Wyznacznik samodzielnego śledztwa wg Seremeta: "Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy chcieli zadać pytanie, a Rosjanie odmówili"

Fot. PAP / Rafał Guz
Fot. PAP / Rafał Guz

„Gazeta Wyborcza” publikuje bardzo długi i bardzo interesujący wywiad z prokuratorem generalnym. Warto mu się bliżej przyjrzeć, bo z ust Andrzeja Seremeta pada kilka ważnych zdań, które pozwalają szerzej spojrzeć i lepiej zrozumieć pracę prokuratury, również w najważniejszym z prowadzonych przez nie śledztw.

Po kolei.

Andrzej Seremet wreszcie przyznaje, że w głośnej sprawie nieodbytego spotkania z prof. Biniendą w czasie jego pobytu w Polsce plany prokuratury wyglądały inaczej niż dotychczas przedstawiano.

Pan Binienda stawiał bezprecedensowe warunki do przesłuchania i mimo gotowości prokuratorów do ich spełnienia, do spotkania z nim nie doszło.

A więc jednak przesłuchanie. Wcześniej prokuratorzy przekonywali, że chodzi o zwykłe spotkanie, niejako konsultacyjne z profesorem. Binienda obawiał się, że zostanie przesłuchany w charakterze świadka i objęty tajemnicą postępowania, a to uniemożliwiłoby mu dalsze dzielenie się wynikami swoich prac. Miał rację.

Seremet odnosi się do obaw naukowca i atakuje dziennikarzy:

Jego komentarz jest przyczynkiem do olbrzymiej dyskusji, jak jest rozgrywane śledztwo smoleńskie. Nie tylko przez polityków, także przez media.

Wiąże się to z powszechnym mitem, którego mam powyżej uszu, że prokuratura ma błędną politykę informacyjną. Tygodniowo prokuratura wojskowa odpowiada na dziesiątki pytań kierowanych przez media określonego nurtu, które wykazują niesłabnące zainteresowanie katastrofą, znacznie większe niż media głównego nurtu (kamyczek do państwa ogródka). Inna rzecz, czy te odpowiedzi są potem wykorzystywane.

Szkoda, że prokurator generalny nie sprecyzował uprzejmie, co znaczy „określony nurt”. Co do odpowiedzi na pytania – wojskowa prokuratura mogłaby ich udzielać dużo mniej, gdyby tylko zechciała odpowiadać w pełni. W zasadzie każdy kontakt z NPW zmusza do ponowienia pytań, bo jej rzecznik lubi odpowiedzieć wymijająco albo nieprecyzyjnie. Zresztą doskonale to znamy również z konferencji prasowych. Każdy, niezależnie od medium, dziennikarz (no, może poza Janiną Paradowską) potwierdzi, że polityka informacyjna prokuratury w sprawie smoleńskiej nie jest należyta.

Prokuratura nie ma żadnego zamysłu, by zazdrośnie strzec tajemnic tego śledztwa. Informuje, ale nie wszystkich to zadowala. Słyszę krytykę pełnomocników niektórych rodzin, że nie są informowane. Pytam więc prokuratorów, czy pełnomocnicy czytają na bieżąco akta. Otóż nie czytają na bieżąco, bo lepiej ubolewać, że nie mają do nich dostępu.

Najpierw przez blisko dwa lata utrudnia się dostęp do akt (powie to każdy pełnomocnik), pozwala się je czytać wyłącznie w siedzibie prokuratury (to już blisko 100 000 stron!!!), nie odpowiada się na wnioski o dostęp do akt niejawnych (mec. Piotr Pszczółkowski czeka pół roku! Na odniesienie się do prośby), a później mówi, że pełnomocnikom nie chce się czytać papierów.

To nieco nieeleganckie ze strony prokuratora generalnego.

Pytany o podsumowanie kilku podstawowych hipotez, Seremet powtarza, że śledczy nie znaleźli dowodów na zamach, sprawność samolotu będzie oceniona dopiero w kompleksowej opinii biegłych, a zachowanie kontrolerów lotu da się zweryfikować, gdy… pomogą w tym Rosjanie:

Czekamy na ostateczną, mam nadzieję, partię materiałów z Rosji. Chodzi o zakres obowiązków pracowników lotniska, czyli kontrolerów, kierownika lotów, kierownika strefy lądowania, dalej: rodzaj wyposażenia lotniska, nagrania z wieży. To bardzo ważne dokumenty. Do tej pory otrzymaliśmy jedynie wyciąg z instrukcji użytkowania lotniska, który nie spełnia naszych oczekiwań.

