NASZ WYWIAD. Prof. Waldemar Paruch: słuchając niektórych wypowiedzi nie sposób uniknąć wrażenia, że ich autorzy przyjmują niemiecki punkt widzenia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Maciej Kulczyński
Fot. PAP / Maciej Kulczyński

Na głowę Jarosława Kaczyńskiego posypały się gromy ze strony mainstreamowych mediów i rządzących polityków za to, że kolejny raz przypomniał o nierównowadze między prawami Niemców w Polsce i Polaków w Niemczech.

Nikt z atakujących lidera opozycji nie zastanowił się nawet, czy Kaczyński po prostu nie ma racji - mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Waldemar Paruch, politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.

 

wPolityce.pl: Co pan sądzi o reakcjach politycznych i medialnych po słowach Jarosława Kaczyńskiego o nierówności w statusie Polaków w Niemczech w porównaniu z sytuacją Niemców w Polsce?

Prof. Waldemar Paruch: Zastanawiające jest w tych reakcjach odejście od dwóch kwestii: od sytuacji wewnętrznej w obu krajach. Trudno jest oceniać problem mniejszości niemieckiej w Polsce nie biorąc pod uwagę interesów Rzeczypospolitej. A słuchając niektórych wypowiedzi, nie sposób uniknąć wrażenia, że ich autorzy przyjmują niemiecki punkt widzenia, albo przynajmniej unijny. Niebezpieczne jest też łączenie dwóch kwestii: statusu mniejszości niemieckiej w Polsce i statusu mniejszości polskiej na Litwie. To są kompletnie niepołączalne sprawy. Zastanawiające jest również niebranie pod uwagę tego, że z roku na rok przyrasta w Niemczech liczba Polaków, którzy tam się osiedlają. Brak obrony ze strony władz Rzeczypospolitej ich interesów powoduje, że zostają tam pozostawieni sami sobie wobec państwa niemieckiego, które wcale nie ma obowiązku realizowania praw zbiorowości etnicznych. A przecież nie wszyscy tam wyjeżdżający czują się Niemcami.

Warto też pamiętać o tym, że Polacy mieli w Niemczech status mniejszości w drugiej połowie lat 30., a więc w warunkach państwa totalitarnego. Ograniczenie tych praw nastąpiło dopiero wówczas, gdy III Rzesza uznała Polskę za państwo wrogie.

 

O czym świadczy tak histeryczna reakcja na słowa szefa PiS?

Po pierwsze – o niezrozumieniu pojęć. Po drugie, uznawanie tego, co jest nienormalne (nierówny status Polaków w Niemczech na tle statusu Niemców w Polsce – przyp. red.) za normę. Dochodzi do pomieszania pojęć.

Pytanie brzmi, na ile wynika to z nieznajomości rzeczy, kontekstu i konsekwencji, jakie to może przynieść w ciągu najbliższych lat oraz z przyjmowania w Polsce punktu widzenia państw obcych - czy to Niemiec, Rosji czy Wielkiej Brytanii, co jest – moim zdaniem – błędem.

 

U części dziennikarzy możemy zrozumieć tak niedojrzałe reakcje, bo mogą wynikać z ich niedouczenia, niedoczytania czegoś. Jednak politycy powinni mieć świadomość tego, że Kaczyński mówi rzeczy racjonalne.

Nie zgadzam się z tym, co pan powiedział o dziennikarzach. Ich też obowiązuje solidność wiedzy. Jeśli dziennikarz jej nie ma, to powinien ją zdobyć zanim zacznie coś opisywać, czy przekazywać jakieś informacje. Jednak rzeczywiście czym innym jest zachowanie władz państwa polskiego, generalnie polityków. Jeśli oni na forum publicznym wypowiadają się nie broniąc interesów Polaków w Niemczech, to mamy problem.

 

Jakim partnerem negocjacyjnym są Niemcy? Czy skwapliwie skorzystają z tego, jak wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego jest komentowana w Polsce?

Niemcy są bardzo twardym negocjatorem. Podobnie zresztą jak Rosja, bo oba kraje mają długą tradycję dyplomacji. Angela Merkel jest jednym z wybitniejszych niemieckich polityków w ciągu ostatnich dekad, a nawet w ciągu stu lat. Niemcy konsekwentnie realizują swoje plany. Nie ma żadnego zaniechania interesów niemieckich na korzyść jakichś domniemanych, abstrakcyjnych racji Unii Europejskiej. Niemcy mogą służyć za bardzo dobry przykład państwa, które konsekwentnie broni swojej pozycji na arenie międzynarodowej.

 

Czyli takie publiczne połajanki polityka opozycyjnego, który otwarcie mówi o obronie interesów Polaków w innym kraju, służą de facto niemieckiej polityce?

Oczywiście. Poza tym te połajanki nasuwają skojarzenia z chwytami, jakie stosowała władza wobec tzw. nieprawomyślnych wypowiedzi w latach 60. czy 80. Do złudzenia przypomina to sytuację, gdy dominujące media czy polityczny obóz władzy atakuje działacza opozycji. A przy tym nie wysuwa żadnych, ale to żadnych argumentów merytorycznych. Bo ze słowami prezesa Kaczyńskiego nie ma żadnej dyskusji merytorycznej na temat tego, co mogliby Polacy zyskać w wyniku niedostrzegania problemu. Bo tu właśnie obóz ów proponuje niedostrzeganie problemu jako alternatywne rozwiązanie wobec wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego.

Również miejsce wypowiedzenia tych słów jest dobrze dobrane. Gdzie indziej niż na Opolszczyźnie można mówić o obronie interesów państwa polskiego w odniesieniu do ich realizacji wobec Polaków poza granicami?

 

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych