wPolityce.pl: Naczelna Prokuratura Wojskowa wydała oświadczenie, w którym podaje, że na pokładzie Tu-154M o nr bocznym 102 również wykryto substancje wysokoenergetyczne. NPW wyjaśnia, że do badań używano takiego samego sprzętu, jak w Smoleńsku. Jak Pan odbiera oświadczenie śledczych?
Antoni Macierewicz: Naczelna Prokuratura Wojskowa sprowadza się do roli czysto propagandowej. Komunikat NPW jest tak samo niewiarygodny, jak słowa prokuratora Ireneusza Szeląga, który stwierdził, że w Smoleńsku nie wykryto materiałów wybuchowych. Przecież my mamy dowody, że stwierdzono ślady materiałów wybuchowych. Jeśli prawdą byłby obecny komunikat prokuratury, to należy spytać, dlaczego prokuratura nie poinformowała o tym eksperymencie pełnomocników rodzin, dlaczego nie umożliwiono im obecności. Urządzenia używane w Smoleńsku pokazują od razu, z jakim związkiem chemicznym mamy do czynienia. Pełnomocnicy mogli więc być najlepszymi świadkami eksperymentu, o którym pisze NPW. Jednak tego nie zrobiono, co oznacza, że badania są niewiarygodne i robią wrażenie propagandy.
Dlaczego Pan tak mówi?
Na manipulacyjny charakter działania prokuratury wskazuje przede wszystkim fakt, że w czasie badania ciała ks. prof. Ryszarda Rumianka pełnomocnikowi rodziny dwukrotnie odmówiono badania ciała oraz ubrania księdza detektorem, które używano w Smoleńsku. To odbywało się w czasie, gdy przeprowadzono eksperyment, który opisuje NPW. Czyli jak prokuratura może ukryć przed rodzinami ofiar szczegółowe wyniki badań, znajduje substancje wysokoenergetyczne, a jak ma prowadzić badania przy obecności niezależnych obserwatorów i pełnomocników odmawia wykonania podstawowych ekspertyz. Czego prokuratura się boi? Co chce ukryć w sytuacji, w której wie, że ktoś patrzy jej na ręce? Dlaczego prowadzi badania jedynie, gdy nikogo przy niej nie ma, a potem może wydać wprowadzające w błąd oświadczenie. Skala manipulacji jest wielka. Wstyd.
W sprawie ostatniego badania również?
Śledczy badali przecież już ten samolot półtora roku temu, gdy robiono eksperymenty słuchowe oraz badania awioniki. Wtedy również zapewne badano obecność substancji wybuchowych. Wszystko robi wrażenie doraźnej, propagandowej gry. Wstyd mi, że prokuratura się wdaje w takie rzeczy. Warto zaznaczyć, że kolejny raz mamy sytuację, w której czynniki rządowe dowiadują się o czymś, a pełnomocnicy i rodziny nie otrzymują żadnych informacji. Do dziś rodziny nie otrzymały sprawozdania z tego, co zrobiono w Smoleńsku. Nie umożliwiono im również udziału w tym, co nazywa się eksperymentem w Mińsku Mazowieckim. To jest śledztwo prowadzone ze złamaniem wszystkich reguł prawa międzynarodowego. To było już wielokrotnie przez nas wskazywane. To będzie również przedmiotem skargi na działanie prokuratury.
Pojawia się wątpliwość, czy jeśli pojawią się twarde dowody na zamach w Smoleńsku, Polacy dowiedzą się o tym z instytucji rządowych?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Wciąż tli się we mnie nadzieja na uczciwość ze strony, nie prokuratorów wypowiadających się publicznie, jak Ireneusz Szeląg, ale prokuratorów referentów tego śledztwa. Liczę na uczciwość ludzi, którzy w tych badaniach biorą udział. Mam złe doświadczenia, ostatnie tygodnie potwierdziły, że NPW jest w stanie służyć za ramie propagandowe obecnej administracji. Boję się, że może zajść sytuacja, o której Pan mówi. Tym ważniejsze są publikacje prasy zagranicznej. "Die Welt" pisał ostatnio, że były materiały wybuchowe w Smoleńsku. Nie uda się już utrzymać tej sprawy między Tuskiem a Szelągiem. Ciągle jest ważny postulat powstania międzynarodowej komisji. Skoro w Smoleńsku nie znaleziono niczego poza mydłem i perfumami, to niech potwierdzi to komisja międzynarodowa. To będzie koniec dyskusji. Niech eksperci Millera usiądą do stołu z ekspertami zespołu parlamentarnego. Przy jawności można konfrontować dowody i argumenty.
Rozmawiał KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/144684-cztery-pytania-do-macierewicza-ostatnie-tygodnie-potwierdzily-ze-npw-sluzy-za-ramie-propagandowe-obecnej-administracji