Ostatnie wydarzenia to komunikat do oligarchii i aparatu państwowego, zamykający się w zdaniu: władzy nie oddamy nigdy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Ze wszystkich gorących obrazów ostatnich, dynamicznych tygodni najbardziej utkwiło mi w głowie nagranie pokazujące szpaler policjantów, którzy oddają serię strzałów (z broni gładkolufowej) w kierunku uczestników Marszu Niepodległości. I nie oceniam tutaj zasadności zdecydowanej reakcji policji - tej sprawy nikt nie rozstrzygnął dotąd jednoznacznie. Uważam jednak, że ten właściwie nieznany w III RP widok - a wiec policyjne szeregi strzelające do opozycyjnego tłumu - jest ważnym komunikatem władzy.

Komunikatem, którego bezpośrednią przyczyną było chwilowe prowadzenie jedynej realnej, nie malowanej partii opozycyjnej w sondażach. Tymi strzałami władza weszła na wyższy poziom brutalności. Pokazała wszystkim zainteresowanym, że w obronie swojej władzy gotowa jest sięgać po środki jeszcze niedawno niewyobrażalne.

Nie sądzę przy tym, że jest to komunikat skierowany przede wszystkim do przeciętnych Polaków. Nie, to komunikat adresowany do oligarchii i aparatu państwowego. Jasny sygnał, że nie należy orientować się na opozycję, choćby ta prowadziła w sondażach, ponieważ od woli wyborców do zmiany władzy jest bardzo daleka droga.

Takich komunikatów mamy zresztą więcej. Operacja wokół sprawy trotylu na wraku, przeprowadzona z jawnym wykorzystaniem prokuratorów (przygotowali komunikat PR-owski, nie merytoryczny) też temu służyła: wpojeniu przekonania, że zasoby władzy, umożliwiające reżyserowanie rzeczywistości społecznej, są nieprzebrane, a jej kontrola nad procesami społecznymi głębsza, niż sądzimy.

Później "wyhodowany" przez ABW "zamach". Znów to samo - wybuchy, bomby, zamach, zbrodnia, śmierć, delegalizacja, uprawnienia służb specjalnych, państwowość i antypaństwowość.

Zauważmy, wokół jakich słów zaczyna krążyć nasza debata, jakie słowa i jaki zakres tematyczny wprowadza władza. Coraz bardziej krążymy wokół przemocy, i to bezpośredniej, takiej z użyciem broni, takiej, która zabija. Chodzi oczywiście o budowanie atmosfery grozy, o wywołanie klimatu strachu i jednoczesnego przyzwolenia na stosowanie coraz brutalniejszych środków w walce z opozycją. Już nie tylko środków medialnych, ale i całkiem konkretnych. Zapewne w słusznym przewidywaniu, że sytuacja w kraju będzie coraz bardziej gorąca, głównie za sprawą narastającego kryzysu i powszechnego przekonania, że obecna władza nie ma żadnego sensownego pomysłu na Polskę poza obroną status quo.

Fizyczna przemoc - zamachy, strzały, śmierć - to elementy stale obecne za naszą wschodnią granicą: w Rosji, na Białorusi i na Ukrainie. Nigdy do końca nie wiadomo, czy zdarzyły się same, czy też reżimy pozwoliły im się zdarzyć, albo nawet - pomogły się zdarzyć. Zawsze służą jednak zastraszeniu obywateli, jak już napisałem, dwuwarstwowo: raz jako bezpośrednie zagrożenie dla spokoju, a dwa jako sygnał, że sytuacja uzasadnia przemoc ze strony władzy.

Sądzę, że i u nas ostatnie wydarzenia - przemoc wobec Marszu Niepodległości, sprawa trotylu (skutkująca jeszcze dalej idącym domykaniem mediów) i sprawa zamachu - są częścią szerszego planu, którego komunikat ostateczny jest bardzo prosty: władzy nie oddamy nigdy.

Demokracja w Polsce powoli, ale konsekwentnie staje się fikcją. Prawo nie jest równe dla wszystkich, słyszymy jawne wezwania do łamania prawa w walce z opozycją. Krok po kroczku, zdanie po zdanie, okładka po okładce, cały system polityczny jest przebudowywany w kierunku znanym np. z rządów Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej w Meksyku. Zanika fundamentalne dla demokracji przekonanie, że rządy można zmienić w wyniku werdyktu wyborczego.

Zastanawia zgoda elit medialnych na taki kierunek rozwoju naszego państwa. Rozumiem, że kieruje nimi strach przed PiS, że najważniejsza jest obrona własnych pozycji. Dziwię się jednak, że ów establishment nie widzi ostatecznej konsekwencji: oni sami też obudzą się z bardzo krótką smyczą na szyi.

To, że nie biją krytycznych dziennikarzy, że można pisać w internecie co się chce, nic w tym obrazie nie zmienia. W Rosji też do niedawna można było pisać - w internecie - co się chce. Nowa antydemokracja to nie kopia PRL-u, to coś nowego, bliskiego demokracji sterowanej, a nie komunistycznemu systemowi o ambicjach totalitarnych. Na razie to coś ostatecznie mniej przerażającego, ale przecież to nadal coś, co nie jest demokracją.

Zasadnicze pytanie brzmi więc: czy władza zdąży zniszczyć demokrację zanim poparcie dla niej ostatecznie się załamie.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych