Jarosław Kaczyński w "GPC": "Leszek chciał wygrać też trochę po to, by udowodnić, że nikczemnością nie wszystko można w Polsce uzyskać"

Fot. prezydent.pl
Fot. prezydent.pl

Jarosław Kaczyński potwierdził w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie”, że „Pieśń o małym rycerzu” była rozważana jako hymn kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego. Zdecydowanie zaprzeczył, jakoby wizyta w Katyniu była traktowana jako start kampanii. Początek wyścigu prezydenckiego planowany był miesiąc później – na wielkiej paradzie Polonii 2 maja w Chicago.

Tam zawsze są setki tysięcy ludzi, pokazałby się z tłumami. Przyjęcie Leszka byłoby, jak to u Polonii, niezwykle entuzjastyczne. Miał być koncert, być może byliby wybitni politycy amerykańscy, takie w każdym razie były plany. Następnie miał wrócić do Polski i 3 maja, po uroczystościach w Muzeum Hymnu Narodowego we dworze Józefa Wybickiego ogłosić swoją decyzję o kandydowaniu na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej.

Były premier wspomina, że bracia uprawiali politykę równolegle, a nie w ramach bezpośredniej współpracy:

Leszek nie miał absolutnie zacięcia partyjnego, przez jakiś czas był szefem PiS, ale został nim niechętnie. Był za to świetnym działaczem związkowym i to, że faktycznie był bardzo dobry w kierowaniu strukturami Solidarności, można przeczytać nawet w książce tak wrogich osób, jak Jarosław Kurski z „Gazety Wyborczej”. Później został parlamentarzystą, z tamtego czasu zapamiętałem polemiki Leszka z Jerzym Hausnerem, bo panowie mówili do siebie nie per panie pośle, tylko per profesorze. Polemizowali na poziomie seminaryjnym i dzięki temu mieliśmy wykłady w Sejmie. Gdyby tak dzisiaj wyglądały dyskusje parlamentarne...

Jarosław Kaczyński dodaje, że przyjściu Lecha do Biura Bezpieczeństwa Narodowego zaowocowało zdobyciem dużej wiedzę na temat systemu III RP.

Ułatwiała to pewna niejasność prawa. Sądzono bowiem niekiedy, że BBN jest instytucją nadrzędną wobec Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Urzędu Ochrony Państwa, że było takim superbiurem rządzącym wojskiem i bezpieką. Początkowo myślano też, że Leszek jest człowiekiem Wałęsy i ludzie ze służb biegali do niego i przekazywali mu różne informacje, donosili na siebie.

Prezes PiS mówi, że początkowo Lech Kaczyński myślał tylko o jednej kadencji w Pałacu Prezydenckim, bo „za dużo od Boga nie można wymagać”.

Ale później wręcz się zaciął, żeby walczyć. Miał poczucie, że jego obowiązkiem wobec Polski jest wygrać. Nie miał według sondaży wielkich szans, jednak ostatnie notowania przed śmiercią były coraz lepsze. W nocy przed 10 kwietnia, gdy wracałem ze szpitala od mamy, dowiedziałem się, że najnowsze wyniki są bardzo obiecujące.

Według nich Bronisław Komorowski cieszył się wówczas 28-pocentowym poparciem, a Lech Kaczyński tylko 5 pkt. mniejszym.

Leszek chciał wygrać też trochę po to, by udowodnić, że nikczemnością nie wszystko można w Polsce uzyskać.

Więcej w „Gazecie Polskiej Codziennie”.

znp, niezalezna.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.