Można się tylko uśmiechnąć i pogratulować prokuratorowi generalnemu optymizmu, cierpliwości i umiejętności lekceważenia dotychczasowych oznak ignorancji i bezczelności strony rosyjskiej.

Okazuje się, że wciąż poważnie jest rozpatrywana hipoteza o błędach załogi.

Czekamy na rys psychologiczny załogi. Na podstawie tej naszej opinii Instytut Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie przygotuje opinię psychologiczną o stanie emocjonalnym załogi. I czekamy na opinię psychologiczną dotyczącą rosyjskich kontrolerów. Oczywiście już wiemy, że piloci przekroczyli minima lotniska i własne. Ale to nie zamyka tego wątku i nie rozstrzyga sprawy.

A więc jednak! To psychologowie pomogą ustalić, czy piloci tupolewa i kontrolerzy ponoszą odpowiedzialność. Coś nam się wydaje, że będzie konieczne głośne domaganie się upublicznienia tych opinii.

Zapytany, co zostałoby zrobione z wrakiem, gdyby był w Polsce, Seremet odpowiada:

Biegli obecnie nie zgłaszają takiej potrzeby. Wszystko, co chcieli zbadać, zbadali. Oczywiście jeśli zajdzie taka potrzeba, prokuratura zorganizuje kolejne badania. Jeśli chodzi o dowody na terenie Rosji, to prokuratorzy już planują kolejne czynności procesowe, w tym przesłuchania świadków.

Może zatem odpuśćmy sobie jakiekolwiek starania o powrót tej „naszej pamiątki tragicznych wydarzeń”- jak swego czasu Jerzy Miller nazwał ten kluczowy dowód w śledztwie.

Rozbrajający jest wątek przesłuchiwania rosyjskich świadków na potrzeby polskiego postępowania. Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski wskazują, że to Rosjanie zadają wówczas pytania. Prokurator broni tej procedury:

AS: - Tak, ale pytania sformułowane przez nas. Jeżeli jest konieczność dosłuchania, zdarzają się sytuacje, że strona rosyjska chce wykazu tych dodatkowych pytań - i je dostaje. Ale jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy chcieli zadać pytanie, a Rosjanie odmówili.

GW: - Przesłuchiwany się przygotował albo został przygotowany do odpowiedzi...

AS: - Taki jest sformalizowany sposób przesłuchania obywateli innych państw, nie dotyczy to tylko Rosji. Ale na każde pytanie prokurator uzyskuje odpowiedź. Identyczna praktyka ma miejsce w przypadku przesłuchiwania polskich świadków przez Rosjan na terenie Polski.

Po tych słowach coraz trudniej traktować Seremeta poważnie. Przecież w takim systemie, w protokołach przesłuchań można zapisach kompletnie wszystko, a nawet na dobrą sprawę napisać je bez wzywania świadków. Czy ktokolwiek w Polsce jest w stanie sprawdzić, kto podpisał protokół? Czy na pewno był to np. naoczny świadek, którego nazwisko figuruje na pierwszej karcie?

A zdanie: "Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy chcieli zadać pytanie, a Rosjanie odmówili" jest idealnym mottem polskiego postępowania ws. Smoleńska. Możecie sobie pytać, Rosja pozwala.

Zapytany, czy ma oparcie w premierze, Seremet mówi:

Najgorsze, co mógłbym zrobić, to szukać politycznego oparcia w rządzie. Dzisiaj mi się zarzuca, że informowałem premiera Tuska o tzw. aferze trotylowej, bo to znaczy, że chodzę na pasku Tuska. Nie mogłem tego zaniechać, bo tak rozumiem interes państwa. Nie wyobrażam sobie braku współpracy organów państwa. Jest to konstytucyjny obowiązek.

Problem w tym, że akurat powinien szukać tego oparcia i to w wielu sprawach – od dnia katastrofy po dziś: m.in. w sprawie respektowania przez Rosję międzynarodowego prawa, w sprawie powrotu polskiej własności stanowiącej fundamentalne dowody w sprawie i wielu, wielu innych.

