Czy Tu-154M przed wylotem do Smoleńska był badany przez oficerów BOR bez uprawnień? Czy gen. Janicki to także jakoś wytłumaczy?

fot. wikipedia
fot. wikipedia

W skład grupy dyżurnej BOR, która brała udział w rozpoznaniu pirotechnicznym Tu-154M przed wylotem do Smoleńska, wchodziło dwóch funkcjonariuszy, którzy nie powinni zostać do niej dopuszczeni - ustalił "Nasz Dziennik".

Według gazety chodzi o Krzysztofa D. i Sylwestra P., którzy nie spełniali rygorystycznych wymogów, aby móc pracować ze spektrometrem przy zabezpieczeniu tak ważnej wizyty. Funkcjonariusze BOR dokonujący rozpoznania pirotechnicznego przed wylotami ważnych delegacji powinni pracować w grupie dyżurnej co najmniej trzy lata, przejść specjalistyczne przeszkolenia i znać budowę tupolewa.

Rzecznik BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz zapewniał niedawno, że samolot został dokładnie sprawdzony przez ekipę ze specjalistycznym sprzętem i psem, skontrolowano wszystkie przejścia i halę odlotów.

O kwalifikacje oficerów pyta też mec. Bartosz Kownacki. Prawnik podkreśla, że na podstawie protokołów z przesłuchań funkcjonariuszy BOR można odnieść wrażenie, że kontrola pirotechniczna Tu-154M nie była szczególnie wnikliwa.

Tak jakby przeszli się po tym samolocie z psem i wyszli. Jeżeli w takiej grupie znajdowały się osoby bądź nieuprawnione, bądź z jakichś względów niemogące wykonywać tych czynności, to jest sytuacja dowodząca, że BOR (co potwierdziła sama katastrofa) jest atrapą służby, a nie służbą, która rzeczywiście ochrania najważniejsze osoby w państwie

- mówi Kownacki.

Przypomnijmy, że szef BOR Marian Janicki już po katastrofie został awansowany do stopnia generała.

źródło: naszdziennik.pl/Wuj

fot. wikipedia

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.