Zarzucanie mu nierzetelności po 22 latach publikowania tekstów uwłacza jego godności. Pikieta w obronie Gmyza

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / G. Jakubowski
fot. PAP / G. Jakubowski

Przed siedzibą "Rzeczpospolitej" zgromadziło się kilkadziesiąt osób, które pikietowały przeciwko decyzji Rady Nadzorczej i Zarządu spółki Presspublica o zwolnieniu red. Cezarego Gmyza za artykuł "Trotyl na wraku tupolewa".

Zgromadzeni dziennikarze i czytelnicy "Rzeczpospolitej" wyrażali swój sprzeciw wobec limitowanego dostępu do prawdy i wprowadzaniu cenzury.

"Chcemy wolnych mediów" i "Precz z komuną" - skandowali.

Wśród pikietujących byli m.in. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Paweł Nowacki - wydawca programu "Warto Rozmawiać", Anita Gargas z "Gazety Polskiej" i Jacek Karnowski - redaktor naczelny portalu wPolityce.pl. Pikietowali również Piotr Zaremba, Barbara Sułek-Kowalska z tygodnika "Idziemy", Jan Ołdakowski, Wiktor Świetlik, Adam Borowski, Krzysztof Nowak i Dariusz Gawin.

Pojawili się także Mariusz Kamiński i Adam Hofman z PiS.

Krzysztof Skowroński, szef SDP powiedział, że przyszedł na pikietę w obronie Czarka, bo to odruch solidarności oraz dlatego, żeby bronić mediów.

Trzeba pokazywać, że w polskich mediach nie dzieje się dobrze. Zwolnienie trzech dziennikarzy i redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej". Jest coraz miejsc, w których można publikować informacje niewygodne dla obecnej władzy. Trzeba być solidarnym, bo kompletnie się pogubimy. Jest tu spora grupa dziennikarzy, ale jednak za mało. Wyrzucenie Cezarego Gmyza pokazuje jak instrumentalnie można potraktować dziennikarza . My nie powinniśmy się na to godzić, aby z pracy wyrzucano dziennikarza bardziej znanego lub mniej znanego bez podania przyczyny, jak tego redaktora (Bartosza Marczuka przyp. red.), który był na urlopie i nie było go podczas publikacji artykułu

- tłumaczył Skowroński.

Cezary Gmyz podziękował za wsparcie swoim współpracownikom, rodzinie, sygnatariuszom listów, które powstały w jego obronie oraz wszystkim pikietującym. Poinformował, że będzie teraz niezależnym dziennikarzem, współpracującym z różnymi redakcjami.

Praca jest dla mnie ważna, ale chęć pozostania tutaj nie jest dominująca. Chciałem podziękować wszystkim kolegom, współpracownikom, ale przede wszystkim rodzinie, zwłaszcza mojej żonie. Żegnam się z "Rzepą", ale nie żegnam się z moimi kolegami, u których znalazłem dużo wsparcia. Nie żałuję dzisiaj niczego, dlatego że wykonywałem swój zawód tak, jak najlepiej potrafię i będę go wykonywał dalej.

Gmyz powiedział, że rozważa obecnie pozostanie dziennikarzem niezależnym, współpracującym z kilkoma tytułami. Będę czerpał swoje dochody z kilku miejsc.

Zapytany o to w jaki sposób odnosi się do postawionego mu zarzutu braku rzetelności dziennikarskiej, odpowiedział, że jest w kontakcie ze swoimi prawnikami.

Zarzucanie mi po 22 latach publikowania tekstów - które czasami Polską wstrząsały, np. o aferze hazardowej - uwłacza mojej godności.

Z redakcji "Rzepy" nikt nie wyszedł do pikietujących w obronie niezależności od dziennikarzy.

Według zdobytych przez nas informacji, właściciele Presspubliki zagrozili, że udział w demonstracji któregokolwiek z dziennikarzy zakończy się jego zwolnieniem. Potwierdził to jeden z żurnalistów, do którego zadzwoniliśmy.

Nikt z nas nie wyjdzie na pikietę. Po prostu boimy się o pracę. Ale oczywiście cieszymy się, że tu jesteście. Patrzymy na was z okien

- powiedział nam kolega.

Wśród pikietujących pojawiła się emerytowana już Joanna Lubieniecka, która w 1996 r. wraz z Tomaszem Wołkiem tworzyła dziennik "Życie". Pracował w nim także Cezary Gmyz. Dziś drogi tej trójki: Lubienieckiej, Wołka i Gmyza mocno się rozeszły...

Brakuje słów, co się tutaj dzieje. Wydawało się, że wielkim osiągnięciem jest to, żeśmy z cenzurą skończyli. A tu okazuje się, że cenzura wraca w ordynarnej formie, że dziennikarzy z najwyższej półki zwalnia się z pracy.

Pani Lubieniecka wspomina, że Czarka Gmyza znała już w latach 80.

Zaczynał jako młody chłopak w "Życiu Warszawy", w którym pracowałam. Odnosiłam wrażenie, że Czarek rozwijał się z godziny na godzinę. Pracował zawsze z wielką pasją. To człowiek, który ma nie tylko wyuczony ten zawód, ale wręcz powołanie do niego. Obserwowałam bardzo dokładnie jego drogę zawodowo, który uczciwie pracuje, ma osiągnięcia i wszyscy którzy znają się na wydawaniu gazet potrafią takiego człowieka docenić. Nie mam wątpliwości, że teraz w kierunku Gmyza wyciągną się ręce rozsądnych wydawców i dziennikarz będzie miał mnóstwo propozycji pracy, czego mu z całego serca życzę.

Pod redakcją "Rzeczpospolitej" spotkaliśmy Mariusza Kamińskiego, byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, posła PiS. Prywatnie kolega Czarka Gmyza z czasów Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Przyszedłem tu jako czytelnik wspaniałych tekstów śledczych Gmyza. Ale jestem tu też jako jego kolega z NZS. Bardzo wstrząsnęła mną wypowiedź Grzegorza Hajdarowicza, szefa Presspubliki, dezawuująca Czarka i jego dokonania w czasie PRL, gdy był szefem organizacji na PWST. Zapewniam, że Czarek wie wiele o tamtym systemie. Zna PRL.

 

CZYTAJ TAKŻE: Cezary Gmyz w Radiu Maryja: "Mam poczucie, że dochodzimy do kresu niezależnego dziennikarstwa"

CZYTAJ TAKŻE: List otwarty przeciw nagonce na Cezarego Gmyza i "Rzeczpospolitą". "To zmierza do dalszego ograniczania wolności prasy!"

 

mall

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych