatków spadają nominalnie. Z podatku VAT będzie 2-3 proc. wpływów mniej niż rok wcześniej, a w przyszłym roku jeszcze mniej

- powiedział ekonomista.

Z sarkazmem i oburzeniem komentuje pomysł ministra finansów, który zakłada 1,5 mld zł z mandatów, które będą wlepiane przez mandatowozy.

To już jest śledzenie, ściganie, szczucie obywateli, to już jest opresyjne państwo, Takich działań nie akceptuję. Dla mnie jedyny sens jest taki, że brakuje pieniędzy w budżecie - mamy 450 tys. urzędnikom - trzeba im z czegoś pensje zapłacić. Wysyłamy mandatowozy, żeby ścigać ludzi na ulicach i te pieniądze się wtedy znajdą. Ale pamiętajmy, jak nam zabiorą te pieniądze z kieszeni, to będziemy mieli mniej na wydanie w sklepach i koniunktura siądzie, więc to ma też druga stronę ten medal - ostrzegł ekonomista.


kim, TVN 24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych