Donald Tusk naprawdę kocha swoje rodzinne strony. W ciągu ostatniego roku rządowy samolot embraer latał na trasie Warszawa-Gdańsk aż pięćdziesiąt razy. Premier ewidentnie nie lubi Warszawy. Zdarzały się weekendy, w czasie których wracał do stolicy na kilka godzin. A potem znów ucieka do Trójmiasta. Weekendowe podwózki szefa rządu np. na mecz kosztują podatników równowartość luksusowego mercedesa.
Premier ma oczywiście prawo do korzystania z lotów rządowym samolotem. Jednak często pojawia się pytanie, czy szef rządu musi być aż tak ruchliwy. Pytanie takie pojawia się przy okazji choćby pierwszego weekendu września.
Niedziela, 2 września 2012 roku. Donald Tusk tradycyjnie wypoczywa w Trójmieście. Dzień zapowiada się przyjemnie: premier ma wziąć udział w wielkim meczu TVN „Politycy kontra gwiazdy”. Spotkanie odbędzie się w Warszawie, ale transport nie jest problemem. Przecież szef rządu ma do swojej dyspozycji służbowego embraera. Rano wsiądzie, poleci, zagra i wróci. To nic, że jego podróże z tego weekendu – łącznie z piątkowym wylotem z Warszawy i poniedziałkowym powrotem z Gdańska – będą kosztować tyle, ile nowy Mercedes Klasy C. Premier nie lubi siedzieć w Warszawie. To miasto go męczy
- zaznacza "Newsweek", który opisuje sposób wykorzystywania przez Tuska maszyn rządowych.
Kancelaria Premiera niechętnie przekazała listę lotów szefa rządu. Jednak w końcu gazecie udało się uzyskać to zestawienie. Wynika z nich, że Tusk traktuje samoloty jak taksówki.
Wprost przyznaje to jeden z współpracowników szefa rządu:
Premier uważa, że rządowy samolot po prostu mu się należy. Dlatego nie ma problemu z tym, żeby kręcić się w tę i z powrotem. A że kocha Trójmiasto, to zawsze będzie chciał do niego uciekać.
Zdziwienie może budzić jednak fakt, że premier korzystając w ten sposób z rządowej maszyny bije na głowę krytykowanych przez siebie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz premiera Jarosława Kaczyńskiego. W czasie prezydentury Kaczyńskiego oraz za rządów PiS Tusk stał w pierwszej linii krytyków "bizantyjskiego stylu" władzy oraz krytykował sposób wykorzystywania przez polityków rządowych samolotów. Gdy sam doszedł do władzy, nie tylko nie ograniczył lotów, ale je mocno zintensyfikował.
Świadomi tej hipokryzji są również współpracownicy Donalda Tuska. Jeden z polityków Platformy zaznacza:
Tusk zawsze się dziwił, że cała krytyka skupia się na nim, a przecież Bronisław Komorowski też lata. Zachowuje się tak, jakby zapomniał o swoich obietnicach, że będzie latać rejsowymi i skończy z tym Bizancjum, które wprowadzili Kaczyńscy.
I rzeczywiście, sposób korzystania z samolotów rządowych pokazuje, że Tusk albo zapomniał o swoich deklaracjach, albo jego deklaracje były kłamstwem, częścią niegodnej kampanii walczenia z politycznymi przeciwnikami. Jedno i drugie wytłumaczenie nie stawia premiera w korzystnym świetle...
Godzina lotu premiera kosztuje podatników 35 tysięcy złotych. To oznacza, że podróże premiera z ostatniego roku kosztowały budżet państwa minimum 1,3 miliona złotych. Podatnicy nie mają zbyt wielu powodów do zadowolenia, ale cieszą się za to koledzy premiera z Gdańska. Tomasz Arabski, Sławomir Nowak czy Sławomir Rybicki zawsze mogą liczyć na podwózkę...
KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/145356-tusk-warszawy-nie-lubi-do-trojmiasta-lata-chocby-na-kilka-godzin-loty-szefa-rzadu-kosztuja-polakow-ponad-milion-zlotych-rocznie