Jeżeli Seremet nie ma takiej świadomości, nie powinien być prokuratorem generalnym nadzorującym poważne śledztwo metodycznie utrudniane przez inne państwo.

Dalej przyznaje, z czym poszedł do Donalda Tuska na początku października:

Z informacją, że instrumenty zareagowały na obecność cząstek wysokoenergetycznych, takich, jakie występują w materiałach wybuchowych.

I nie chodzi o np. o kosmetyki, namioty czy pestycydy? Hajdarowicz ma coraz mniej na swoje usprawiedliwienie po wyrzuceniu z „Rzeczpospolitej” Cezarego Gmyza i trzech innych osób.

Bardzo ciekawie wygląda również ten wątek:

Ale współpraca z innymi nie wygląda lepiej, np. z USA. Oni nie zechcieli nawet odpowiedzieć na nasze pytania w sprawie śledztwa dotyczącego domniemanych więzień CIA. Żadnej reakcji. Cywilizowany kraj, wzór demokracji, a tu kompletne lekceważenie. A w sprawie katastrofy polskiego autobusu pod Grenoble trzy lata czekaliśmy na całość materiałów.

W stosunku do Rosjan, Seremet (ani żaden inny prokurator, członek komisji Millera czy przedstawiciel władzy) nigdy nie mówił o lekceważeniu… A podstaw do tego jest jakby znacznie więcej.

W dalszej części rozmowy prokurator generalny m.in. krytykuje projekt PO dotyczący tzw. mowy nienawiści:

Oznacza, że prokuratura będzie zasypywana doniesieniami oponentów politycznych. Będziemy wówczas ścigać wszystkie wypowiedzi, w których ktoś z kimś się nie zgadza. To absurd.

Zapytany o to, w czym się różni z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem, Seremet mówi:

W próbie podporządkowania prokuratora generalnego i prokuratury tzw. demokratycznej kontroli parlamentarnej. Gowin proponuje, by Sejm wytyczał "kierunki polityki karnej". Nikt do końca nie wie, co to jest, jest to bardzo nieostre, możliwe do podważenia z przyczyn nawet konstytucyjnych, bo oznaczałoby, że uchwałą Rady Ministrów prokurator, organ działający poza nią, ma być związany. Próbuje się tworzyć instrument, który w ręku człowieka źle nastawionego może być bardzo niebezpiecznie użyty. A przecież prawa nie szykuje się dla dobrych ludzi, tylko dla złych...

Nie uważam, jak twierdzi minister, że nadzór jest zbędny, a jego likwidacja natychmiast uzdrowi prokuraturę. Mitem jest również twierdzenie, że nadzór jest nadmiernie rozbudowany, bo fakty są takie, że na 6 tys. 250 prokuratorów w nadzorze pracuje 380. Z jednej strony chce się likwidować nadzór, a z drugiej otrzymuję tysiące próśb o objęcie nadzorem określonej sprawy.

O decyzji po ewentualnym nieprzyjęciu jego sprawozdania przez premiera:

Gdyby to nastąpiło, jakieś decyzje musiałbym podjąć. Działałbym bez zaufania premiera i w przypuszczeniu, że kolejne sprawozdanie będzie surowiej oceniane. Nie jestem przyklejony do fotela. Ale nie będę hamletyzował. Już kiedyś próbowano uczynić ze mnie safandułę. Wiem, co by się ludziom podobało, ale w te buty nie wskoczę.

Jakie?

Szeryfa. Seremet wstrząsa, odwołuje, gani, chwali, krytykuje. Codziennie jest w telewizji. Rano, wieczór, po południu. Ani to mój żywioł, ani powaga urzędu, choć świetna trampolina polityczna. Staram być wstrzemięźliwy, dziennie podejmuję setki decyzji. A zrobiono ze mnie nieporadnego człowieka, bo któryś dziennikarz był łaskaw, powołując się na źródło anonimowe, napisać, że Seremet nie jest decyzyjny.

Wzruszające i budzące podziw. Szkoda tylko, że nie przekłada się na codzienną pracę prokuratury, jaką widzimy osobiście oraz w mediach. Również, a może raczej zwłaszcza, w sprawie 10/04.

"GW", zp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.