Dr Grażyna Przybylska-Wendt w trzeciej części przygotowanej dla portalu wPolityce.pl analizie prezentuje wnioski, jakie płyną ze zdjęć z miejsca katastrofy, które zostały ujawnione w mediach.
W dwóch pierwszych częściach dr Przybylska-Wendt wskazywała, jak powinny być prowadzone działania na miejscu katastrofy, jak wiele informacji można dzięki temu pozyskać oraz opisywała procedury sekcyjne, a także te związane z ekshumacjami. Poniżej stawia wnioski, jakie płyną z analizy zdjęć z miejsca katastrofy.
W opisie wielu fotografii ekspertka zwraca uwagę na bardzo duże zniszczenia, jakim uległ samolot w czasie katastrofy:
Spośród siedemnastu okazanych do opisu zdjęć katastrofy smoleńskiej - sześć przedstawia ujęte fragmentarycznie, najprawdopodobniej pobliskie sobie miejsca rozbicia się samolotu. Liczne, różnej wielkości elementy wraku, niektóre znacznie rozdrobnione, inne większe, części najprawdopodobniej z wnętrza samolotu, między innymi dość duże fragmenty foteli, połamane gałęzie drzew i strzępy tkanin leżące na trawiasto-ziemistym podłożu - sprawiają wrażenie pobojowiska ze znacznym rozrzutem i rozdrobnieniem samolotu i jego części.
Inne zdjęcia przedstawiają m.in. zwłoki ofiar. We wnioskach końcowych raportu dr Grażyna Przybylska-Wendt zaznacza:
O ile dać wiarę powszechnie dostępnym informacjom, że po katastrofie we względnie dobrym stanie zachowały się zwłoki tylko 20 osób - a ze zdjęć wynika, że miały podobne obrażenia, sugeruje to, że mogły ich doznać w podobny sposób. Dalszym wnioskiem może być taki, że siedziały one obok siebie i wypadły z samolotu w podobnym miejscu.
Z powyższych danych wyłania się kolejny wniosek natury ogólnej: jeżeli zwłoki jedynie 20 osób zachowały względną całość anatomiczną to ciała pozostałych 76 osób były najprawdopodobniej (o czym donosiły media na podstawie badań komisji Millera) uszkodzone w znacznie większym stopniu. Ich rozrzucone znacznie dalej od wraku fragmenty były znajdowane jeszcze jakiś czas po katastrofie.
Powstaje pytanie: czy do tak bardzo rozległych obrażeń aż 76 osób doszło jeszcze w samolocie, w momencie jego ewentualnego rozpadu przed zetknięciem się z ziemią, czy na zewnątrz samolotu, po gwałtownym - pod wpływem bardzo znacznej siły - wyrzuceniu z niego ciał, na znaczną wysokość i odległość (co też mogłoby tak rozległe, wielokrotne zniszczenia ciał wytłumaczyć)?
Zestawienie na podstawie zdjęć 20 zwłok z medialnymi opisami innych ciał może wskazywać, że w momencie katastrofy osoby, których ciała zostały znacznie zniszczone, znajdowały się w takiej części samolotu, która uległa znacznie rozleglejszemu uszkodzeniu niż ta, z której zwłoki zachowały się w dość dobrym stanie (opisane wyżej). Przyczyny różnicy w mechanizmie uszkadzania się samolotu w katastrofie, bez wzięcia pod uwagę, poza danymi technicznymi – także danych o jakich mówią zwłoki pasażerów – z całą pewnością ustalić będzie trudniej.
Uwidocznione na zdjęciach obrażenia, podobne jak u tak wielu osób świadczą, że powstały w podobnych okolicznościach i w podobnym czasie. W świetle powszechnie dostępnych danych – okolicznościami tymi była katastrofa lotnicza w dniu 10.04,2010 r. Ocena przyczyny katastrofy nie leży w kompetencji medycznej. Mimo podobieństwa i rozległości obrażeń, śmierć poszczególnych osób następowała w zróżnicowany od siebie sposób i z w różnym, ale mierzonym w sekundach, co najwyżej w kilku minutach, czasie. Nie wydaje się być możliwym, aby którakolwiek z osób w chwili doznawania obrażeń była ich świadoma lub odczuwała ból. Zakresu świadomości przed wypadkowej – nie da się określić. Pozostają domysły.
Ogólnikowe co prawda, ale dane przenikające do mediów, dotyczące rozpoznań posekcyjnych stawianych przez obducentów (lekarzy wykonujących sekcje), a określających przyczyny zgonu poszczególnych osób pokazywały, że rozpoznania te były niemal jednakowe i sprowadzały się przeważnie do określenia "uraz wielonarządowy".
Faktycznie osoby, które ucierpiały w tej katastrofie, doznały urazów wielonarządowych, ale u każdej z nich co innego spowodowało bezpośrednio zgon. U niektórych obrażeń było tak wiele, że każde z nich oddzielnie również przyniosłoby śmierć, ale nie można w takich sytuacjach, gdzie zwłok jest duża ilość, potraktować rozpoznania zbiorczo. A wydaje się, iż w tym przypadku tak właśnie było. A to jest znaczne uproszczenie, tzw. pójście na łatwiznę. Rozpoznania powinny być bowiem zróżnicowane chociażby dlatego, aby móc potem udzielać odpowiedzi na uszczegółowione pytania, poza tym, co ważne, z ludzkiego szacunku dla poszczególnych osób, które należy traktować indywidualnie.
Z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że w znacznym stopniu prawidłowemu kierunkowi śledztwa na jego początkowym etapie tzn. bezpośrednio po katastrofie, nadałyby wyniki rzetelnie przeprowadzonych oględzin i sekcji wszystkich zwłok wraz z badaniami dodatkowymi anatomopatologicznymi i chemicznymi, między innymi krwi na zawartość alkoholu co jest przy gwałtownych zgonach, bez względu na ich okoliczności badaniem rutynowym, nawet u dzieci. Tymczasem z licznych doniesień i znanych faktów wynika, że sekcje wykonane były pobieżnie, niewiadomo czy dotyczyły wszystkich zwłok, dokonywali je lekarze prawdopodobnie patolodzy a więc nie medycy sądowi, niewiadomo też czy był ze zwłok pobrany stosowny materiał (treści zabrudzeń z różnych miejsc).
Jeżeli oględziny i sekcje przeprowadzano by według obowiązujących zasad, z wszelkimi prawidłami i zgodnie z wiedzą sądowo-medyczną w tym zakresie - to oględziny na miejscu katastrofy trwałyby znacznie więcej godzin, niż trwały. Po drugie nie byłoby technicznej możliwości, aby sekcje wszystkich osób wykonano jednego, następnego dnia po katastrofie. A według oficjalnych doniesień już w poniedziałek poinformowano polskich przedstawicieli i rodziny ofiar, że jest po sekcjach, rozpoczęto identyfikacje wraz z pośpiesznym chowaniem ciał do trumien, bez możliwości ich otwierania w Polsce. Taka informacja była bardzo wyraźna, pozostaje w pamięci ludzi ponieważ wielu, żeby nie powiedzieć wszyscy ją słyszeliśmy. Panowało wtedy powszechne przekonanie, że ten oficjalny zakaz obowiązuje. Z perspektywy czasu widać, że wiele danych zostało tym sposobem zaprzepaszczonych.
Dr n. med. Grażyna Przybylska-Wendt
specjalista medycyny sądowej i anestezjologii
Opracowanie przygotowane przez doktor Przybylską-Wendt oparte jedynie na dostępnych publicznie w mediach materiałach pokazuje, jak wiele informacji można ustalić mając wiedzę o tym, jak wyglądało miejsce tragedii smoleńskiej. Analiza zaledwie kilkunastu zdjęć postawić niezwykle istotny wniosek - uszkodzenia, jakich doznały ofiary katastrofy smoleńskiej, sugerują, że rządowy samolot w Smoleńsku rozpadał się w sposób nierównomierny. Ten wniosek idzie w tym samym kierunku co ustalenia innych ekspertów, zajmujących się przebiegiem katastrofy smoleńskiej. Oni również wskazywali, że wewnątrz samolotu doszło miejscowo do wytworzenia wysokiego ciśnienia, które działało na samolot oraz pasażerów.
Oprac. saż
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/146896-tylko-u-nas-wnioski-lekarza-specjalisty-medycyny-sadowej-po-analizie-zdjec-ze-smolenska-znaczace-roznice-w-obrazeniach-ofiar